Rio 2016. Piłka nożna. Nigeria z problemami, blisko bojkotu, ale i sukcesem!

To jedna z najbardziej niesamowitych historii na igrzyskach w Rio de Janeiro. Nigeryjczycy niemal nie dolecieli na swój pierwszy mecz fazy grupowej, ich federacja zalegała im z wypłatami, a piłkarze w proteście rezygnowali z treningów. A i tak udało im się w dobrym stylu ugrać brązowy medal.

Nigeria zaczęła od ekscytującego spotkania z Japonią, które skończyło się wynikiem 5:4. W tym meczu cztery gole strzelił Erebo Oghenekaro, 20-latek z portugalskiego CD Feirense. Liderem zespołu jest Mikel John Obi, czyli od lat jedna z ważniejszych postaci londyńskiej Chelsea. Nie byłoby nic nadzwyczajnego oprócz rezultatu w tym spotkaniu, gdyby nie fakt, że Nigeryjczycy do Brazylii dotarli zaledwie kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem.

Nigeryjczycy utknęli na jednym z lotnisk w Stanach Zjednoczonych, ale potrafili wygrać także w drugim meczu z mocną Szwecją (1:0), a w ostatnim spotkaniu przegrali z Kolumbią (2:0). Jak się okazało sama podróż była dopiero początkiem problemów Nigeryjczyków.

Rodzina walczy o swoje

- Zapłacono nam tylko za jedenaście dni, nie dostajemy żadnych premii za wygrane spotkania. A co z tymi wszystkimi miesiącami treningów w Nigerii i Atlancie? To niesprawiedliwe! - oburzał się trener Samson Siasia w nigeryjskim radiu. Był to efekt fatalnej współpracy z ich rządem opłacającym wyjazd na igrzyska. Mimo to atmosfera wewnątrz zespołu była dobra, nikt nie zamierzał wyłamywać się z bojkotu. Mikel wrzucił na swój profil twitterowy dużo mówiące zdjęcie drużyny z podpisem: "Rodzina".

Sprawę dokładniej opisywał serwis "African Football". - Ich cierpliwość i poziom patriotyzmu już się wyczerpał, ponieważ tak fatalnie są traktowani przez nigeryjski rząd już od czasu przygotowań do igrzysk - mówiło jedno z ich źródeł. - Teraz powiedzieli, że nie wyjdą nawet na trening dopóki nie zostaną opłacone ich pozostałe dniówki i premie.

- Po prostu walczą o swoje prawa, więc jestem z nimi. Też nie dostałem swojej pensji od pięciu miesięcy, podobnie jak moi asystenci. Wszystko jest wywrócone do góry nogami. Teraz tylko prezydent Muhammadu Buhari może coś z tym zrobić - powiedział Siasia.

Wsparcie z Japonii?

Już w trakcie protestów wyszli na mecz z Danią, wygrywając 2:0 i pokazując raz jeszcze, że chcieli należeć do olimpijskiej czołówki i celują w medal. W pewnym momencie, po informacji o problemach z wypłatami dla piłkarzy, sensacyjnej oferty dla drużyny dokonał... chirurg plastyczny z Japonii. Jeśli Nigeryjczycy wygraliby medal, to każdemu zawodnikowi wypłaciłby 30 tys. dolarów. - Gdyby nie te wszystkie problemy administracyjne to wygralibyśmy mistrzostwa świata - twierdził Siasia.

Milionerowi z Japonii odpowiedziała nigeryjska federacja. Prezes Amaju Pinnick tłumaczył, że nie otrzymali żadnych pieniędzy. - Zarzuty, jakoby federacja przechwyciła ten prezent są bezpodstawne. Wszystkie czeki muszą być zatwierdzone przez rząd i na to czekamy. Jesteśmy suwerennym państwem i takie wsparcie musi przejść odpowiedni proces. Jak już będziemy mieli tę kwotę, to całość zostanie przekazana drużynie - dodał.

Gdzie są stroje?

W półfinale jego drużynie nie udało się postawić bardzo mocnej reprezentacji Niemiec, choć przewaga rywali do dwóch bramek wzrosła dopiero w samej końcówce meczu. - Nie graliśmy z Niemcami dobrze, pokazywaliśmy już lepszą formę na tym turnieju - przyznawał selekcjoner Nigeryjczyków. - A nawet mieliśmy swoje szanse w pierwszej połowie, choć żadnej nie wykorzystaliśmy. Tak to jest w futbolu - dodawał. Jednak problemy narastały. Nigeryjczycy dostali swoje stroje na igrzyska dopiero na trzy dni przed zakończeniem imprezy! Wcześniej musieli grać w innych, które były używane w przeszłości.

Zapowiadał też, że zespół nie podda się i powalczy o brązowy medal. - Tak to jest w życiu, że porażka w półfinale może dobić. Ale musimy zachowywać się jak mężczyźni. Podnieść się i walczyć o brązowy medal. Lepiej go mieć niż skończyć z pustymi medalami po tym, co przeszliśmy. Chłopcy bardzo chcieli tu przyjechać, dlatego teraz niech pokażą charakter - zaznaczał.

Nigeryjczycy w meczu o trzecie miejsce zagrali z piłkarzami z Hondurasu. Od początku zaatakowali i po trzydziestu minutach wyszli na prowadzenie za sprawą Umara Sadiq. Po przerwie prowadzenie podwyższył Aminu Umar, kolejnego gola dodał ten pierwszy. W końcówce rywale odrobili jedno trafienie, na kilka minut przed końcem następnego, ale było już za późno, bo piłkarze Siasiego kontrolowali wydarzenia na boisku. - Te wszystkie problemy tak naprawdę nam pomogły i zainspirowały nas w walce o medal - przyznawał selekcjoner.

Więcej o:
Copyright © Agora SA