Rozmowa z Otylią Jędrzejczak i Sylwią Gruchałą

Jestem zadowolona z tego, co robię, ale mam duże ambicje. Przede mną kolejne mistrzostwa Europy, świata, igrzyska - mówi Otylia Jędrzejczak. - Może radość przyjdzie z czasem. Może w przyszłości bardziej docenię to osiągnięcie, bo w końcu medal to medal - twierdzi Sylwia Gruchała.

- Jest mi przykro, bo moja psiapsiółka Kaśka straciła pracę za to, że oglądała mój złoty występ. Była wychowawczynią na koloniach z jakiegoś biura podróży z Warszawy. Dzieci, którymi się zajmuje, były na stołówce, ona wybiegła na chwilkę, żeby obejrzeć mój wyścig. No i szef, pan Wojtek, ją wyrzucił. Powiedział, że nie przyjechała tu, żeby oglądać igrzyska - poskarżyła się Otylia dziennikarzom na wstępie. - Poprosimy natychmiast nazwisko tego pana! - odparliśmy. - E, nie, bo jeszcze nie wypłaci jej pieniędzy. Ostatecznie obecne w Atenach media postanowiły wystosować apel do pana Wojtka, żeby nie krzywdził przyjaciółki Otylii.

Michał Pol, Radosław Leniarski: Jak to jest, że z polskiej ekipy medale zdobywają w Atenach tylko dziewczyny? Czy wpędziłyście już kolegów z kadry w kompleksy?

Otylia Jędrzejczak: - No, to musi być dla nich niezła mobilizacja. Ale przed nimi jeszcze sporo startów, czekamy, czekamy.

Sylwia Gruchała: Kobiety rozpoczęły, a mężczyźni skończą.

Czy dzisiaj rano obudziłyście się, będąc już zupełnie innymi kobietami?

Otylia: - Ja poszłam spać bardzo późno, bo miałam długie rozmowy telefoniczne. Zasnęłam około trzeciej, obudziłam się o szóstej, przytuliłam do maskotki olimpijskiej, puściłam sobie naszą ulubioną z moim narzeczonym Maćkiem muzykę i popłakałam się, myśląc o wszystkich tych latach pracy i złotym medalu. Założyłam go sobie na szyję i dalej poszłam spać. A po obudzeniu zadzwoniłam do koleżanki.

Sylwia: - Ja poszłam spać około pierwszej, czułam że muszę się dobrze wyspać. A nie mogłam, bo rano było spotkanie w wiosce. Ale obudziłam się tą samą zwykłą kobietą, tylko bogatszą o brązowy medal.

Otylia mówiła, że słucha przed startem piosenkę Ascetoholix "Hej suczki". A czego się słucha przed walką szermierczą?

Sylwia: - Muzyki uspokajającej.

Uspokajającej? Przed startem? Dlaczego nie dającej "poweru"?

Sylwia: - Ja tego nie potrzebuję. Mam energię w sobie. Ewentualnie słucham pomagającej się skoncentrować, np. tej piosenki, którą śpiewałyśmy z Ryszardem Rynkowskim "Kobiety lubią sport". Ale w tej piosence było "Kobiety lubią brąz" i może to wpłynęło na moją podświadomość.

Otylia: - A ja zawsze słucham muzyki przed zawodami i zawsze jest inna. To może być coś, co wpada w ucho i przy czym można nawet trochę potańczyć, poruszać się. Ostatnio Łukasz nagrał mi całą płytę polskiego hip-hopu. To nie tylko "Hej suczki". Przed rekordem świata w Berlinie też to była składanka i też nagrana przez Łukasza. Wcześniej było "Eye of the Tiger", której przed walką słucha Darek Michalczewski.

Powiedziałaś Otylio przed startem, że z Twoim pływaniem jest tak jak ze skokami Adama Małysza. Jesteś przygotowana na Otyliomanię?

Otylia: - Zdaje się, że wszystko co do tej pory się wydarzyło, dojdzie do mnie za jakiś czas. Ale ja lubię, jak wokół mnie jest szum, choć wiadomo, że w pewnym momencie to staje się męczące i chce się od tego odpocząć. Wrócę do Polski, pojadę do rodziców, odpocznę trochę z nimi. Słyszałam, że podczas moich startów była tam fantastyczna atmosfera, piknik, ludzie oglądali na telebimie wyścigi na 100, 200 i 400. Były fajerwerki, jak wygrałam. Po prostu super. Cieszę się, że mogę sprawić przyjemność sobie i innym przy okazji. Ale ja przez to się nie zmienię. Mam rodziców i przyjaciół, którzy potrafią mi dać do zrozumienia, że taka najlepsza to ja nie jestem i że można jeszcze wiele zrobić. Nie pozwalają mi się zmieniać. Za to im naprawdę dziękuję. Tato od młodzieńczych lat mnie szlifował, czasem mu to wypominam. Ale teraz dziękuję mu za te pompki, brzuszki, skakanki, żeby móc oglądać film o 20. Dzięki niemu siedzę tutaj z państwem po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego, dzięki niemu osiągnęłam to, co osiągnęłam.

Czy po powrocie do Polski tata znów będzie ci wypominał, że kiedyś tak nie chciałaś trenować pływania, że uciekłaś mu z przystanku?

Otylia: - Zawsze wspominamy miłe chwile. Do tej pory, aby sobie poprawić nastrój, oglądałam sobie wyścig w Berlinie, gdy biłam rekord świata. Teraz będę oglądać ten złoty wyścig w Atenach.

W wieku 21 lat przechodzisz do historii polskiego sportu jako druga zawodniczka po Irenie Szewińskiej, która wywalczyła na jednych igrzyskach trzy medale...

Otylia: - To dojdzie do mnie pewnie za jakiś czas. Ja tylko starałam się trenować bardzo sumiennie, wykonywać z pokorą polecenia obydwu trenerów - Piotra Woźnickiego i mojego głównego trenera Pawła Słomińskiego. Byłam systematyczna. Zrzuciłam wagę, trzymałam tę wagę do zawodów, co dla mnie było dużym wyrzeczeniem, tyle ważyłam w Berlinie - 70 kg przy wzroście 186. Teraz zjem wreszcie dużą pizzę wegetariańską na podwójnym cieście. A wcześniej pójdę do McDonalda.

Otylia była rozczarowana srebrnymi medalami. Ty, Sylwio, tuż po wywalczeniu brązowego medalu też wściekałaś się na siebie, że to nie złoto. Nadal jesteś niezadowolona?

Sylwia: - Czuję taki sam niedosyt jak wczoraj. No może odrobinę mniejszy. Tuż po walce byłam wściekła, bo tak niewiele brakowało do wygrania półfinału z Valentiną Vezzali. Między przegranym pojedynkiem o finał a tym o brązowy medal miałam tylko 10 min przerwy. Więc dziś cieszę się choć z tego, że mimo wszystko udało mi się wziąć w garść i zmobilizować na tę walkę. Może radość przyjdzie z czasem. Może w przyszłości bardziej docenię to osiągnięcie i uznam je za sukces, bo w końcu medal to medal. Dopiero byłabym dziś wściekła, gdybym zajęła czwarte miejsce, najgorsze ze wszystkich.

Powiedziałaś po dekoracji, że widocznie nie dojrzałaś jeszcze do złotego medalu. Czy zmieniłabyś coś w swoich przygotowaniach, więcej pracowała, inaczej?

Sylwia: - W przygotowaniach wszystko było OK. Wspólnie z fechmistrzem Tadeuszem Pagińskim i trenerem Longinem Szmitem zrobiliśmy wszystko, żeby zdobyć medal, choć mieliśmy ambicje, żeby zdobyć złoto. Natomiast gdybym mogła cofnąć czas, inaczej rozegrałabym końcówkę walki z Vezzali, a nawet całą walkę. Biłabym się z większym spokojem, wyciszeniem. Bardziej defensywnie. Cóż, człowiek uczy się na błędach. Wyciągnę z tego wnioski. Może i dobrze się stało, bo przynajmniej mam motywację do pracy, żeby zdobyć złoto w Pekinie.

Czy te medale zmienią jakoś Wasze życie osobiste? Narzeczeni wspierali Was podczas przygotowań, czy teraz...

Sylwia: - O przepraszam, mnie wspierał chłopak, jeszcze nie narzeczony! Czy coś się zmieni w tej sprawie? Nie wiem, to przecież zależy od mężczyzny. A poza tym moje życie się chyba nie zmieni. Jak odpocznę, chciałabym zacząć studiować psychologię społeczną w Gdańsku i jednocześnie skończyć AWF.

Otylia: - Ja też muszę odpocząć, cztery lata ciężko pracowałam. Zastąpię trening w wodzie czymś innym, będę dużo biegać, ćwiczyć na siłowni. Od stycznia wracam do konkretnego sezonu. Mam zamiar też zdać na czwarty rok AWF, i to bez pomocy złotego medalu. Dalej mam tego samego narzeczonego. Mam też już pieska, Atenę, to nasze dziecko.

A propos dziecka, Valetina Vezzali zapowiedziała wczoraj, że teraz ma zamiar zostać mamą. Czy w ten sposób stracisz Sylwio najgroźniejszą rywalkę?

Sylwia: - Zapowiada, że wróci do szermierki akurat na następne igrzyska w Pekinie. Zapowiada wielki come-back, a złoto w Pekinie ma być ukoronowaniem jej kariery. Muszę więc się wziąć do solidnej pracy nad sobą. Ja zresztą bardzo chcę, żeby wróciła. Chiny byłyby idealnym miejscem na rewanż.

Otylia: - Ja na razie też nie myślę o dziecku, przez najbliższe cztery lata będę się przygotowywać do igrzysk w Pekinie. Zresztą nie ma takiej pływaczki, która wróciłaby do sportu po urodzeniu dziecka.

A twoja rywalka, Otylio, Petra Thomas, która pokonała Cię na 100 m motylkiem nie zamierza jeszcze kończyć kariery?

Otylia: - Nie wiem, tego nigdy nie wiadomo. Martina Moravcova też mówiła mi, że po igrzyskach wraca do męża i chce mieć dziecko, a widzę, że jako pierwsza zgłosiła się na mistrzostwa świata w październiku. Trener mówi, że jak Petra odejdzie, nie będę miała się z kim ścigać. Ja myślę, że zawsze pojawia się ktoś nowy, bo taki jest sport.

Zdobyłaś już wszystko, co było do zdobycia motylkiem na 200 m. Nie masz jeszcze dosyć?

- Nie mam. Jestem zadowolona z tego, co robię, ale mam duże ambicje. Przede mną kolejne mistrzostwa Europy, świata, igrzyska. Owszem, mam zamiar sprawdzać się trochę w kraulu, który tu nieźle mi poszedł. Problem w tym, że na zawodach nie zawsze można pogodzić 200 m kraulem z 200 m motylem. Na pewno podejmę się 200 m kraulem na następnej wielkiej imprezie. I wiecie, jak to jest, ktoś popłynie mój dystans motylkiem, pobije mi rekord, i będę musiała wszystko odrabiać od początku.

A Ty, Sylwio, czy śladem Fechmistrza z powieści Artura Pereza-Reverte będziesz opracowywać jakieś nowe mistrzowskie pchnięcie?

Sylwia: - Nie da się tak. Jeśli chcę być lepsza, muszę popracować nad swoją psychiką, koncentracją. Gdybym zaczęła stosować jakieś nowe triki, błyskotliwy przeciwnik szybko je wychwyci i obmyśli kontratak. Owszem, trzeba pracować nad techniką, ale na takich imprezach najbardziej liczy się głowa.

Prawdopodobnie po Waszych sukcesach w Atenach na pływanie i na szermierkę zaczną się zapisywać w Polsce dzieciaki pragnące iść w Wasze ślady. Co byście poradziły im i ich rodzicom?

Otylia: - Moja jedyna rada to nie poddawać się. Pływanie to bardzo nudna i monotonna dyscyplina. Są w nim piękne momenty jak te tutaj, ale pływać dzień w dzień przez trzy godziny od ściany do ściany jest ciężko. Wiele osób rezygnuje więc w kluczowych momentach, kiedy trzeba wybrać liceum czy pójść na studia. Mam nadzieję, że teraz dzięki mnie może kilka talentów przetrwa jednak najtrudniejsze momenty. Mnie rodzice pchali cały czas i dziękuję im dziś, choć miałam do nich pretensje.

Sylwia: - Byłabym zachwycona, gdyby ktoś pod moim wpływem zaczął trenować szermierkę. Akurat w naszej dyscyplina nie ma monotonnych treningów, zawsze dzieje się coś ciekawego. Co rusz nowe rozwiązania, kombinacje, mimo że znamy się jak łyse konie. Cały czas jedna drugą próbuje przechytrzyć, czymś zaskoczyć. Jedna wielka zabawa. Ale maleństwom, które chcą zacząć trenować, muszę poradzić to samo, nie podawajcie się, choć czeka was ciężka praca. Dzieci się zniechęcają, kiedy im nie wychodzi. Bądźcie więc wytrwałe.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.