Soczi 2014. Szturc: Złoto Stocha złotem Małysza

- Złotym medalem olimpijskim Kamil pokazał, jak wielkim jest mistrzem - mówi Jan Szturc, który przed laty odkrył talent Adama Małysza, a teraz współpracuje ze Stochem i pozostałymi skoczkami kadry Łukasza Kruczka. - Piękne zwycięstwo Kamila to sukces również Adama. Bez niego Stoch nie wskoczyłby na szczyt - przekonuje Szturc.

Łukasz Jachimiak: Marzyliśmy, że w Salt Lake City, Turynie albo Vancouver dokona tego Adam Małysz. On na olimpijskim podium stawał cztery razy, ale złota igrzysk nie zdobył. Jak doskoczył do niego Stoch?

Jan Szturc: Najpierw powiem, że jako trener skoków czuję się teraz fantastycznie. Z całego serca życzyłem Kamilowi tego zwycięstwa, bo wiem, że na nie zapracował. Znam go jako wspaniałego chłopaka. My wszyscy trzymamy się razem, Adam Małysz też w ważnych chwilach pomaga, wspiera zespół. On również bardzo chciał, żeby Kamil wywalczył najcenniejszy krążek, którego jemu nie udało się zdobyć. Dlaczego został mistrzem olimpijskim? Jest w najlepszym punkcie swojej kariery, jako zawodnik powtarzalny, spokojny i pewny siebie krok po kroku wszedł na szczyt. On po prostu jest mistrzem. A złotym medalem igrzysk to potwierdził. To perfekcjonista, który wszystko robi najlepiej, jak się da. Nie zaniedbuje żadnego szczegółu, nawet rozgrzewkowe ćwiczenia wykonuje idealnie. Właśnie tacy ludzie stają się wielcy.

Zabrzmiało, jakby charakteryzował pan Małysza. Przez lata to o nim mówiliśmy w samych superlatywach.

- O tym, co prezentował Adam, trzeba pamiętać. Pewnie teraz pojawią się tacy, którzy będą twierdzili, że Kamil jest od niego lepszy. Rozumiem emocje, ale nie rozumiem krótkiej pamięci. Małysz wygrywał w niesamowitym, niepowtarzalnym stylu. On zdobył medale olimpijskie po 30 latach, przez które na olimpijskim podium nie stanął żaden Polak. Adam przez wiele lat prezentował najwyższy, światowy poziom, a kiedy osiągał szczyt swojej formy, to nokautował rywali. Na igrzyskach zdobył cztery medale, na mistrzostwach świata sześć, w tym cztery złote. Cztery razy zdobywał Puchar Świata, wygrał 39 jego konkursów, w kapitalnym stylu został zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni. Chciałbym dożyć czasów, w których inny nasz skoczek dokona czegoś takiego. Kamil ma na razie po jednym złocie mistrzostw świata i igrzysk. Oczywiście medal, który zdobył w Soczi, jest w sporcie najcenniejszy, ale przecież brak akurat tego trofeum Małysza nie poniża. Kamil cały czas musi pracować, żeby gonić naszego najlepszego skoczka w historii i jednego z najlepszych sportowców. Ciężko będzie kiedykolwiek komukolwiek wygrać aż tyle, ile wygrał Adam. Ale żeby było jasne - przed Kamilem czapki z głów, on też jest wielki, z niego też jesteśmy bardzo dumni i bardzo mu dziękujemy.

Dobrze, że Stoch i Małysz na sukcesy się nie ścigają. Stary mistrz zawsze kibicuje młodszemu koledze, a ten podkreśla, że gdyby nie sukcesy Małysza, on nie doszedłby do swoich.

- Zgadza się, między nimi jest szacunek, oni są dobrymi kolegami i dobrymi ludźmi. To oczywiste, że polskie skoki są mocne, bo miały Małysza. Adam wyciągnął tę dyscyplinę z niebytu. Przyciągnął do niej sponsorów, a ci dali pieniądze, które można było przeznaczyć na szkolenie młodzieży. Dzieciakom sprzed lat, czyli tym chłopakom, którzy teraz reprezentują Polskę, Adam dał wspaniały przykład. Kiedyś oni wszyscy marzyli, żeby być jak Adam Małysz. Mieli wzór i - co bardzo ważne - mieli też warunki, by ten wzór naśladować. Dlatego teraz mamy mistrza olimpijskiego i świata, drużynę, która zdobyła brąz mistrzostw świata i powalczy o medal igrzysk. Bo po tym, co w niedzielę pokazali Maciek Kot [był siódmy] i Janek Ziobro [zajął 13. miejsce], możemy liczyć, że nasz zespół powalczy o podium. Mamy też juniorów, którzy będą dorastać i za jakiś czas osiągać sukcesy wśród seniorów. Polskie skoki są w świetnej sytuacji.

Opowiadał pan kiedyś, że Małysz po pierwszych sukcesach odkupił kombinezon od Masahiko Harady. O tym, że Stoch dojrzewał sportowo w innych warunkach, świadczy choćby fakt, że jako junior jeździł na zagraniczne zgrupowania i międzynarodowe zawody.

- To dobry przykład, na pewno do wielu przemówi. Gdyby kiedyś nie było Adama, to teraz pewnie nadal byłaby bieda w Polskim Związku Narciarskim i w ogóle nie mielibyśmy o czym rozmawiać. A tak przed laty zbudowano sztab, Apoloniusz Tajner miał do pomocy fizjologa, psychologa i fizjoterapeutę. Do takiego stylu pracy się przekonaliśmy, dlatego teraz Łukasz ma jeszcze większą grupę. W ogóle grupie niczego nie brakuje. Zawodnicy korzystają z takiego samego sprzętu jak rywale, trenować mogą w kraju, bo mamy nowoczesne skocznie. Kiedyś Adama wysyłaliśmy na Turniej Czterech Skoczni, zbierając na jego wyjazd marki wśród sąsiadów z Wisły. Jak to sobie przypomnę, to mocno doceniam bajkę, którą teraz przeżywamy. To dzięki Adamowi nasza dyscyplina stała się ważna dla telewizji i dla Ministerstwa Sportu. Dzisiejsi reprezentanci mają zapewnione dobre finansowanie, zarabiają na nagrodach, mają też prywatnych sponsorów, których logo eksponują na kaskach. Wszystko się nam ucywilizowało i właśnie dlatego zbieramy owoce.

Stoch zbiera chyba też owoce pracy z różnymi fachowcami. Teraz ufa Kruczkowi, ale pewnie sporo wyniósł też ze współpracy z Heinzem Kuttinem i Hannu Lepistoe?

- Łukasz stał się jednym z najlepszych trenerów świata właśnie dlatego, że uczył się od tych szkoleniowców i od Tajnera. Poznał różne szkoły trenerskie, z każdej wziął coś dla siebie, zebrał doświadczenia. Dokładnie to samo dotyczy Stocha, który dodatkowo miał okazję obserwować, jak w trudnych momentach z presją radzi sobie Małysz i jak on pracuje na swoje sukcesy. To jest bardzo inteligentny i bardzo pracowity chłopak, dlatego ma taki bagaż doświadczeń, jakiego rywale mogą mu pozazdrościć. To dlatego tak szybko odnajduje się w nowych sytuacjach. Widzieliśmy to w Soczi, gdzie w pierwszych treningach skakał przeciętnie, a już 12 godzin później był najlepszy, bo spokojnie znalazł błędy i je wyeliminował. Po złoto poszedł bardzo pewnym krokiem.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.