LGP w skokach. Kolejny odlot Waltera Hofera

- Cały czas coś się nam w skokach zmienia - mówi Apoloniusz Tajner przed startem Letniego Grand Prix. Od czwartku w Wiśle testowanie nowego pomysłu FIS-u. Wyniki z kwalifikacji będą się liczyły do sobotniego konkursu i będą decydowały o rozstawieniu zawodników w grupach. Zimą według takiego systemu będą rozgrywane loty. Wszystko oczywiście dla pieniędzy, choć zawodnicy nie są na nie. - Zobaczymy, Piotrek Żyła to się na razie bardziej cieszy, że luźniejsze będą kombinezony, bo wygodniej będzie skakać - mówi Jan Szturc.

Kibicom podobają się konkursy Turnieju Czterech Skoczni, gdzie w pierwszej serii zawodnicy skaczą w parach, z których awans do drugiej serii uzyskują zwycięzcy (i pięciu najlepszych przegranych)? Podobają się. Kibice lubią oglądać kwalifikacje, a lubiliby jeszcze bardziej, gdyby gwiazdy, które nie muszą w nich skakać, dostały taki nakaz? Prawda. Sponsorzy byliby bardziej zadowoleni, gdyby kwalifikacje znaczyły więcej? Na pewno. Organizatorzy konkursów odetchnęliby, minimalizując ryzyko nierozegrania zawodów z powodu pogody? Niewątpliwie. Te wszystkie pytania najpewniej postawili sobie i odpowiedzieli na nie ludzie z Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS). Po naradach szefujący z jej ramienia skokom Walter Hofer w kwietniu przedstawił propozycję, którą w czerwcu zatwierdzono.

Kruczek tak chciał

I tak w czwartek na skoczni im. Adama Małysza zawodnicy startujący w kwalifikacjach będą walczyć o awans do poszczególnych grup sobotniego konkursu (na piątek zaplanowano "drużynówkę"). Do każdej z czterech dostanie się 12 skoczków (w lotach będzie ich tylko 10), a w pierwszej serii zawodów awans z każdej grupy do drugiej serii wywalczy sześciu (w lotach też sześciu). Oznacza to, że z kwalifikacji awans uzyska 48 (w lotach jak dotąd - 40), a nie jak do niedawna 50 zawodników. Ale dużo ważniejsze jest to, że kwalifikacyjny wynik każdego z nich będzie doliczony do tego, jaki uzyska w konkursie.

- To akurat propozycja Łukasza Kruczka, którą zgłosił na komisji skoków - mówi nam prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner. Trener naszej kadry uczestniczył w kwietniowym spotkaniu w Zurychu, na którym ustalono szczegóły nowych zasad.

- Dużo już w skokach przeżyłem, na to, co nam teraz przygotowano, czekam z zainteresowaniem - mówi nam współpracujący z reprezentacją Szturc. - Na razie nie dziwię się, kiedy Piotrek Żyła mówi mi, że dla niego ważniejszą zmianą jest poluzowanie kombinezonu o dodatkowy centymetr (2 cm tolerancji zmieniono na 3 cm). Dla nośności nie znaczy to wiele, ale chłopakom będzie zwyczajnie wygodniej skakać - dodaje klubowy trener Żyły, a w przeszłości odkrywca talentu Adama Małysza.

Nikt w polskiej ekipie nie ekscytuje się zmianami, bo wszyscy na własnej skórze chcą się przekonać, co naprawdę one wniosą. A że przed startem Letniego Grand Prix więcej mówi się o zasadach niż o rywalizacji? - Lato jest od tego, żeby różne rzeczy testować. Prawdziwa rywalizacja będzie zimą - słusznie zauważa Maciej Kot.

Lato inne niż w latach Małysza

Plan reprezentacji jest taki jak przed rokiem. W konkursach w centralnej Europie (po Wiśle zawody odbędą się w szwajcarskich Einsiedeln 9 sierpnia i we francuskim Courchevel 15 sierpnia) ma wystartować w najmocniejszym składzie, do Japonii (23-24 sierpnia, Hakuba) i Kazachstanu (20-21 września, Ałmaty) polecą rezerwy, a pod koniec cyklu, kiedy już będzie się zbliżał sezon zimowy (28 września w austriackim Hinzenbach odbędzie się przedostatni konkurs LGP, finał zaplanowano w Klingenthal na 4 października), znów wrócą nasi liderzy. - W sezonie z mistrzostwami świata mało kto będzie się ścigał o zwycięstwo w Grand Prix. W ostatnich latach letnie skakanie wszyscy traktują ulgowo - mówi Szturc.

Trudno się nie zgodzić, pamiętając, że w zeszłym sezonie LGP wygrał Niemiec Andreas Wellinger, a w 2012 roku jego imiennik i rodak Wank. Krótko mówiąc, to już nie te czasy, gdy zwycięzca z lata zostawał kilka miesięcy później triumfatorem Pucharu Świata. Tak było od 2005 do 2009 roku, gdy tej sztuki dokonywali kolejno Jakub Janda, Adam Małysz (rekordzista LGP we wszystkich statystykach - wygrał cykl trzy razy, sześciokrotnie kończył go na podium, odniósł 13 konkursowych zwycięstw i 28 razy wskoczył na podium poszczególnych zawodów), Thomas Morgenstern, Gregor Schlierenzauer i Simon Ammann.

W Wiśle Polska wystawi 12 zawodników, bo jako gospodarze mamy prawo zgłosić sześciu dodatkowych. Kruczek wybrał Kamila Stocha, Piotra Żyłę, Macieja Kota, Jana Ziobrę, Dawida Kubackiego, Klemensa Murańkę, Krzysztofa Bieguna, Jakuba Wolnego, Bartłomieja Kłuska, Stefana Hulę, Aleksandra Zniszczoła i Grzegorza Miętusa. Gospodarze powalczą z niemal całą światową czołówką. Do Wisły nie przyjechali tylko najlepsi Japończycy, Noriaki Kasai, Daiki Ito i Taku Takeuchi, oraz Norweg Anders Bardal i ostrożnie wracający do skakania Austriak Thomas Morgenstern.

Ściąga dla kibica:

Czwartkowe kwalifikacje rozpoczną się o godz. 17. Po nich nastąpi podział skoczków na grupy. Będzie wyglądał tak: grupa A: 45 (liczba oznacza miejsce skoczka w kwalifikacjach), 44, 37, 36, 29, 28, 21, 20, 13, 12, 5, 4; grupa B: 46, 43, 38, 35, 30, 27, 22, 19, 14, 11, 6, 3; grupa C: 47, 42, 39, 34, 31, 26, 23, 18, 15, 10, 7, 2; grupa D: 48, 41, 40, 33, 32, 25, 24, 17, 16, 9, 8, 1. Skoczkiem otwierającym sobotni konkurs (godz. 17, w piątek o 20.15 zawody drużynowe) będzie 45. zawodnik kwalifikacji. Jako ostatni w pierwszej serii skoczy ich zwycięzca. O kolejności startowej w drugiej serii decydować będzie suma punktów uzyskana przez zawodników w kwalifikacjach i w pierwszej serii. Rundę finałową rozpocznie 24. skoczek po kwalifikacjach i pierwszej serii, a skończy lider.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.