Patrząc w niedzielę na świętującego Stocha, trudno nie wracać do wiosny 2007 r., gdy ostatni raz Polak stał w Planicy z Kryształową Kulą. Adam Małysz czekał na nią cztery lata, skakał jeszcze następne cztery, ale to tam, w Planicy, mógł się poczuć spełniony. Nadchodził czas młodszych. Głównie czas Gregora Schlierenzauera. Gdyby wówczas przyjechał - trener Alexander Pointner uznał, że trzy dni lotów to za wiele dla 17-latka - pewnie skończyłby sezon na podium, a tak spadł na czwarte miejsce. Ale i tak było jasne, że nadleciała nowa gwiazda, symbol austriackiej dominacji w następnych latach, Leo Messi narciarstwa, twarz najlepszej szkoły skoków, największej pomysłowości w dopracowywaniu sprzętu, sponsorskiego eldorado. Nie da się ukryć, że również symbol austriackiej pewności siebie, chęci wpływania na decyzje jury itd.
Sezon w Soczi miał być jego koronacją. Ale właśnie wtedy Gregor spadł z chmur. Zmęczył się, stracił łatwość skakania, wygrał ledwie dwa konkursy. Najmniej, od kiedy zaczął regularnie startować w PŚ. Jeszcze rok temu tych zwycięstw było dziesięć, a Gregor w Val di Fiemme uratował honor Austrii w konkursach indywidualnych, zdobywając srebro. W Soczi już nie dał rady. Gdyby nie młody Thomas Diethart w Turnieju Czterech Skoczni, Austriacy nie mieliby tej zimy żadnego wielkiego sukcesu do wspominania.
Cały artykuł o zmianie warty w skokach przeczytasz w Sport.pl Ekstra .
Najciekawsze migawki z walki Polaków o Puchar Świata
Dlaczego polskie kluby nie kupują Polaków?
Grubszy element obciachu w polskim futbolu
Wybuchowe El Clasico zapowiada pasjonujący finał ligi
Gdzie Rzym, gdzie Krym, gdzie futbol?
O najbardziej egzotycznych mistrzostwach świata