Wilkowicz o Tajnerze, który widzi 12 szans medalowych w Soczi: Kto kogo robi w balona?

Stała się rzecz straszna: Apoloniusz Tajner dostrzegł 12 szans medalowych w Soczi. Dostrzega je właściwie od dawna, teraz to tylko kolejny raz powtórzył przy okazji prezentacji ekipy olimpijskiej. I podniósł się zwyczajowy raban o pompowaniu balonów, o działaczowskim hurraoptymizmie. I o ogólnej nieudolności złotoustego prezesa rzecz jasna też.

Z tym ostatnim trudno dyskutować, szkoda tylko, że nie mamy więcej takich nieudolnych. Ani drugiego związku w sportach indywidualnych, który by potrafił tak jak kierowany przez Tajnera PZN przyciągnąć od sponsorów równie dużo pieniędzy co z budżetu państwa i od 2001 roku przywozić medale z dziewięciu na 10 rozegranych w tym czasie igrzysk i mistrzostw świata. Może to tylko fuks. Niech będzie. Wolę szukać medali z kimś, kto ma fuksa, niż z kolejnym Jonaszem.

Ale do rzeczy. Przede wszystkim prezes nie powiedział, że zdobędziemy 12 medali. On naliczył 12 medalowych szans. Po trzy w biegach, skokach, biatlonie, panczenach. I zrobił to, opierając się na metodzie, którą się w takich wypadkach najczęściej stosuje i uważa za najbardziej wiarygodną: policzył, kto w ostatnim roku zdobywał dla Polski medale mistrzostw świata w konkurencjach olimpijskich. Było takich medali siedem (trzy w narciarstwie klasycznym, dwa w biatlonie, dwa w panczenach), a zdobywców tych medali - 13.

Szanse dzielone na 3-4

Optymizm prezesa polega na tym, że założył, iż Justyna Kowalczyk nie będzie już miała takiego pecha jak w Val di Fiemme i ma szansę na nie jeden, ale trzy medale, czyli tyle, ile zdobywała w MŚ w Libercu, igrzyskach w Vancouver i MŚ w Oslo. I że skoczkowie, którzy mieli złoto i brąz w Val di Fiemme, będą się liczyli w walce o podium każdego konkursu w Soczi. Tajner uznał też, że sztafecie biatlonowej, która ma w składzie dwie medalistki mistrzostw świata, Monikę Hojnisz i Krystynę Pałkę, również można dać jakąś szansę na medal. A panczenom dołożył oprócz oczywistych szans w jeździe drużynowej jedną szansę indywidualną. Jak rozumiem, dla Zbigniewa Bródki, zdobywcy Pucharu Świata.

Trudno uznać te wyliczenia i nadzieje za absurdalne. Już prędzej są takimi przewidywania, że nasza sztafeta narciarek może się włączyć do walki o trzecie miejsce. Ale rozumiem, że to była raczej próba poszukiwania niespodzianki (prezes szuka też w skicrossie, widząc kandydatkę w Karolinie Riemen), takiej, jaką był medal panczenistek na igrzyskach w Vancouver.

Tyle wyliczania szans. Zakłada się zwykle, że trzeba je potem podzielić przez co najmniej dwa, a najlepiej przez trzy, żeby dostać wiarygodną prognozę medalową. I prezes chyba aż takim hurraoptymistą nie jest, skoro podzielił przez trzy, a nie dwa i powiedział - a mam to nagrane - że ucieszy się z trzech, czterech medali, bo potęgą nie jesteśmy. Albo więc ktoś prezesa nieuważnie słucha, albo słucha, ale nie rozumie, albo zawsze wie swoje.

Zobacz wideo

Klub Polska to 13 osób

I najważniejsze na koniec, dla miłośników strywializowanej już do granic wytrzymałości tezy o pompowaniu balonów i ich zgubnym wpływie na wyniki sportowców. Jakoś niespecjalnie w związek obu spraw wierzę, prawdziwie paraliżującą presję może na siebie nałożyć tylko sam sportowiec, a nie kibice czy prezes, choćby dmuchali balon za balonem. Nadmuchanie balonu to jest tłumaczenie słabych. Ale niech będzie. Otóż jest w tych balonowych wymówkach jeden bardzo słaby punkt: wspomniana wcześniej metoda wyliczania szans jest również w Polsce podstawą dzielenia pieniędzy na przygotowania. Kto jest aktualnym medalistą MŚ w konkurencjach olimpijskich, ten się staje członkiem elitarnego Klubu Polska (tym razem: Klubu Polska Soczi 2014) i ma mu nie zabraknąć w przygotowaniach niczego.

Na tej elitarnej liście z tych wymienionych przez prezesa sportowców z szansami brakuje tylko dwóch biatlonistek ze sztafety, one są w drugiej grupie finansowania, nie tak rozpieszczanej. Ale reszta się zgadza: Klub Polska to 13 osób, na które liczymy w Soczi, i którym - jak się umówiliśmy przy ostatniej reformie finansów sportu - opłacamy z podatków przygotowania olimpijskie dużo hojniej, niż to bywało wcześniej, w czasach większej urawniłowki. Skoro płacimy, skoro jest założenie, że za starania, by był w Soczi medal, i skoro sportowcy się na taki układ godzą, to chyba wolno też przed igrzyskami powiedzieć, że się ma nie tylko nadzieje, ale i oczekiwania?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.