PŚ w skokach. Siderek: Biegun pojedzie do Kuusamo. Co później? Może Uniwersjada

- Krzysiek Biegun pojedzie do Kuusamo - mówi Marek Siderek. Dyrektor sportowy PZN zapewnia, że Łukasz Kruczek zmieni plan wobec sensacyjnego zwycięzcy konkursu w Klingenthal. Siderek, jako międzynarodowy sędzia, mówi też o pracy jury w niedzielnych zawodach i o zachowaniu Gregora Schlierenzauera oraz Andersa Bardala.

Łukasz Jachimiak: Biegun najlepszy, Żyła piąty, Kot szósty, Ziobro dziewiąty - gratulacje, dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego musi być dumny, kiedy kadra skoczków zaczyna sezon w tak znakomitym stylu.

Marek Siderek: Dziękuję, to wielki sukces polskich skoków. Dodam, że zaplanowany, przygotowany. Cały sztab pracuje znakomicie, wszystkie trzy grupy idą w jednym kierunku. Gratulacje w równym stopniu należą się kadrze A, którą prowadzi Łukasz Kruczek, co kadrze młodzieżowej, której trenerem jest Robert Mateja i kadrze juniorów Macieja Maciusiaka, w której aktualnie znajduje się nowy lider Pucharu Świata Krzysztof Biegun. W każdej z tych grup są fizjoterapeuci, każda ma swoich serwismenów i pracowników odpowiedzialnych za przygotowanie motoryczne skoczków. Stworzyliśmy prawdziwe, mocne sztaby, dbamy nawet o prawidłowe odżywianie się młodych zawodników. W tym zakresie czuwa nad nimi pani doktor Barbara Frączek z AWF w Krakowie. Fantastycznie porozdzielaliśmy wszystkie role, dlatego teraz mamy tyle radości. Jako dyrektor sportowy związku kieruję przygotowaniami do kolejnych igrzysk, dla mnie już piątych i teraz jestem wielkim optymistą. To dlatego, że wszystko świetnie sobie ułożyliśmy. Przez moje ręce przechodzi każda sprawa, dlatego mogę zapewnić, że dbamy i o kwestie intensywności treningu i o te związane z regeneracją zawodników, i o sprawy sprzętowe. Naprawdę przyjemnie to nadzorować. A wie pan, ile dni zostało do igrzysk w Soczi?

Coraz mniej.

- Świetny występ w Klingenthal zanotowaliśmy na dokładnie 75 dni przed igrzyskami w Soczi. Natomiast do igrzysk w Pyeongchang w 2018 roku zostało 1538 dni. My odliczamy czas już również do imprezy w Korei. Wszystko mamy podzielone na mikro- i makrocykle, trenerzy są świetnie zorientowani, wiedzą jak pracować. Zabezpieczamy wszystko, co tylko jesteśmy w stanie.

Ale z wiatrem nie wygracie nawet wy.

- Warunki w Klingenthal były trudne, każdy miał z nimi kłopot. W sobotę zabrały nam możliwość walki o podium w drugiej serii konkursu drużynowego. Ale w niedzielę nasi zawodnicy pokazali już w pełni, że wszystko idzie po naszej myśli. Początek sezonu jest w naszym wykonaniu bardzo dobry, teraz trzeba będzie utrzymywać formę, o co się nie boję, gdyż sztaby doskonale wiedzą, co robić, jak dalej pracować.

Chyba właśnie pojawił się problem. Łukasz Kruczek zdradził na antenie TVP, że w przyszłym tygodniu Biegun miał nie startować w zawodach Pucharu Świata w Kuusamo.

- Łukasz powiedział, jak naprawdę podchodzimy do sprawy. Od dawna jest jasne, że dla skoczków z grupy Maćka Maciusiaka głównym celem w tym sezonie są mistrzostwa świata juniorów. Trenerzy mają jeszcze jeden problem - Krzysiek Biegun jest przewidziany do startu w grudniowej Uniwersjadzie [odbędzie się w Trydencie w dniach 11-21 grudnia]. Oni wszystko zaplanowali do przodu, bo tego wymaga polityka planowania. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.

I co teraz? Trudno wyobrazić sobie, że lider Pucharu Świata chciałby go opuścić i startować w zawodach niższej rangi.

- To jasne, że kiedy sytuacja jest dynamiczna, kiedy coś się układa doskonale, to wtedy następuje korekta planów. Krzysiek miał od 10 grudnia być na Uniwersjadzie i jako student pierwszego roku katowickiej AWF walczyć tam o medal. I może będzie, ale najpierw pojedzie do Kuusamo, tam wystartuje i wtedy zdecydujemy, co dalej. Od razu dodam, że plany wobec Bieguna były układane w taki sposób nie dlatego, że w niego nie wierzyliśmy. Po prostu każda grupa ma swoje priorytety, Krzysiek rozwijał się normalnie, spokojnie, według planu. Teraz wypalił, dlatego teraz będziemy korygować plany.

Dla świata zwycięstwo Bieguna będzie dowodem, że w Klingenthal konkurs był dziwny, loteryjny, że może powinien zostać przerwany i w końcu odwołany.

- Krzysiek skakał dobrze w piątkowych treningach i kwalifikacjach, w sobotnim konkursie drużynowym indywidualnie miał czwarty wynik. Jego zwycięstwo jest potwierdzeniem, że wszedł na wyższy poziom. Rozwijał się harmonijnie - szedł od sukcesów w Europejskim Festiwalu Młodzieży w 2011 roku, gdzie zdobył złoto razem z Klemensem Murańką, Olkiem Zniszczołem i Bartkiem Kłuskiem, przez srebrny medal mistrzostw świata juniorów w drużynie, do tego sukcesu w Klingenthal. Przeszedł okres dojrzewania, wzmocnił się, nabrał pewności latem, świetnie startując w Grand Prix [m.in. wygrał konkurs w Hakubie, a w klasyfikacji generalnej cyklu zajął piąte miejsce]. W Klingenthal warunki były trudne, na nich stracił m.in. Kamil Stoch, ale że w czołowej "dziesiątce" mieliśmy czterech Polaków, jest efektem klasy naszego zespołu.

A czego efektem jest decyzja, jaką podjęli Anders Bardal i Gregor Schlierenzauer? Dwaj najlepsi skoczkowie poprzedniego sezonu zrezygnowali ze startu, bo nie podobało im się, że mają startować w niesprzyjających warunkach, czy rzeczywiście mogli się bać o swoje zdrowie?

- Widzieliśmy, jak Schlierenzauer rozmawia ze swoim trenerem przez telefon, nie wiemy, co sobie powiedzieli, ale wiemy, że decyzję podjęli wspólnie. Pewnie podobny telefon wykonał Bardal. Konkurs przeciągano, długo czekano aż warunki dla dwóch ostatnich skoczków będą lepsze. Oni w końcu czekać już nie chcieli i nie ma co tego komentować. Są na liście wyników na końcu, nie startowali, to ich decyzja.

Może mieli rację? Może konkursu w ogóle nie warto było zaczynać? Ciągnął się godzinami, a rozegrano tylko jedną serię.

- Organizatorzy mimo trudnych warunków stanęli na wysokości zadania. Fantastycznie przygotowali obiekt, uratowali inaugurację sezonu w momencie, w którym w całej Europie brakuje śniegu. Rozmawiałem ze Zbyszkiem Klimowskim [asystent Łukasza Kruczka] w niedzielę rano, od niego wiem, że analizując prognozy pogody na niedzielę, jury zaproponowało przeniesienie konkursu na poniedziałek, na godz. 10. To nie pasowało poszczególnym ekipom, dlatego skakać trzeba było w niedzielę. Jak się okazało, bez Bardala i Schlierenzauera. Widocznie bali się kontuzji.

Nie ma pan wrażenia, że po ich decyzji jury się pogubiło? Zapowiedziało drugą serię, choć chyba dla wszystkich było jasne, że ona się nie odbędzie.

- Rzeczywiście, było pewne, że wszystko skończy się na pierwszej serii, bo nie było sensu dalsze przeciąganie konkursu. Ale procedury muszą być zachowane. Rundę finałową trzeba było zapowiedzieć, przed nią zrobić 15 minut przerwy, by wszyscy zawodnicy wrócili na dół i sprawdzić, czy na pewno drugiej serii nie da się rozegrać. Gdyby były możliwości, ona byłaby przeprowadzona. Już na pewno bez Bardala i Schlierenzauera. Ich decyzją nie ma sensu się emocjonować. Pewnie nie chcieli podjąć ryzyka odniesienia kontuzji. To ważny olimpijski sezon, a w Pucharze Świata będzie jeszcze czas na odrobienie strat.

Trudno się nie emocjonować, kiedy podobno jeden z austriackich trenerów chciał bić Waltera Hofera, mając mu za złe, że nie odwołał zawodów.

- Nie widziałem tego i nie chcę komentować. Jury miało do podjęcia trudną decyzję. Schlierenzauer i Bardal mieli prawo podjąć swoją decyzję, zrobili to, nie chcieli usiąść na belce startowej, to nie usiedli.

Nie sądzi pan, że skoczyliby, gdyby nie widzieli, jakie wyniki tuż przed nimi osiągnęli Stoch, Freund, Kranjec, Prevc?

- Cała ósemka z najlepszej "dziesiątki" poprzedniej edycji Pucharu Świata nie poradziła sobie z trudnymi warunkami. Ci zawodnicy zanotowali słaby start. A czy to miało znaczenie dla Bardala i Schlierenzauera? Pozostawię to bez komentarza. Wolę komentować nasz sukces. Zawodnikom i trenerom zaraz po konkursie wysłałem gratulacje.

Gdyby był pan w Klingenthal jednym z sędziów i zapytano by pana, czy konkurs należy przeprowadzić, to co by pan odpowiedział? Oczywiście o ile sędziowie są o takie kwestie pytani.

- Sędziowie orzekający nie mają prawa głosu. W skład jury wchodzą delegat techniczny, asystent oraz kierownik konkurencji. Ci ludzie muszą podejmować decyzje jednogłośnie, wynik ich głosowania to zawsze musi być 3:0. Poza nimi liczy się jeszcze tylko zdanie dyrektora Pucharu Świata Waltera Hofera. Sędziowie orzekający są w podobnej sytuacji jak trenerzy. Mogą mieć swoje zdanie, ale nie decydują. Wszystko jest w rękach wymienionych specjalistów wysokiej klasy, którzy przeprowadzili już wiele trudnych konkursów. Trzeba się wczuć w ich sytuację. Naprawdę każdy z nich zawsze ma na uwadze przede wszystkim bezpieczeństwo zawodników. Obserwowałem siłę wiatru w trakcie konkursu, widziałem, że po dalekim skoku Krzyśka obniżono belkę startową o dwie pozycje. Jury ma dostęp do danych meteorologicznych, widzi jeszcze dużo więcej niż my. W Kuusamo, na inauguracje poprzednich sezonów, wiele konkursów przeprowadzano w jeszcze gorszych warunkach. Dlatego nie ma co dramatyzować. Bardzo przepraszam, ale jeżeli ktoś nie chciał oddać skoku, to nie oddał. Szkoda, że dwaj najlepsi zawodnicy nie podjęli próby rywalizacji, ale nic na to nie poradzimy.

Zobacz wideo

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.