Farah, który w Rio triumfował w biegach na dystansie 5000 i 10000 metrów, na co dzień mieszka w Stanach Zjednoczonych, a konkretnie w Portland. Lotnisko w Atlancie, gdzie doszło do incydentu, było przedostatnim przystankiem na jego drodze do domu.
Farah wraz z małżonką Tanią i czwórką dzieci został zatrzymany przez stewardessę w hali odpraw, tuż przed wejściem na pokład samolotu. Rodzina mistrza olimpijskiego miała podróżować klasą biznesową, ale pracownica linii lotniczej nakazała Brytyjczykom udanie się na koniec standardowej kolejki, twierdząc, że ich miejsca znajdują się w klasie ekonomicznej. Zdaniem świadków kobieta była agresywna i krzyczała zarówno na Mohameda, jak i jego rodzinę.
- Widziałam, że coś jej w nas przeszkadza. Ta kobieta dosłownie poniżyła Mo i zmieniła swoje nastawienie dopiero, gdy ludzie zaczęli jej tłumaczyć, że to mistrz olimpijski. Wyglądała na zakłopotaną. Mo był jedynym czarnoskórym w tej kolejce i nie zrobił nic, by zostać tak potraktowanym - relacjonowała Tania Farah na łamach "Sunday Telegraph".
Rzecznik linii Delta Airlines, którą podróżowała rodzina Farah, zapewnił, że w tej sprawie zostanie przeprowadzone wewnętrzne śledztwo. Linia zobowiązała się do ścisłej współpracy z mistrzem olimpijskim i jego małżonką w celu wyjaśnienia całej sytuacji.
Polscy paraolimpijczycy relaksują się w wiosce olimpijskiej [ZDJĘCIA]