Kwalifikacje olimpijskie siatkarzy do Rio 2016. Pięć rzeczy po pięciu setach z Chinami: są błędy, ale jest też luz i jest wielka siła mentalna

Sami oddaliśmy rywalom dwa sety, by znów spektakularnie się podnieść i pokazać, jak twardym jesteśmy zespołem. Polscy siatkarze pokonali Chiny 3:2 (26:28, 20:25, 25:16, 25:17, 15:10) w czwartej kolejce tokijskich kwalifikacji do Rio. Awans mamy już prawie pewny. W czwartek gramy z Wenezuelą. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 8.40
Grzegorz Łomacz i Karol Kłos próbują blokować Grzegorz Łomacz i Karol Kłos próbują blokować SHIZUO KAMBAYASHI/AP

Wciąż pomagamy rywalom

Prawie połowę - aż 13 z 28 - punktów w pierwszym secie Chińczycy zdobyli po naszych błędach. Czyli bardziej te punkty dostali niż zdobyli. Znów weszliśmy w mecz ospale, przegrywaliśmy 1:5, na pierwsze prowadzenie wyszliśmy dopiero w drugiej części partii (16:15). Gdyby nie brak koncentracji spowodowany chyba przeświadczeniem, że sytuacja jest już opanowana, wygralibyśmy tego seta, ale skończyliśmy dwoma błędami - nie odebraliśmy dobrej zagrywki Dai, a w ostatniej akcji Karol Kłos nie trafił w boisko.

Za błędy zapłaciliśmy też w drugiej partii. Po niej mieliśmy na koncie aż 20 pomyłek, a rywale tylko dziewięć (czyli w błędach w pierwszym secie było 13:6, a w drugim 7:3). Szczególnie bolały błędy w końcówce. Od stanu 20:21 nie zdobyliśmy już punktu, bo Grzegorz Łomacz nie potrafił znaleźć tempa ataku z żadnym z kolegów, a dodatkowo żaden z jego kolegów nie umiał dobrze przyjąć chińskiej zagrywki.

Nie zagrywasz, nie wygrywasz

Właśnie zagrywka miała być tym elementem, w którym nasza przewaga będzie największa. Wiadomo, że przyjęcie nie jest mocną stroną rosłych Chińczyków. Niestety, przez dwa sety ani trochę nie utrudnialiśmy im zadania. Jedynie floaty Marcina Możdżonka spełniały swoje zadanie. Po trzeciej partii w asach serwisowych nadal było 0:2, ale od seta wygranego przez nas do 16 wreszcie zagrywka była na odpowiednim poziomie. Szczególne brawa należą się tu Bartoszowi Kurkowi. Odrzuceni od siatki Chińczycy mieli problem z rozegraniem i wreszcie popełniali błędy - osiem przy sześciu naszych w trzecim secie i dziewięć przy naszych czterech w partii czwartej.

Bartosz Kurek Bartosz Kurek SHIZUO KAMBAYASHI/AP

Cieszy luz

Od stanu 10:6 w trzecim secie mistrzowie świata wreszcie przejęli kontrolę nad meczem. W końcówce tej partii widzieliśmy już w poczynaniach Polaków luz świadczący, że poczuli się pewnie. Była taka akcja, kiedy Stephane Antiga wprowadził na podwyższenie bloku Dawida Konarskiego za Łomacza. Kurek zaserwował wówczas tak dobrze, że piłka wróciła na naszą stronę i trzeba było rozegrać akcję nie mając na parkiecie rozgrywającego. Zamiast bezpiecznej opcji Michał Kubiak wybrał wspaniałe dogranie do wyskakującego z drugiej linii Kurka. Punkt na 23:15 zdobyliśmy pięknie.

Swoją dominację zaznaczyliśmy też od początku czwartego seta. Czas wzięty przez rywali przy naszym prowadzeniu 11:5 w niczym im nie pomógł. Szkoda, że tak późno, ale dobrze że w ogóle lepszy zespół pokazał, że jest lepszy.

Michał Kubiak Michał Kubiak SHIZUO KAMBAYASHI/AP

Mentalnie rośniemy

Jasne, że lepiej byłoby nie tracić w meczu z Chinami punktu, ale skoro już rewelacja tokijskich kwalifikacji urwała nam dwa sety, to spójrzmy na pozytywy tej sytuacji. Wcale ich nie brakuje. Znów pokazaliśmy charakter, podnosząc się ze stanu 0:2, znów wzrośnie morale naszego zespołu, co ma spore znaczenie w procesie budowy ekipy na igrzyska. W kontekście przyszłych bojów dobrze wygrać kolejnego tie-breaka. W Tokio graliśmy trzeciego i trzeci był dla nas zwycięski, w sumie za kadencji Antigi rozegraliśmy ich już 25, wygrywając aż 16.

Zuch chłopak! Zuch chłopaki! Trener Antiga ściska Kubiaka po meczu z Niemcami Zuch chłopak! Zuch chłopaki! Trener Antiga ściska Kubiaka po meczu z Niemcami FOT. KUBA ATYS

Jedziemy do Rio!

Nie trzeba wyższej matematyki, by obliczać szanse naszych siatkarzy na awans do turnieju olimpijskiego. Tak naprawdę oni już są pewni gry w Rio. Po czterech kolejkach tokijskich eliminacji biało-czerwoni pozostają jedynym niepokonanym zespołem. Nawet gdyby nagle zaczęli przegrywać, nie stałaby się im krzywda. A jeśli w czwartek pokonają najsłabszą Wenezuelę, będziemy już mogli ich nazywać olimpijczykami. Należy im się to bezsprzecznie. W absurdalnie rozbudowanych kwalifikacjach mistrzowie świata rozegrali już 20 meczów, a wygrali aż 17. Brawo!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.