Super Bowl. Krwawy poniedziałek w Atlancie

Podczas Super Bowl Ray Lewis będzie jednym z najczęściej pokazywanych graczy. Pewnie będzie płakał przy hymnie. Pewnie kibice przypomną sobie noc w 2000 roku, gdy od noża zginęło dwóch ludzi.

Lewis zagra ostatni mecz - po 17 latach kariery. Gdyby w wielkim finale futbolistów szukać sportowego wzoru, byłby idealnym kandydatem. Tytan pracy, nieustraszony i niezmordowany na boisku. Jeden z najlepszych defensywnych zawodników NFL w jej długiej historii. Wierny jednemu klubowi - Ravens z Baltimore. Jest tam postacią kultową. Kibice kupują w tym mieście właściwie tylko jego koszulki - z numerem 52.

Jego fundacja - Ray Lewis 52 - najbiedniejszym rodzinom rozdaje kilkaset obiadów na Święto Dziękczynienia, dzieciom setki prezentów pod choinkę i tysiąc wyprawek szkolnych.

Ku sportowi i dobroczynności pchała go pamięć trudnego dzieciństwa. Najstarszy z sześciorga rodzeństwa od najmłodszych lat czuł się odpowiedzialny za braci i siostrę. W szkole średniej za punkt honoru obrał sobie wymazanie z tabeli szkolnych rekordów osiągnięć swojego ojca, który zapowiadał się na wybitnego sportowca. Udało się.

Ale ku dobroczynności pcha go też pamięć tragicznych zdarzeń z 2000 roku.

O swoim udziale w nich mówił: - Byłem w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie i z niewłaściwymi ludźmi.

31 stycznia 2000 roku w jednym najlepszych finałów Super Bowl St. Louis Rams pokonali Tennessee Titans. Po meczu Lewis z kilkoma kobietami i kolegami do poniedziałkowego świtu imprezowali przed wejściem do luksusowego nocnego klubu Cobalt w Atlancie. Wokół tłumy. Nagle między nimi a inną grupą mężczyzn wybuchła awantura. Ktoś komuś rozbił butelkę szampana na głowie. W bójce zginęli od ciosów nożem 24-letni Richard Lollar i 21-letni Jacinth Baker. Sekcja zwłok wykazała, że nożownicy wiedzieli, jak zabić - ich ciosy były precyzyjne i silne.

Lewis i jego dwaj koledzy wskoczyli do wynajętego lincolna navigatora i z piskiem opon odjechali. Za nimi rozległy się strzały. Przestrzelono oponę samochodu. Wkrótce potem trójka osiłków (Lewis waży 110 kg, koledzy nie mniejsi) została zatrzymana przez policję.

- Powiedz mi, czy na tych rękach jest krew? - pytała Lewisa matka, gdy odwiedziła go w areszcie. Odpowiedział, że nie. - To wszystko, co chciałam wiedzieć - odetchnęła. Jej syn został zwolniony z aresztu po wpłaceniu 1 mln dol. kaucji.

Lewisa oskarżono tylko o utrudnianie śledztwa i skazano na 12 miesięcy nadzoru kuratorskiego. Futbolista obciążył w śledztwie kolegów, ale zdołali się wybronić przed sądem. Do tej pory nikt nie odpowiedział za śmierć dwóch młodych mężczyzn.

- Jestem innym człowiekiem - oświadczył matce Lewis po ogłoszeniu wyroku.

Zajął się dziećmi (ma ich w sumie sześcioro z czterema kobietami). Pokazał światu inną twarz, choć na boisku pozostał tym samym twardzielem, budzącym respekt, a nawet strach u rywali. Podpisał lukratywne kontrakty reklamowe. W 2001 r. zdobył z Ravens Super Bowl i został uznany za najlepszego zawodnika finału. W najbliższą niedzielę po raz drugi może sięgnąć po to trofeum (transmisja w Polsce w ESPN America).

Ludzie wciąż jednak pamiętają, co się zdarzyło 13 lat temu.

W finale American Conference Ravens pokonali w poprzedni weekend New England Patriots. Żona Wesa Welkera z Patriots, wściekła po porażce drużyny męża, zamieściła na Facebooku zjadliwy wpis: "Zobaczcie stronę Raya Lewisa w Wikipedii. 6 dzieci, 4 żony. Oskarżony o morderstwo. Dał w łapę rodzinie [w wyniku ugody przed procesem cywilnym Lewis ustanowił fundusz dla 4-letniej córki Lollara w wysokości 1 mln dol.]. Yay. Członek galerii sław! Prawdziwy wzór do naśladowania!".

Do zobaczenia w telewizji

Najważniejszy dzień prawdziwego Amerykanina - niedziela, 3 lutego - Super Bowl, ESPN America 0.00

Finał ligi futbolu amerykańskiego to nie tylko sport. Oczywiście najważniejsze jest, kto wygra: Baltimore Ravens czy San Francisco 49ers. Ale poza emocjami sportowymi ważne jest też widowisko. A to Amerykanie potrafią tworzyć w niezrównany sposób. Nawet dumna ze swojej Ligi Mistrzów UEFA chce się uczyć od nich i wysyła na Super Bowl swoje delegacje, by zobaczyć, jak to się robi. W tym widowisku nie tylko futboliści chcą się wznieść na wyżyny swojego kunsztu. Samo odśpiewanie hymnu - w tym roku została o to poproszona Alicia Keys - to niesłychane wyróżnienie i jednocześnie wielkie wyzwanie. Każda artystka za punkt honoru obiera sobie, by jej wykonanie było oryginalne i nie do zapomnienia. Równie niezwykły jest show w przerwie. Tu też zapraszani są najwięksi z wielkich, a występ w przerwie meczu, choć krótki, uważany jest za niezwykłą nobilitację. W ubiegłym roku zaśpiewała Madonna i mówiła, że spełniła swoje marzenia. Teraz na stadionie w Nowym Orleanie wystąpi Beyoncé. Warto obejrzeć mecz z całym ceremoniałem, honorowaniem weteranów i ludzi, którzy poświęcili życie dla innych. Może dużo w tym pompy, ale jednocześnie liturgia ma jasny przekaz: to mecz nad meczami, ważny dla nas nie jako kibiców, ale jako społeczności, część amerykańskiej tożsamości. Najważniejszy dzień prawdziwego Amerykanina. Powtórka meczu w poniedziałek (4 lutego) o 19 w stacji ESPN America.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.