Biathlon ma medale, teraz walczy o pieniądze

Dwa medale mistrzostw świata nie sprawią, że Ministerstwo Sportu da więcej pieniędzy na biathlon, choć prezes związku i trener kadry narzekają na niedostatki.

Srebrny medal Krystyny Pałki i brązowy Moniki Hojnisz wywalczone na zakończonych w niedzielę mistrzostwach w Novym Meście nie przesuną biathlonu w górę hierarchii najważniejszych polskich dyscyplin.

Minister sportu Joanna Mucha podzieliła je niedawno na konkurencje "złote", z największym potencjałem medalowym (m.in. lekkoatletyka, kajakarstwo, narciarstwo), "srebrne" z nieco mniejszym, i resztę, której znacząco przykręci kurek.

Biathlon trafił do grupy "srebrnej", ale medale jego sytuacji nie zmienią. - Jest w grupie "srebrnej" tylko dlatego, że w podziale dyscyplin chodzi m.in. o ich powszechność, liczbę klubów i zawodników, którzy je uprawiają, a pod tym względem nie jest w ścisłej czołówce. Nie oznacza to jednak, że dostanie mniej pieniędzy. Trwają przygotowania do igrzysk w Soczi, wszyscy najlepsi sportowcy będą mieli zapewnione finansowanie na wystarczającym poziomie - mówi Katarzyna Kochaniak, rzecznik ministerstwa.

Podkreśla, że w 2012 r. związek biathlonowy na sport wyczynowy dostał 2,36 mln zł i w 2013 dostanie tyle samo. To dużo mniej niż przed igrzyskami w Vancouver w 2010 r., gdy miał na przygotowania tylko do tej imprezy 2,6 i 3,1 mln zł w 2008 i 2009 r. (roczny budżet sięgał nawet 4 mln zł).

Ministerstwo przypomina, że cięcia w 2011 r. wynikały m.in. z klapy na igrzyskach w Kanadzie. Nikt z Tomaszem Sikorą na czele nie zdobył tam medalu. Stąd mniejsze dotacje.

- Na 2012 r. otrzymaliśmy o 30 proc. mniej pieniędzy. W roku igrzysk letnich sporty zimowe dostawały mniej, ale potem proporcje się odwracały, teraz nie - mówi Zbigniew Waśkiewicz, prezes związku. Jego zdaniem w tym roku pieniędzy będzie jeszcze mniej niż w ubiegłym. - Według informacji, jakie otrzymaliśmy, dostaniemy 1,37 mln zł oraz z tego, co słyszałem, około 800 tys. zł z Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej. W ministerstwie chyba nie zdają sobie sprawy, że ta druga część może być przeznaczona jedynie na finansowanie przygotowań zawodników do 23. roku życia - dodaje Waśkiewicz. I przekonuje, że związek i tak oszczędza już, gdzie tylko może. - Nasz lekarz Ołeksandr Birger, mimo iż był na siedmiu igrzyskach olimpijskich, zarabia pieniądze, za jakie polski specjalista nie zgodziłby się z nami jeździć. Pieniędzy z ministerstwa nie przeznaczamy na narty czy ubrania, mamy je od sponsorów - przypomina.

Ministerstwo kontruje, że związek miałby więcej na kadrę kobiet, gdyby nie stawiał tak mocno na męską, która po zakończeniu kariery przez Sikorę nie odnosi sukcesów. - Minister sportu Joanna Mucha reformuje polski sport i zmienia filozofię myślenia. Chcemy stawiać na jakość, a nie na ilość. Wartościowi zawodnicy, a zaliczają się do nich nasze biathlonistki, nie muszą się obawiać finansowania do najważniejszych imprez bez względu na to, czy są w grupie "złotej" czy "srebrnej" Ale nie może być tak, że na igrzyska czy MŚ jadą absolutnie wszyscy sportowcy, a potem nie są rozliczani, gdy zawiodą - podkreśla Kochaniak. - To fajnie, że dziewczyny przywiozły medale, to pokazuje, że dyscyplina się rozwija. Ale nie zapominajmy, że w tym samym czasie męska kadra nie osiągnęła na tych MŚ absolutnie nic. Od związków oczekujemy dziś tego, że stworzą plany, będą miały pomysły, jak zarządzać swoimi kadrami. Chodzi np. o to, czy jest sens mieć 10-osobową kadrę, czy może lepiej np. sześcioosobową. Związki nie mogą funkcjonować jak biura podróży. Te czasy się skończyły - dodaje Kochaniak.

- Na przygotowania kadry męskiej do mistrzostw świata wydaliśmy około 150 tys. zł - odpowiada Waśkiewicz. Mężczyźni byli tylko na dwóch obozach zagranicznych.

- Cięcia w 2012 r. sprawiły, że aby utrzymać przygotowania na odpowiednim poziomie, uzupełniliśmy ministerialną dotację kwotą ponad 800 tys. zł z pieniędzy związku i sponsorów. Dalsze cięcia postawiłyby nas w krytycznym położeniu - twierdzi Waśkiewicz, który tegoroczny budżet szacuje na 2,6 mln zł.

W zeszłym roku związek stracił też strategicznego sponsora, firmę Viessmann, producenta systemów grzewczych. Waśkiewicz nie chciał ujawnić, jakie kwoty przekazywał.

- Pieniędzy mamy tak mało, że nie wiemy, co robić - mówił Adam Kołodziejczyk, trener kadry kobiet, w rozmowie z nSportem. - Czy dokończyć sezon, czy oszczędzać na nowy, czy kupić sprzęt, czy zapłacić stypendia, na które zawodniczki zapracowały? Jedną z czterech rzeczy możemy zrobić z tych pieniędzy, które mamy teraz - stwierdził.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.