Vancouver 2010. Zimowe igrzyska, czyli deszcz, parasol i sztormiak

Brak śniegu w Cypress Mountain, gdzie mają być rozegrane konkurencje snowboardowe oraz narciarski freestyle, to póki co, największy problem organizatorów igrzysk w Vancouver. - Pogoda jest jesienna, odwołali już dwie sesje treningowe. Czekamy, co będzie dalej - mówiła ?Gazecie" snowboardzistka Paulina Ligocka po ceremonii wciągania na maszt polskiej flagi.

Kanadyjczycy żartują, że w Vancouver jest właściwie prawie taka sama pogoda jak w Londynie. Prawie, bo tam deszcz pada co trzy dni, a u nich co dwa.

W środę znad Pacyfiku nadciągnęły nad miasto czarne chmury, z których deszcz wylał się wiadrami niemal dokładnie w momencie, gdy w wiosce olimpijskiej wciągano uroczyście na maszt biało-czerwoną flagę.

Polscy sportowcy, głównie łyżwiarze i snowboardziści, skryli się w czasie ceremonii pod dachem, ale cierpliwie wyczekali do końca. Przed "Mazurkiem Dąbrowskiego" zagrano hymny Ghany, Macedonii i Kirgistanu, bo w takim towarzystwie Polacy zostali powitani w wiosce. - Mam przeczucie, że jutro będzie padał śnieg - stwierdził prezes PKOl Piotr Nurowski. O szansach medalowych mówić nie chciał.

Największą furorę robił jednak nie Nurowski, czy nawet świeżo upieczony chorąży Konrad Niedźwiedzki, który dziś będzie niósł Polską flagę na ceremonii otwarcia igrzysk, ale Mariusz Siudek w kurtce z napisem "Team Great Britain". Były polski łyżwiarz pracuje od niedawna jako trener jednej z brytyjskich par. Wpadł na ceremonię dla towarzystwa, powspominać stare dzieje, ale jakoś nikt nie mógł się przyzwyczaić do jego nowych barw. - Ja się już przyzwyczaiłem, praca jak każda inna - uśmiechał się Siudek.

- Pogoda jest jesienna, odwołali już dwie sesje treningowe. Czekamy, co będzie dalej - mówiła "Gazecie" spod kaptura i czapki snowboardzistka Paulina Ligocka, która 18 lutego wystartuje w Cypress Mountain w halfpipie.

Organizatorom igrzysk obrywa się najwięcej właśnie za wybranie tego, oddalonego zaledwie o 30 minut jazdy samochodem na północ od Vancouver miasteczka, jako arenę dla konkurencji snowboardowych i narciarskiego freestyle'u. W zimie śniegu nie ma tam prawie nigdy. Żeby igrzyska w ogóle mogły się odbyć, zwieziono go z gór ciężarówkami, ale wciąż jest zagrożenie, że z powodu dodatnich temperatur, trasa do jazdy po muldach po prostu się roztopi.

- Co zrobić, w deszczu też się da jeździć - wzdychała Ligocka, która w zeszłorocznych MŚ zajęła trzecie miejsce i po cichu jest wymieniana jako jedna z tych osób, która może sprawić miłą polską niespodziankę. - Ja nie uważam siebie za faworytkę. Mocna będzie Australijka Torah Bright, Amerykanki Kelly Clark i Gretchen Bleiler, no i Chinki, bo z nimi nigdy nic nie wiadomo. Chcę po prostu zaliczyć dobry przejazd. Nie widziałem jeszcze pipe'u, ale podobno jest krótki, więc zmieści się w nim tylko pięć-sześć tricków. Nie wiem jeszcze jak ułożę swój program, czekam na pierwszy trening - powiedziała Paulina, która w 2006 r. w Turynie była chorążym polskiej reprezentacji. Czy Konrad Niedźwiecki brał u niej lekcję, jak nieść flagę? - Pokazywałam mu, jak się ja trzyma w specjalnych szelkach podtrzymujących. Bez tego, jest naprawdę ciężko i można się zmęczyć. Konrad pytał, czy to prawda, że bycie chorążym przynosi pecha. Zapewniłam, że nie - zakończyła Ligocka.

Pewności jednak nie ma, bo Paulina cztery lata temu w Turnie była 17. i po zawodach stwierdziła, że sędziowie "lecą sobie w jajko".

Wszystko o Igrzyskach w Vancouver - tutaj ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA