Co dziesiąty mężczyzna i co piąta kobieta przeżyła, przeżywa lub będzie przeżywać depresję o nasileniu klinicznym. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała ją za najczęstszą chorobę prowadzącą do inwalidztwa kobiety! Czasami wiadomo, dlaczego się pojawia, czasami nie. Dzieje się to nagle. I często nie wtedy, kiedy ofiara jest chora, biedna i samotna, kiedy nic w życiu jej się nie udaje, ale wtedy, kiedy jest na szczycie. Ktoś, kto nie spotkał się z depresją, patrzy na to zdumiony: "Jak to? Przecież on/ona ma wszystko! Fanaberia jakaś! Masz doła, to weź się w garść". Nie da się.
O walce z depresją i poszukiwaniu sensu życia przeczytaj w książkach >>
Rozmowa z dr. Piotrem Wierzbińskim*
DR PIOTR WIERZBIŃSKI: Trudno to jej było się do tego przyznać. W Polsce wciąż mamy rodzaj embarga nałożonego na sportowców wyczynowych dotyczącego ich przyznania się do problemów natury psychicznej. Nie mogą mieć słabości ani się do nich przyznawać. Jeśli sportowe gwiazdy mówią o depresji, robią to, kiedy już się leczą lub się wyleczyli.
Pani Justyna musiała radzić sobie z ogromną presją i sobie z nią nie poradziła. To nie jest porażka, to często nieunikniony proces zachodzący u sportowca. Wpływ ma presja bycia najlepszym, presja publiczności, sponsorów, trenerów i bardziej "fizyczne" - nadmierne obciążenie wysiłkiem. Jeśli dołożymy do tego życie w przewlekłym stresie, to dziwne byłoby, gdyby ktoś nie miał zespołów depresyjnych.
- Częstotliwość występowania depresji u sportowców i zwykłych ludzi jest podobna. Inne są tzw. czynniki spustowe, czyli rzeczy i zdarzenia uwalniające chorobę. Do tego oczywiście dochodzą cechy osobowości. Waleczność pani Justyny, niemal szaleństwo walki o medal ze złamaną kością stopy, perfekcjonizm - nie pomagają wyjść z depresji.
- I za to oni płacą wysoką cenę. Najbardziej pożądany sportowiec jest typem narcystycznym. Jeśli jednak nie mamy w sobie samouwielbienia, a mimo to udało nam się osiągnąć sukces, czasem trudno jest sprostać dalszym wymaganiom. Tacy ludzie w głębi duszy chcieliby być zwyczajni i muszą zakładać maskę, żeby nie było tego widać. Bo też nie zwyczajności się po nich oczekuje. To coraz bardziej męczy i może prowadzić do rozwoju zaburzeń depresyjnych.
Wielu sportowców nie radzi sobie z lękiem przed porażką, a nawet są tacy, którzy uprawiają sport wyczynowy po to, żeby swój lęk ukryć czy zamaskować nieśmiałość. To doskonale widać, kiedy zawodnik jest świetny na rozgrzewce i na treningu. A na zawodach klapa.
- Tak, ale u nas wciąż zbyt mało wagi przywiązuje się do zdrowia psychicznego.
- Jestem bardzo zdziwiony, że pani Justyna tyle razy zaczynała leczenie środkami i za każdym razem nie dotrwała nawet miesiąca. Nie badałem jej, ale to naprawdę dziwne. Terapia depresji zaczyna się od leków. Ocena leczenia farmakologicznego nie ma sensu przed upływem co najmniej trzech tygodni. Taka jest specyfika działania tych środków. Można dobrać takie, na które pacjent reaguje dobrze. Prawdę mówiąc, zazwyczaj tak jest.
Chory w depresji ma zaburzone postrzeganie świata - nie widzi go takim, jaki jest naprawdę. Patrzy na siebie negatywnie, a przeszłość, teraźniejszość i przyszłość jawią mu się w czarnych barwach. Niemal zawsze dokucza mu bezsenność, często nie może jeść. Taki człowiek jest po prostu wykończony. Nie można z nim zaczynać psychoterapii, bo wszystko, co się powie, po prostu "przeleci przez niego".
- Nie. Z fizjologią mózgu się nie wygra. Depresja to choroba organiczna polegająca m.in. na zaburzeniach w poziomie pewnych konkretnych substancji w mózgu. Cukrzyk nie namówi swojego ciała, żeby zaczęło produkować insulinę.
- To nie jest dobry pomysł. Znów zacznie się nadmierne obciążenie wysiłkiem, presja, żeby pokazać, że jednak daje sobie radę. Do tego częste podróże, ciągłe zmiany. Jej ciało jest zmęczone. Startuje z poziomu, gdzie już naprawdę niewiele wykrzesa z siebie energii. Powinna odpocząć, leczyć się i dopiero potem zacząć treningi. Nie można narzucić sobie takiej mordęgi jako remedium na depresję. Bo depresja to lubi. Wtedy właśnie podnosi łeb. Przyjdzie następny dołek. Tylko że każdy kolejny będzie głębszy.
Piszę właśnie pracę o samobójstwach w sporcie. Wie pani, że wszyscy sportowcy, o których wiemy, że popełnili samobójstwo, ukrywali takie myśli? Ukrywali też, że mają depresję, więc tu pani Justyna na szczęście wyłamała się z tej reguły.
- Nie każda osoba chora na depresję ma myśli samobójcze, ale trzeba pamiętać, że ryzyko śmierci w depresji jest większe niż w chorobie wieńcowej!
- Taka deklaracja świadczy o tym, że albo pani Justyna wypiera w ten sposób swoją chorobę, albo jest to już element psychoterapii - pozytywnego wspierania samego siebie. Ma tak mówić. Tu jednak chodzi o to, żeby zacząć tak czuć.
*dr Piotr Wierzbiński jest psychiatrą z Kliniki Psychiatrii Dorosłych Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, specjalistą psychiatrii sportowej