Rio 2016. Kolarstwo. Kwiatkowski: "Rafał może czuć się prawdziwym mistrzem"

- Krzyczałem do masażystów u podnóża podjazdu tej góry, aby Rafał zaatakował, żeby był czujny z przodu na szczycie, abyśmy mogli pognać w dół za Włochami. Zaryzykowaliśmy, postawiliśmy na najmocniejszą kartę, na Rafała Majkę - powiedział po sobotnim wyścigu szosowym reprezentant Polski Michał Kwiatkowski. W rozmowie ze Sport.pl tłumaczy, jak współpracował i pomógł w zdobyciu Majce brązowego medalu.

Michał Kwiatkowski po wyścigu szosowym ze startu wspólnego opowiadał, jak Rafał Majka z pomocą kolegów zdobył brązowy medal olimpijski, pierwszy w wyścigu ze startu wspólnego od 1980 roku. Jego słowa pokazują, jak dobrze taktycznie przygotowani byli Polacy, jak inteligentnie rozegrali najtrudniejszy wyścig ostatnich kilkudziesięciu lat igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata.

Wystarczy przeczytać fragment, gdy "Kwiato" mówi, jak ustalili co każdy ma zrobić, aby Rafał i Michał mogli zjechać w dół razem, aby maksymalnie zwiększyć szanse na medal. Poświęcenie drużyny w tak katorżniczym wysiłku było jasnym światłem, pięknym przemyślanym czynem, przeprowadzonym przy krańcowym wysiłku.

Kwiatkowski: - Pojechaliśmy po zwycięstwo, Rafał może czuć się jak prawdziwy mistrz, myślę, że brązowy medal jest fajną kropką nad "i". Pokazuje, jak fajne lata kolarstwa mamy przed sobą. Dziś pojechaliśmy jak wspaniały zespół, a Rafał tak zmotywowany, tak mocny wykończył to wspaniale.

- Moja ucieczka była drugim scenariuszem. Pierwszy był taki, że nie mamy żadnego wysłannika w ucieczce i skupiamy się na ochronie i pomaganiu Rafałowi w peletonie, że by mógł zrobić swoje na ostatnim podjeździe. Drugi scenariusz był taki, aby mieć zawodnika w odjeździe, tak, aby Rafał mógł liczyć na pomoc, mógł się czuć komfortowo na ostatnim okrążeniu - mówił.

- Ja na odprawie wieczornej przed wyścigiem, i już w czasie wyścigu mówiłem, że jak będę w odjeździe, to Rafał powinien zaatakować na przedostatnim podjeździe, a ja będę na niego czekał na szczycie. Wiem, że dobrze zjeżdżam, więc mógłbym mu jakoś pomóc. Świetnie się uzupełnialiśmy: Rafał miał doskonałe wsparcie w grupie ze strony Michała Gołasia i Maćka Bodnara, a ja kontrolowałem sytuację z przodu. I tak właśnie się wszystko potoczyło - dodał Kwiatkowski.

- Nie było mi łatwo, bo było kilka przyspieszeń z przodu, a i dystans też dał się we znaki. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę, na Rafała. Wierzyłem, że mogę dojechać do tego miejsca o którym mówiłem - na szczyt Vista Chinesa - z odpowiednią przewagą i tam zaczekać na Rafała. Krzyczałem do masażystów u podnóża podjazdu tej góry, aby Rafał zaatakował, żeby był czujny z przodu na szczycie, abyśmy mogli pognać w dół za Włochami. Zaryzykowaliśmy - tłumaczył.

- Na pierwszej rundzie zjazd był bardzo trudny technicznie. Też na drugiej nie pozwalał na margines błędu. Ale wtedy można zaryzykować i coś ugrać. My to z Rafałem zrobiliśmy. Mi nie udało się dojechać z nimi do ostatniego podjazdu - swoje zrobił dystans, 240 kilometrów. Myślę, że w swojej najlepszej formie byłbym w stanie utrzymać się z najlepszymi. Ale zawsze w zespołach, w których się ścigałem, jechaliśmy na najmocniejszego. A teraz w reprezentacji najmocniejszy jest Rafał Majka - podkreślił Kwiatkowski.

- Jaka jest radość ze zwycięstwa kolegi? Niesamowita. Miałem przyjemność jeździć z Tomem Bonenem, Markiem Cavendishem i zawsze celebrowaliśmy z nimi. Teraz też. Cieszę się, że byłem częścią tego wydarzenia. Myślę, że kłopoty są za mną i moja ścieżka kolarska się prostuje. Teraz chcę pomóc Maćkowi Bodnarowi, którego stać na bardzo dobre miejsce. Ja ze swojej strony tez mocno pojadę, ale tak naprawdę po prostu ustalę dobre międzyczasy dla Maćka - zakończył.

Skandaliczne warunki w wiosce olimpijskiej. Oburzeni Polacy wyliczają: syf, robaki, brak okien i wody w łazience

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.