Skoki narciarskie. Czy to jest sport dla starych ludzi?

Razem mają 78 lat. Janne Ahonen i Noriaki Kasai tkwią na skoczni niczym relikty przeszłości. Pierwszy wrócił drugi raz wziąć na barki fińskie skoki, drugi po czterdziestce atakuje podium w klasyfikacji generalnej. Kolejny krok zrobią w sobotę w Titisee-Neustadt?

Dziewiąte miejsce Ahonena na dużej skoczni w Lillehammer w minioną niedzielę wskazuje na to, że tak jak ostrzegał, nie wraca na skocznię dla rozrywki. To był najlepszy wynik fińskiego skoczka w zawodach Pucharu Świata od niemal dwóch lat. Fińskie skoki upadły nisko, pomysł reaktywacji 36-letniego zawodnika mógł wyglądać jednak na akt skrajnej rozpaczy. Dziś z przekąsem i ironią uśmiecha się coraz mniej kibiców. Ahonen, zawiedziony nieudanymi biznesami, wrócił do sportu naprawdę przygotowany. A przecież zbliża się Turniej Czterech Skoczni, który wygrał rekordowe pięć razy.

Jeszcze lepiej skacze 42-letni Noriaki Kasai. W niedzielę w Lillehammer był czwarty. W klasyfikacji generalnej awansował na siódmą pozycję, co jest odpowiedzią dla tych, którzy zaczynali dostrzegać w jego sportowym uporze element rekreacji. Skoki to przecież sport dla młodych ludzi, bywa, że wręcz nastolatków. 20-letni Kasai debiutował na igrzyskach w Albertville, gdzie bohaterem był 17-letni Fin Toni Nieminen (dwa złote medale i brązowy). Ahonen jest zaledwie dwa lata młodszy od rodaka, który już dawno porzucił sport.

Fin i Japończyk wydawali się niewzruszeni i w dobrych, i w złych chwilach. Po legendarnym dla Polski Turnieju Czterech Skoczni w 2001 roku Fin rozbrajająco wyznał: "Też chciałbym kiedyś skakać tak jak Małysz". I jak wiemy, jego marzenia na niemiecko-austriackiej imprezie spełniały się częściej niż komukolwiek innemu. Ma pseudonim "Maska" i "Buster Keaton", nigdy nie okazuje emocji. "Jesteśmy tu, żeby skakać, a nie żeby się uśmiechać" - powiedział kiedyś.

Kasai i Ahonen wyglądają w obecnej stawce skoczków jak dinozaury pamiętające "prehistoryczne" igrzyska w Lillehammer sprzed 20 lat. Japończyk razem z kolegami zdobywał wtedy pierwszy dla swojego kraju medal igrzysk w drużynowym konkursie. Miał być złoty, ale Masahiko Harada zepsuł ostatnią próbę, uzyskując zaledwie 97,5 m. Tuż przed katastrofalnym skokiem Harady podszedł do niego słynny Jens Weissflog, gratulując zwycięstwa. Norweg Espen Bredesen twierdził potem, że Niemiec zrobił to celowo, by zdekoncentrować Japończyka. Faktycznie krótki i konwulsyjny lot Harady dał tytuł Niemcom. Kasai nigdy nie zdobył już medalu olimpijskiego, choć w konkursie na skoczni normalnej w Lillehammer był trzeci po pierwszej serii. W drugiej znowu wyprzedzili go Niemcy Weissflog i Dieter Thoma.

Ahonenowi znaczący sukces olimpijski też nie był dotąd pisany. Ma zaledwie dwa srebrne medale z konkursów drużynowych z Salt Lake City i Turynu. Biorąc pod uwagę pięć złotych krążków z mistrzostw świata, dwie Kryształowe Kule za triumf w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata i pięć zwycięstw w Turnieju Czterech Skoczni, mógłby uchodzić za skoczka absolutnie spełnionego, gdyby nie igrzyska. Chce to naprawić w Soczi. "Złoty medal da mi pozycję najlepszego skoczka na świecie" - mówi.

Fin ma za sobą 375 konkursów w Pucharze Świata, z czego 36 wygrał, a 108 razy stawał na podium. Kasai między 29 lutego 1992 roku a 17 stycznia 2010 był na podium 44 razy. W niedzielę w Lillehammer do trzeciej pozycji, którą zajął o 15 lat młodszy rodak Daiki Ito, zabrakło mu 5 pkt.

Kasai nie musi brać na siebie odpowiedzialności za japońskie skoki. Rodacy skaczą świetnie w tym sezonie, Taku Takeuchi jest drugi w klasyfikacji generalnej. Gorzej z Ahonenem, który jest 19., a kolejny Fin, 25-letni Olli Muotka, zajmuje dopiero 33. pozycję. Może przykład legendy zmobilizuje resztę lub chociaż w perspektywie lat pomoże odbudować dyscyplinę?

Ahonen już dwa razy opuszczał skocznię. Za pierwszym razem w tak wielkim stylu jak Adam Małysz. 14 marca 2008 roku w Planicy po raz 105. w karierze stanął na podium PŚ, zajmując drugie miejsce za równie fenomenalnym Gregorem Schlierenzauerem. W klasyfikacji generalnej sezonu był trzeci za dwoma młokosami z Austrii - Thomasem Morgensternem i Schlierenzauerem. 26 marca ogłosił zakończenie kariery, na konkurs pożegnalny zaprosił 18 zawodników, w tym Kasaiego i Małysza. Wygrał go, wyprzedzając Polaka.

Rozczarowany życiem z dala od sportu po półtora roku wrócił, by z marszu zająć drugie miejsce w swoim ulubionym Turnieju Czterech Skoczni. Na igrzyskach w Vancouver był czwarty na normalnej skoczni. Potem jednak seria słabszych wyników sprawiła, że po raz drugi ogłosił zakończenie kariery. 13 marca 2011 roku oddał skok - tego lata okazało się, że jednak wciąż nie ostatni. - Za pierwszym razem wrócił nieprzygotowany. Teraz jest inaczej - mówi słynny fiński trener Mika Kojonkoski. Jeszcze trochę i Janne spotka się na skoczni z 12-letnim synem, który już rozpoczął starty w FIS Youth Cup ze starszymi skoczkami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.