Kasai: uśmiech, fajeczka i poleciało

Pokazuje, że można mieć 41 lat i być ciągle dzieckiem. Że można mieć 41 lat i wygrywać Puchary Świata w skokach. Kto się teraz, po zwycięstwie Noriaki Kasai na Kulm, odważy powiedzieć Martinowi Schmittowi, żeby dał sobie spokój?

Kiedy pierwszy raz skakał w mistrzostwach świata, stał jeszcze mur berliński, a dwóch trzecich jego obecnych rywali nie było jeszcze na świecie. Miał wtedy, w 1989 roku w Lahti, 16 lat. Tak się zaczynało jego ćwierć wieku w skokach: zmiany stylu, zmiany długości nart, zmiany kombinezonów, ciągłe powiększanie skoczni, upadki jednych potęg i narodziny innych. A on trwał. Na pewno go na skoczni nie trzymało uzależnienie od zwycięstw, bo jedyne złoto zdobył 22 lata temu w mistrzostwach świata w lotach, a konkursów w Pucharze Świata wygrał 16, czyli zdarza mu się średnio dwa razy na trzy lata. On po prostu lubi to robić, lubi być z rywalami, podróżować cały sezon z dala od Japonii.

Pointner: on jest prawie tak stary jak ja

To jeden z tych skoczków, o których wszyscy mówią z sympatią. Najmniej poważny z Japończyków, choć senior kadry. Zawsze uśmiechnięty, raczej typ muzyka w trasie, który i zapalić papierosa lubi, i się pobawić. Ale młodzi mówią o nim, że drugiego tak entuzjastycznie nastawionego do skoków trudno znaleźć. - On jest prawie tak stary jak ja, mogę tylko powiedzieć: czapki z głów - mówił trener Austriaków Alexander Pointner po tym, jak w sobotę na Kulm Noriaki Kasai został w wieku ponad 41 lat najstarszym zwycięzcą w Pucharze Świata. Po blisko 10 latach czekania na 16. zwycięstwo (poprzednie odniósł w lutym 2004 w Park City). I przez cały ten czas, jak mówi, wierzył w swoje skoki.

Wielkie nieba, ale przyłożyłem na progu

To nie jest sport, który się łatwo porzuca, coraz więcej jest skoczków daleko po trzydziestce. Janne Ahonen odchodzi, odchodzi i odejść nie może, Martin Schmitt ciągle wierzy, że jeszcze mu się kiedyś uda wielki skok. Dalej próbuje Jakub Janda. Ładnie o tym ostatnio opowiadał Simon Ammann, którego ból pleców już wiele razy zmuszał do zastanowienia się, czy warto dalej trenować. I któremu Gregor Schlierenzauer już jakiś czas temu przepowiadał, że jest dla niego po wszystkim, skoki za bardzo się zmieniły, by jeszcze wrócił do wielkich zwycięstw. - W skokach zawsze się zdarzy taka próba, która ciebie samego zaskoczy. Jesteś w powietrzu, czujesz, jak mkniesz do przodu, myślisz sobie: wielkie nieba, ależ przyłożyłem na progu. To jest niesamowita podnieta. Na mnie to ciągle działa - opowiadał w wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung" Szwajcar, który w sezonie olimpijskim znów liczy się w walce o zwycięstwa. Kasai, który w 2012 kończył Puchar Świata na 51. miejscu, zagubiony, też wrócił na dobre. Od początku sezonu jest w okolicach podium, stał na nim w Titisee-Neustadt, teraz dwa razy na Kulm.

Do siedemdziesiątki? "Kto wie"

Już sześć razy startował w igrzyskach, wkrótce będzie siódmy. - A potem ósmy w Pyeongchang? - pytali go ostatnio. - To by się zgadzało - odpowiadał. Pytania o to, czy chce być skaczącym siedemdziesięciolatkiem, zbywał grzecznym "Kto wie?", ale do pięćdziesiątki na pewno chciałby spróbować dotrwać. Nigdzie nie będzie miał do tego lepszych warunków niż w Japonii. Poprzedni najstarszy zwycięzca w PŚ też był oczywiście Japończykiem: Takanobu Okabe wygrał w 2009 zawody, mając 38 lat. Japońskie skoki opierają się na systemie klubów zakładowych. Zawodnicy skaczą w barwach swoich firm, dostają na czas uprawiania płatny urlop, a potem czeka na nich już zwyczajne miejsce pracy. Kasai akurat reprezentuje dewelopera Tsuchiya Holdings z Hokkaido, wyspy, z której pochodzi. Miał zapisane w obecnej umowie o pracę, że jak jeszcze coś wygra, pensja wzrośnie dwukrotnie. Ale nie po to został na skoczni, tylko dla olimpijskiego medalu.

Cudownych recept nie ma

- Nie mogę odejść, póki go nie będę miał - tłumaczy. Jest wicemistrzem olimpijskim z drużyną z Lillehammer 1994 - gdy Japończycy zostawali cztery lata później mistrzami, jego nie było w drużynie, mocno zabolało - ale indywidualnie nigdy na podium igrzysk nie był. Udawało mu się w mistrzostwach świata, dwa razy był trzeci w Val di Fiemme, gdy w 2003 Adam Małyszzdobywał dwa złota. Kasai żadnych cudownych recept na sportową długowieczność nie ma. - Jestem po prostu szczęśliwym człowiekiem - mówi. Jest w dobrej formie fizycznej, poważne kontuzje go omijały, choć oczywiście plecy i kolana czasem bolą. Ciągle się potrafi cieszyć skokami jak dziecko. A to czasem bywa w tym sporcieważniejsze niż wszystko inne.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i na Androida

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.