Turniej Czterech Skoczni. Polacy w pogoni za Ammannem

Rozczarowanie konkursem w Oberstdorfie było proporcjonalne do oczekiwań wobec polskich skoczków. W noworocznym konkursie w Garmisch-Partenkirchen Kamil Stoch podejmie pogoń za czołówką Turnieju Czterech Skoczni.

Stoch wzbraniał się przed terminem "upadek". Nie chciał przyznać się nawet do kroku w tył. Jak jednak traktować 13. miejsce lidera Pucharu Świata w najważniejszym konkursie w tym sezonie?

W Titisee-Neustadt i Engelbergu Stoch wywalczył 360 pkt, sprawiał wrażenie skoczka ocierającego się o życiową formę. Do tego doszły bardzo wysokie loty Jana Ziobry w Szwajcarii i postawa całej drużyny, która mogła przyprawić o zawrót głowy. Kiedy rozgorączkowani kibice zastanawiali się, czy wysoka dyspozycja nie przyszła za szybko, czy da się ją utrzymać do igrzysk w Soczi, polscy skoczkowie ponieśli porażkę na inaugurację Turnieju Czterech Skoczni. Co prawda cała szóstka awansowała do finałowej trzydziestki, ale tylko Klemens Murańka mógł być ze startu w miarę zadowolony, choć i on nie wytrzymał presji i zepsuł drugi skok.

Z jednej strony Oberstdorf to nie jest ulubiona skocznia Polaków (Adam Małysz wygrał tu raz, w 2007 r., w zawodach nienależących do prestiżowego TCS), z drugiej powtarzali, że niedawne treningi na tym obiekcie dużo im dały i nie chcą szukać tak łatwych wymówek. - Moje miejsce to katastrofa. Choć nie popełniłem znaczących błędów technicznych, loty były zdecydowanie za krótkie - mówił Maciej Kot, najgorszy w drużynie, który wylądował na 28. miejscu, tuż za nastoletnim Krzysztofem Biegunem.

Jedynym, który przeżył w Oberstdorfie chwilę radości, był Murańka, który "odleciał" na 141,5 m w pierwszym skoku. Mówił, że niesie go wchodząca w decydującą fazę rywalizacja o pięć miejsc w kadrze na igrzyska. Trener Łukasz Kruczek nie zabrał do Oberstdorfu i Ga-Pa Dawida Kubackiego, członka brązowej drużyny z mistrzostw świata w Val di Fiemme, ale zapowiedział, że w austriackiej części TCS Kubacki zastąpi najsłabszego skoczka w polskiej ekipie. W zespole toczy się rywalizacja, nikt przed Innsbruckiem do Polski odesłany być nie chce. Skład kadry na igrzyska Kruczek ogłosi 19 stycznia.

To wszystko jednak nijak nie tłumaczy 13. miejsca Stocha w Oberstdorfie. Polak uchodził za faworyta TCS. Zawalił jednak pierwszy skok i choć po drugim zdecydowanie awansował, musiał być rozczarowany. Przed rokiem miejsce lidera polskiej kadry na inaugurację Turnieju było takie samo, ale jego wydźwięk - zupełnie inny. Wtedy Stoch fatalnie zaczął sezon, zrezygnował z próby przedolimpijskiej w Soczi, by samotnie pracować w Ramsau nad powrotem do formy. Wrócił na TCS, gdzie piął się w górę od 13. pozycji w Oberstdorfie do czwartej na koniec w Bischofshofen. Podium było o krok.

Teraz sytuacja była zupełnie odmienna, 13. miejsce jest porażką. Ale nie definitywną. Stoch tłumaczył, że z sześciu skoków na Schattenbergschanze popsuł tylko jeden. Ale to przesądziło o niemal 30 pkt straty do zwycięzcy Simona Ammanna.

27-letni Stoch uważa, że najgorsze za nim. Na Schattenbergschanze poniósł straty, ale przed nim skocznie, które lubi zdecydowanie bardziej. W Garmisch-Partenkirchen presja będzie znacznie mniejsza. Sam chyba nie zdawał sobie sprawy, jak pozycja faworyta TCS go usztywni. - Dostałem dobrą lekcję, czas na wnioski - mówił. Szczególnie czeka na start na Bergisel w Innsbrucku, gdzie wystartuje 4 stycznia.

Aby jego wspinaczka na podium miała sens, musi ją zacząć już w Nowy Rok na skoczni olimpijskiej w Ga-Pa. W 2001 r. jej rekord pobił Adam Małysz, dziś rekordzistą jest Ammann. Czterokrotny mistrz igrzysk nigdy nie wygrał Turnieju Czterech Skoczni. Tym razem ma na to życiową, a niewykluczone, że ostatnią szansę.

Łukasz Kruczek: Jest niedosyt, tragedii nie ma

DARIUSZ WOŁOWSKI: Co się stało w Oberstdorfie?

ŁUKASZ KRUCZEK: Nic szokującego. Na serio. W kwalifikacjach skakaliśmy świetnie, w konkursie nie mieliśmy szczęścia do warunków, wiał lekki wiatr, ale jednym pod narty, drugim w plecy. Nam głównie w plecy, czyli przeciwnie niż w Titisee-Neustadt i Engelbergu. Sezon składa się z ponad dwudziestu konkursów, raz my mamy szczęście do warunków, raz mają je inni. Bilans zamyka się w okolicy zera, dlatego najbardziej miarodajna dla klasy skoczka jest pozycja w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Czyli w tej chwili najlepszym skoczkiem świata jest Kamil Stoch, bo on w niej prowadzi. Ale jeśli na starcie TCS numer 1 zajmuje 13. pozycję, to raczej nie ma powodów do radości.

- Kamil popełnił błąd w pierwszym skoku, skrzyżował narty, potem to korygował w locie, co odbiło się na odległości. W drugim skoku wszystko już zagrało, stąd awans o 13 pozycji. Mieliśmy niedosyt, bo wydawało się, że ten drugi lot starczy nawet na skok do czołowej dziesiątki. Nie wystarczył.

A może jednak Kamil nie wytrzymał presji? Z jego słów wynikało, że żółta kamizelka lidera Pucharu Świata i status faworyta jednak mu ciążyły.

- Kamil jest skoczkiem mającym uznanie w świecie i sukcesy za sobą. Presja mogła mieć znaczenie, ale nie była decydująca. Popatrzmy na drugiego z faworytów Gregora Schlierenzauera. Austriak też nie skakał w dobrych warunkach i zajął dziewiąte miejsce. Pierwsza seria w każdym konkursie TCS rozgrywana jest systemem KO, więc ci najlepsi nie skaczą w takich warunkach jak w innych zawodach Pucharu Świata.

Stoch mówił, że po raz pierwszy tak duża grupa ludzi wymieniała go jako faworyta TCS. Zarówno w Polsce, jak i za granicą...

- Oswajanie presji faworyta to nie tylko lekcja dla Kamila, ale dla nas wszystkich. Jesteśmy postrzegani jako coraz mocniejsza ekipa zdolna walczyć o czołowe miejsca w każdych zawodach. Już nie jesteśmy Kopciuszkami, traktują nas jak członków elity w skokach. Trzeba sobie z nową sytuacją radzić. Nie wypada się użalać, bo o ten wysoki status przecież walczyliśmy.

Naprawdę nie był pan rozczarowany?

- Nie stała się żadna tragedia. Nie mamy monopolu na szczęście. Czasem bywa po naszej stronie, czasem rywali.

Dlaczego w Oberstdorfie zawsze Polakom źle wieje?

- Nie zawsze. W 2004 czy 2005 r. było OK. Adam Małysz skakał dobrze, trzech naszych zajmowało miejsca w trzydziestce, co na tamte czasy było wielkim sukcesem. Tym razem apetyty były większe, wyniki gorsze. Ale to rozdział zamknięty. Teraz konkurs w Garmisch-Partenkirchen, czyli natychmiastowa okazja do rewanżu.

Ale są skocznie bardziej i mniej lubiane przez zawodników. Także Polaków.

- Oczywiście. W Garmisch-Partenkirchen zawsze szło nam lepiej niż w Oberstdorfie, ale gdyby to zależało od nas, cztery konkursy TCS można by rozegrać na Bergisel w Innsbrucku.

Kibice oczekiwali na 62. TCS wyjątkowych sukcesów.

- My, Polacy, mamy skłonność do popadania ze skrajności w skrajność. Brakuje nam wyważenia i przytomnego spojrzenia na rzeczywistość. A jest ona taka, że nie jesteśmy tak mocni jak w Engelbergu ani tak słabi jak w Oberstdorfie. Prawda o nas leży gdzieś pośrodku.

Klemens Murańka mówił po pierwszym skoku, że na imponującą odległość 141,5 metra poniosła go motywacja związana z walką o miejsce w kadrze na igrzyska. Po dwóch konkursach w Niemczech odsyła pan do kraju najsłabszego, którego w Austrii zastąpi Dawid Kubacki. Nikt do domu nie chce wracać, obawiając się straty szans olimpijskich.

- Nie powiedziałem, że do Polski wróci najsłabszy. Widzę, kto dobrze skacze, kto wykonuje nasze plany, rozwija się. Dla mnie nie liczy się miejsce w jednym czy drugim konkursie, bo ono może być kwestią loterii lub szczęścia. TCS to zawody o znacznie wyższym prestiżu niż zwykłe zawody PŚ, więc presja i stopień trudności są większe. Tak jak inni kandydaci do kadry na igrzyska w Soczi Kubacki musi dostać szansę sprawdzenia się w tych warunkach.

Jak będą przebiegały najbliższe konkursy TCS?

- Nie naciągnie mnie pan na prognozy, to są skoki, sport nieprzewidywalny ze swojej natury. Trener patrzy na skoki innymi oczami niż kibic. To różne perspektywy. Jak się wygrywa, to wszyscy dookoła skaczą z radości, atmosfera jest wspaniała, działamy jak nakręceni. Ale trener musi oceniać jakość skoku. Dążę do tego, żeby zawodnik skakał tak, jak ja chcę, według planu, który założyliśmy. Wtedy jestem zadowolony. Ale to tylko jeden z trzech czynników wpływających na wynik, pozostałe to warunki na skoczni i forma rywali. Na te dwa czynniki wpływu nie mam. Jak mógłbym w tych warunkach przewidywać wyniki? Bywają konkursy, które przewracają klasyfikację do góry nogami. Może tak będzie na przykład w Ga-Pa?

Simon Ammann nigdy nie wygrał TCS. Odebrał Adamowi Małyszowi trzy złota olimpijskie, ale...

- Simon niczego Adamowi nie odebrał. Po prostu lepiej skakał.

OK., źle to sformułowałem. Ale tak z ręką na sercu, czy Szwajcarowi nie należy się wygrana w TCS na koniec kariery?

- W sporcie, a więc i w skokach, nic się nikomu nie należy. Ani Ammannowi, ani Kamilowi. Wszystko trzeba wywalczyć, wydrzeć rywalom. Aktorzy dostają Oscara, a pisarze Nobla, czasem dostaje się nagrodę za całokształt. W sporcie tak nie ma. Ale w tak trudnych zawodach jak TCS większe szanse mają zawodnicy doświadczeni. f

Rozmawiał w Garmisch-Partenkirchen Dariusz Wołowski

Bukmacherzy typują zwycięzcę TCS

Źródło: William Hill

Czy Kamil Stoch stanie na podium Turnieju Czterech Skoczni?
Więcej o:
Copyright © Agora SA