Soczi 2014. Kruczek: Szalony dzień. Walczyliśmy, żeby postawić Kamila na nogi

Kamil Stoch wygrał konkurs na skoczni normalnej w Soczi i został mistrzem olimpijskim. - Strasznie było cały dzień. Rano nas przeraziła już pierwsza informacja: Kamil się źle czuje - powiedział szczęśliwy trener Łukasz Kruczek.

Stoch mistrzem olimpijskim! Czytaj relację

Kamil Stoch nie dość, że zdobył złoty medal, to jeszcze pobił rekord skoczni. W pierwszej serii skoczył aż 105,5 metra, a w drugiej - 103,5. Miał w sumie aż 12,7 punktów przewagi nad drugim Peterem Prevcem. Brązowy medal zdobył Anders Bardal.

Po konkursie wielkiej radości nie ukrywał trener Łukasz Kruczek.

Paweł Wilkowicz: Drugi skok to był ideał?

Łukasz Kruczek: Ja się zawsze czepiam i coś znajdę. Tu też dam radę. Dążymy do tego, żeby Kamil robił jak najmniej błędów. Bo nie ma skoku idealnego, wygrywa ten który się najmniej pomyli. Jak on dzisiaj.

Strasznie było cały dzień. Rano nas przeraziła już pierwsza informacja: Kamil się źle czuje. Myślę: o, o. Ale nic wielkiego, jak się okazało: głowa go bolała, taki umęczony był. Dlatego poza Kamilem największe gratulacje dla fizjoterapeuty i doktora, że go tak wyprowadzili. Na konkursie już było wszystko OK., żadnych problemów. Próbna seria była rozpoznawcza, jak to u Kamila bywa. A potem dwa bombowe skoki na które chyba czekaliśmy już od dłuższego czasu.

To była spokojna przerwa między seriami, z przewagą ponad 6 punktów?

- Nigdy nie jest dość. Ale tyle punktów to jednak duży zapas, zwłaszcza że ci co w drugiej serii byli przed Kamilem nie skakali daleko. Nie powiem, że to było łatwe. Było trudne. Ale jak się ma taką przewagę po pierwszej serii, to jednak jest luksus.

A gdy na początku konkursu mocno i nierówno wiało, były nerwy?

- Były, bo mógł pokrzyżować plany. Nie było równo, podobnie jak wczoraj w serii kwalifikacyjnej.

Akurat Kamil przy jednym skoku miał za wiatr zero.

- Tak, niewykazywany. Pomiar jest wyliczony z siedmiu wskazań: tu było w plecy, tu z przodu, tu z boku, wyszło zero. Czuliście presję?

- Podeszliśmy do tego jak do normalnego konkursu. Choć wiadomo, że normalny nie jest. Mamy teraz mistrza olimpijskiego. Ale podeszliśmy na zasadzie: co zrealizować i jak.

Czujesz się trenerem spełnionym, jako ktoś kto prowadzi mistrza olimpijskiego i świata?

- Jeszcze można wiele rzeczy zrobić.

Ile razy oglądałeś skok Wojciecha Fortuny z 1972?

- Kilka razy na pewno. Ale na wybór mojej drogi miał raczej wpływ tata, też skoczek, który mnie zaprowadził na rozbieg. Skok Wojciecha Fortuny był gdy mnie jeszcze nie było na świecie i powtórki tak na mnie nie działały.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.