Igrzyska w Rio. Włodarczyk: Może i tytuł z Londynu będzie należał do mnie?

- Warto było wyciskać poty! Teraz po cichu czekam na oficjalną wiadomość o Tatianie Łysenko, bo według tego, co wiem, została złapana na dopingu. Może i tytuł z Londynu będzie należał do mnie? - powiedziała Anita Włodarczyk po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego na igrzyskach w Rio i pobiciu rekordu świata.

Rozmowa z Anitą Włodarczyk, mistrzynią olimpijską i rekordzistką świata w rzucie młotem.

Takiego pokazu dominacji w Rio de Janeiro jeszcze nie widzieliśmy...

Anita Włodarczyk: Dzisiaj rzuciłam z przewagą prawie sześciu metrów nad drugą rywalką. Wierzyłam, że zdobędę złoty medal, i po cichu wierzyłam też, że pobiję rekord świata. Najbardziej się cieszę właśnie z niego. Wiedziałam, jak było na treningach, wiedziałam, że stać mnie na niego. Warto było wyciskać poty.

Wczoraj pytałam Piotra Małachowskiego, czy po rekordzie świata mam rzucać dalej. Powiedział, że nie ma co odpuszczać. Ciekawa byłam, ile wytrzyma ten mój poprzedni rekord. Piotrek, z którym mam świetny kontakt, stwierdził, że nikt się do niego nie zbliży.

I jeszcze coś wam powiem. W przeddzień mojego konkursu na MŚ w Berlinie w 2009 roku Robert Harting w ostatniej kolejce odebrał Piotrkowi tytuł mistrza świata. A następnego dnia wygrałam i pobiłam rekord świata. Jak oglądałam to samo tu, w Rio, tylko z innym Hartingiem, było mi strasznie przykro z powodu straty Piotrka, a jednocześnie pomyślałam: a może i ja pobiję rekord świata.

Jest pani strasznie zmęczona konkursem. Co najbardziej panią wyczerpało?

- Upał. Choć w takich warunkach trenowaliśmy czasem w RPA. Było megagorąco [termometr wskazywał 34 st. C], oblewałam lodowatą wodą nogi i szyję, cały czas prażyło słońce. W takich warunkach pobić rekord świata to naprawdę jest coś wielkiego. Jestem ledwo żywa, rundą honorową jeszcze się dodatkowo znokautowałam. No i cieszę się, że jestem po tym wszystkim cała i zdrowa. Jak biegłam do trenera po rekordzie, pamiętałam, żeby nie skakać [na mistrzostwach świata w Berlinie Anita doznała w takim momencie kontuzji, potrzebna była operacja], ale co zrobiłam po pobiciu rekordu w kole, zobaczę w dopiero w telewizji. A teraz zanurzę się cała w lodowatej wodzie. A płakać będę na dekoracji.

Postanowiła pani rozegrać konkurs tak jak zawsze, pierwszy rzut bezpieczny, a potem na całość?

- Tak, w pierwszej serii zależało mi na bezpiecznym rzucie. Było ponad 76 metrów i wiedziałam już, że zdobyłam medal. Potem chciałam się skupić na rekordzie. Po nim eksplodowałem z radości i straciłam sporo sił i energii. Cieszę się, że udało mi się zmobilizować. Kiedy już to zrobiłam, zastanawiałam się, czy wciąż rzucać - pamiętacie, co mówiłam o rozmowie z Piotrem. Pomyślałam jednak, że mam dzień konia. Taka chwila może się w mojej karierze już nie powtórzyć. Więc walczyłam o poprawę wyniku. Już się nie dało. No, był to po prostu konkurs życia. Coś niesamowitego.

Rekordowy rzut był idealny?

- Trener twierdzi, że "puściłam" biodra, starałam się to poprawić w następnych seriach. Nie udało się, ale nie ma co żałować, bomba. Jak wchodziłam do koła, czułam, że to jest właśnie ten moment. Miałam doping, na stadionie był show, kibice z Polski, którzy taki szmat drogi pokonali, byli trenerzy, zawodnicy. Byli rodzice. Cieszę się, że mamie sprawiłam taki świetny prezent, bo ma dzisiaj urodziny i po cichu bardzo chciałam, aby właśnie tak wszystko się zakończyło. No, i jest Święto Wojska Polskiego oraz święto kościelne, więc cieszę się, że sprawiłam kibicom tyle radości w świąteczny dzień.

Po cichu czekam na oficjalną wiadomość o Tatianie Łysenko, bo według tego, co wiem, została złapana na dopingu. Może i tytuł z Londynu będzie należał do mnie.

Pewnie nie może pani już słuchać pytań o jajka, ale zapytamy, bo to już tradycja. Ile jajek zjadła pani rano?

- Och, jak zobaczyłam, co podają na stołówce, to aż jęknęłam, że znowu to samo. Ale jajka na szczęście były. Zjadłam pięć. Zabrałam mnóstwo owoców ze sobą i moje ukochane batony energetyczne.

To co, chyba trzeba zacząć myśleć o igrzyskach Tokio?

- Nie chcę obiecywać, że będę rzucać do Tokio. Na pewno co najmniej do przyszłorocznych MŚ w Londynie.

Można rzucić jeszcze dalej?

- Treningi cięższymi młotami dowodzą - w teorii - że można dalej niż dzisiaj. Z przeliczeń wynika, że mam w zasięgu 83-84 m. W tym roku pobiłam cięższymi młotami wszystkie rekordy życiowe. W Cetniewie rzuciłam młotem lżejszym o kilogram 89,80 m. Śmiejemy się z trenerem, że trzeba drzewa wykosić na rzutni, bo tam młot wylądował.

I dziś rzucała pani rękawicą Kamili Skolimowskiej.

- Zawsze będę używać tej rękawicy, aż do końca kariery. Dzięki temu Kamila jest zawsze ze mną.

Tak Anita Włodarczyk cieszyła się ze złota i rekordu świata [ZDJĘCIA]

 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.