- Dziś rano, jak się obudziłam, wzięłam medal do ręki, żeby trochę z nim pobyć, zanim się go pozbędę. Ale postanowienia nie zmienię i jestem zadowolona, że je powzięłam. Przeczytałam przed igrzyskami dwie ważne książki, które wywarły na mnie wpływ. Jedną właśnie o Oskarze, drugą była autobiografia Lance'a Armstronga, sześciokrotnego triumfatora kolarskiego Tour de France. Kiedy miałam ciężkie treningi, a płynąć osiem razy po 200 m motylkiem było naprawdę bardzo ciężko, w końcówce każdej serii traktowałam Lance'a jak dobrego przyjaciela. Płynęłam i mówiłam sobie: "Boże, podjeżdżamy, podjeżdżamy pod tę górkę. Już jesteśmy na wzniesieniu. Pedałuj, pedałuj". Tak mówiłam do siebie i to pomagało. On też bardzo dużo w życiu przeżył i osiągnął wielkie sukcesy. Nie miałam okazji go poznać, może kiedyś. Choć muszę przyznać, że gdy przeczytałam w drugim tomie, że rozwiódł się z żoną Kik, o której w pierwszym tomie pisał, jak bardzo ją kocha i jest z nią szczęśliwy, to byłam na niego wściekła.
Co do "Oskara" decyzję o zlicytowaniu złota podjęłam, stojąc na podium po dekoracji srebrem na 400 m kraulem. Pomyślałam, że jeśli Pan Bóg pozwoli, popłynę po zwycięstwo dla tych biednych dzieci. Od razu powiedziałam o moim planie trenerowi Pawłowi Słomińskiemu, a on do mnie: "Zwariowałaś?! W życiu nie zbiorę takich pieniędzy, żeby wykupić twój złoty medal na aukcji!". Medal zlicytuję gdzieś w połowie grudnia. Nie mam na razie pojęcia, jaka będzie cena wyjściowa. Zobaczymy. Po przeczytaniu tej książki sama napisałam list do Pana Boga i wiem, że bardzo mi to pomogło.