MŚ w lotach. Stoch chce być mistrzem w sporcie ekstremalnym

Kamil Stoch przeniesie znakomitą dyspozycję ze skoków na loty narciarskie i zdobędzie medal mistrzostw świata w Harrachovie? To nie takie proste. "Loty to coś takiego, jakbyś wyskoczył z dziesiątego piętra i cieszył się, że przeżyłeś" - stwierdził kiedyś Martin Hoellwarth. A mistrz lotów, Sven Hannawald, w swojej książce pisze, że już dwie doby przed startem nadnercza produkują tyle adrenaliny, ile obserwuje się u osób, które odczuwają śmiertelny strach". Transmisja z czwartkowych kwalifikacji w TVP i Eurosporcie, relacja na żywo w Sport.pl od godz. 17.

Stoch, jako podwójny mistrz olimpijski z Soczi i prawie pewny zdobywca Pucharu Świata, musi być wymieniany w gronie faworytów mistrzostw świata w lotach.

Polak ze swych 13 zwycięstw w PŚ tylko jedno odniósł w tej specjalności, a z 27 miejsc na podium tylko dwa wywalczył właśnie w lotach.

Przełożenie znakomitej formy ze skoczni dużych na mamucią nie jest sprawą łatwą, wcale nie odbywa się automatycznie. Najlepiej wiedzą o tym ci, którym się udało.

Hannawald to obok Waltera Steinera najbardziej utytułowany zawodnik w historii mistrzostw świata w lotach. Niemiec zdobył w takich imprezach indywidualnie dwa medale złote i jeden srebrny. Lotom poświęcił fragment autobiografii, która na początku marca ukazała się na polskim rynku.

"Przed konkursem lekarz reprezentacji Niemiec doktor Ernst Jakob zmierzył Martinowi Schmittowi i mnie poziom adrenaliny. Zaskoczyło nas to, co odkrył. Hormon stresu był podwyższony czterokrotnie! Tak wysokie wartości obserwuje się normalnie u osób, które odczuwają śmiertelny strach" - wspomina mistrzostwa z 1998 roku. Wtedy, w Oberstdorfie, były, wielki rywal Adama Małysza zdobył srebro, przegrywając tylko z Kazuyoshim Funakim.

Oto krótka, ale mocna opowieść Hannawalda o lotach narciarskich.

Gospodarka hormonalna wariuje

"Skoczkowie podczas lotów są pod presją psychiczną porównywalną z tą u pędzących po torze kierowców Formuły 1. Jak stwierdzili naukowcy z Uniwersytetu w Innsbrucku, podświadomość nie może sobie poradzić z nadmiarem obrazów, wrażeń, z zalewem bodźców optycznych. System nerwowy jest nadmiernie atakowany.

Tortury ciała i ducha zaczynają się już dwa dni wcześniej. Ponieważ wzmożone napięcie może prowadzić do zaburzeń zdolności koordynacji, my - "kierowcy rajdowi skoczni" - poruszamy się na krawędzi, jak ostrzegał Ludwig Geiger, główny lekarz punktu wspierania olimpijczyków w Berchtesgaden. Bo już 48 godzin przed zawodami gospodarka hormonalna organizmu może przejść w stan wyjątkowy. Nadnercza produkują tyle adrenaliny, że górna granica normy może być przekroczona nawet czterokrotnie. Stres w lotach narciarskich jest "większy niż w jakiejkolwiek innej dyscyplinie", stwierdził Geiger. Loty narciarskie wymagają, byś dał z siebie wszystko, eksploatują cię doszczętnie, niemal nie możesz się zregenerować.

Czasami sportowiec traci na wadze od półtora do dwóch kilogramów w czasie trzech dni jednego tylko konkursowego weekendu. Po lotach nie chciałem już na nic patrzeć ani nic mówić. Wieczorem kładłem się do łóżka kompletnie wyczerpany.

Lecz mimo to uczucie szczęścia podczas lotów jest silniejsze niż strach przed obrażeniami. Wola rywalizacji jest tak odjazdowa, że ciągle chcesz pokonywać samego siebie i być tym skoczkiem, który doleciał najdalej. Loty narciarskie to próba najwyższej odwagi".

Rzepki wyskakują przez spodnie

"Skoki są wspaniałe, ale loty były zawsze moją absolutnie ulubioną bajką - również dlatego, że w każdym sezonie są tylko trzy konkursy. Przede wszystkim jednak loty są sportem na granicy. Loty narciarskie są ostrzejszą wersją skoków. Skocznia jest wyższa, rozbieg dłuższy, opór powietrza większy, a aerodynamika ważniejsza - wszystko jest bardziej niebezpieczne.

Siły fizyczne, które na ciebie oddziałują, są tak potężne, że prawie wyskakujesz z butów. Ale właśnie to przesądza o tym, że loty są tak niewiarygodnie pociągające - to mieszanka odwagi, ryzyka i zagrożenia.

Rzucasz się w dół po stromym rozbiegu, trzymając się śladu, najeżdżasz na próg i katapultujesz się w czeluść z szybkością około 105 kilometrów na godzinę. Słyszysz tylko gwizd powietrza... nie - przy tej szybkości już niczego nie rejestrujesz. Czujesz ciśnienie powietrza, wiatr na twarzy i siły fizyczne, które działają na ciało. Ale o niczym już nie myślisz. Przywołujesz tylko schematy postępowania, te wyćwiczone tysiąc razy mechanizmy, które są zapisane w twojej głowie.

Wprowadzasz swój system lotu, czyli ciało i narty, w pozycję aerodynamiczną. Chcesz perfekcyjnej akcji. Na koniec instynkt sygnalizuje ci: "Uwaga na lądowanie! Zastosować telemark". "Przy lądowaniu masz wrażenie, że rzepki wyskakują ci przez spodnie, a potem pocisz się i drżysz na całym ciele" - tak kiedyś mój kolega z teamu opisał swoje doznania fizyczne. To absolutne ekstremum, prawie wierzysz, że jednak potrafisz latać jak ptak".

Loty robią z ciebie faceta

Loty narciarskie to zupełnie inna liga niż skoki. Różnica w doznaniach jest taka, jakbyś jechał samochodem nie 100, tylko 200 na godzinę. Czujesz większe ciśnienie, bo szybciej jedziesz na rozbiegu - dla mnie absolutnie genialne uczucie. W skokach jedziesz jakby szybkim autem - w lotach za to w prawdziwej rakiecie. Po wybiciu czujesz, jakbyś spędzał w locie dwa dni.

Twoje wrażenia cię oczywiście zwodzą, ale odbierasz tę różnicę między skokami narciarskimi a lotami jako potężne przejście kwantowe, te dodatkowe trzy-cztery sekundy w powietrzu zdają się wiecznością.

Jak w transie unosisz się w innym wymiarze. Szybujesz na wysokości dziesięciu metrów. Przeżywasz niesamowite chwile - bez silnika czy napędu odrzutowego żeglujesz w przestworzach. To absolutnie genialne uczucie - jeśli wszystko układa się pomyślnie.

Żałuję, że nie mogłem przeżywać tych chwil częściej niż w każdym sezonie tylko na dwóch czy trzech konkursach z dziewięcioma lotami w każdym. Oprócz tego co dwa lata są jeszcze mistrzostwa świata w lotach.

Loty narciarskie to "skoki w rozmiarze XXL", jak kiedyś słusznie zauważył Martin Schmitt. A mój kolega z drużyny Christof Duffner - człowiek raczej dość spokojny - powiedział: "To loty robią z ciebie faceta". Później - już jako ojciec trojaczków - uzupełnił swoją opinię dosadnym porównaniem: "Loty to zajefajne uczucie. Prawie jak orgazm".

Małysz i Hannawald w jednym?

- Znam swoją wartość i wiem, że umiem sobie radzić na mamutach - mówi przed mistrzostwami Stoch. Polak nie uchodzi za jednego z najlepszych lotników, bo na skoczniach mamucich nie odniósł jeszcze wielu spektakularnych triumfów. Ale Stoch ma świetną technikę i życiową formę. Dlatego po raz kolejny w tym sezonie jest w stanie wywalczyć to, czego nie zdobył nawet Adam Małysz, czyli medal mistrzostw świata w lotach.

Oby tylko szczęście do pogody miał większe. Małysz po igrzyskach w Vancouver w 2010 roku, w pierwszym dniu mistrzostw w Planicy walczył o złoto z Simonem Ammannem. I kiedy wydawało się, że podwójnemu mistrzowi i podwójnemu wicemistrzowi olimpijskiemu nikt nie będzie w stanie zagrozić, temu drugiemu powiało tak, że w ostatniej z czterech serii zwiało go z podium. Małysz przegrał je o 0,4 punktu z Andersem Jacobsenem, od Norwega w czterech ponaddwustumetrowych lotach okazał się ostatecznie gorszy o 30 centymetrów.

Dziś często słyszymy i czytamy, że "Orzeł z Wisły" nie był lotnikiem.

To dowód, jak łatwo przekreśla się czyjeś osiągnięcia. Przecież Małysz aż 15 razy stanął na podium "mamucich" konkursów PŚ (lepszy pod tym względem jest tylko Gregor Schlierenzauer), odniósł aż sześć takich zwycięstw (tu też lepszy jest tylko Austriak), był rekordzistą świata (wspólnie z Andreasem Goldbergerem) w długości lotu i jako pierwszy w historii poleciał sto razy na odległość co najmniej 200 metrów.

Cóż, niech złe prognozy się nie sprawdzą, niech Certak da Stochowi stabilną pogodę, a być może o nim nikt nigdy tak nie powie.

Stoch jak każdy wielki skoczek kocha latać na nartach, lądowania za 200. metrem dają mu niesamowitą frajdę. Zdobywając medal, a najlepiej wygrywając, nagrodziłby samego siebie za wspaniały sezon, byłby mistrzem w lotach jak Hannawald, mistrzem w skokach jak Małysz i mistrzem olimpijskim, jak żaden z nich.

Kilkanaście lat temu nikomu w Polsce nie śniło się, że kiedykolwiek będziemy mieli zawodnika, który sukcesami może przebić obu ówczesnych asów przestworzy.

Teraz Czesi zapowiadają przyjazd 10 tysięcy polskich kibiców. Ci ludzie wiedzą, jak trudne zadanie przed Stochem, ale widząc, co wyprawia "Rakieta z Zębu", marzą, że ona znów odleci i będzie, jak w 2001 roku, kiedy tuż po znokautowaniu rywali w Turnieju Czterech Skoczni dwa konkursy lotów w ramach Pucharu Świata wygrał w Harrachovie Małysz.

Cytaty pochodzą z książki "Sven Hannawald. Tryumf. Upadek. Powrót do życia".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.