Ile razy zabrzmi Mazurek Dąbrowskiego? Dowiesz się w serwisie Polacy w Londynie ?
Wielki Niemiec Robert Harting wygrał konkurs dyskoboli, Piotr Małachowski był aktorem drugiego planu i zajął piąte miejsce
Miałem w dłoniach złoty medal Tomka Majewskiego, ale nie przymierzałem, bo ponoć to przynosi pecha. Nie pogniewam się i na srebro - żartował Małachowski były wicemistrz olimpijski, były wicemistrz świata i były mistrz Europy po słabych, niepokojąco słabych eliminacjach. Awansował do finału z siódmym wynikiem. I dodał, że od swojego druha, z którym często zdobywał medale lub wraz z nim ponosił klęski na tych samych imprezach, chyba musi pożyczyć na finał, hmm, cohones. Prawdopodobnie bardziej przydałaby się jednak mocna, stresoodporna głowa, a na pewno w pełni zdrowy prawy biceps. Bo właśnie on spowodował obniżkę formy.
Małachowski zaczął sezon wyśmienicie, zresztą zazwyczaj początek sezonu jest u niego świetny. Tym razem w drugim starcie w tym roku, Polak machnął 67,53 m w Diamentowej Lidze w Dausze, tydzień później na tradycyjnym mityngu w Halle rzucił aż 68,94 m (trzeci wynik w karierze) i wyglądało na to, że Polak jest na najpiękniejszym szlaku, aby pobić Hartinga w Londynie.
Potem jednak było gorzej. Na początku czerwca na Europejskim Festiwalu Lekkoatletycznym w Bydgoszczy Małachowski cisnął dyskiem na 62,84 m, paląc pięć pierwszych rzutów.
A potem zaczęły się kłopoty z bicepsem, dyskobol śmigał ze Spały do Warszawy na badania do swojego ulubionego ortopedy Roberta Śmigielskiego. Podobna sytuacja miała miejsce przed mistrzostwami Europy w Barcelonie w 2010 roku, gdy Małachowskiego bolał palec nadający dyskowi rotację. Wtedy Śmigielski uratował start Polakowi, a cała historia zakończyła się wspaniale - Harting został pokonany w finale w Barcelonie.
Tym razem lekarz nic poważnego w bicepsie nie stwierdził, ale Małachowskiego wciąż bolało. Miał ponadtygodniową przerwę od rzucania, potem rzucał kulkami, a nawet butem.
- Zabrakło treningów. W tym finale, w tych warunkach, medal był do osiągnięcia - mówił dyskobol, kilkanaście minut po przedstwieniu jakie zrobił zwycięzca Harting. Niemiec nie przegrał żadnego finału od porażki z Małachowskim w mistrzostwach Europy w 2010 r., tu zapewnił sobie pierwszy tytuł mistrza olimpijskiego przedostatnim rzutem. A potem przez kilkanaście minut szalał, zdarł koszulkę z potężnej klatki piersiowej (Harting ma 2 metry wzrostu i waży 126 kg), z nagim torsem przebiegł 100 m przez płotki właśnie ustawiane na finał kobiet. Dopiero wtedy się uspokoił.
Polak zaczął od słabego rzutu na odległość 62,50 m, czyli ponad 5,5 metra dalej niż rewelacyjnie rzucający w pierwszej kolejce Irańczyk Ehsan Hadadi (68,18). Ten drugi przerzucił nawet faworytów - Niemca Roberta Hartinga i Litwina Virgiljusa Aleknę - choć w drugiej kolejce rzucił cztery metry bliżej. Za to Małachowski się poprawił. Z wynikiem 66,92 przesunął się na czwarte miejsce. Słabiej o blisko metr rzucał obrońca tytułu z Pekinu, Estończyk Gerd Kanter.
Do finałowej ósemki Małachowski wszedł z czwartą odległością. I w czwartej próbie znów się poprawił (67,19), zresztą jako jedyny dyskobol z czołówki. Ale rzucił zbyt mało, by wskoczyć na podium.
Kształt podium rozstrzygnął się w piątej próbie. Obudził się Kanter. Jego najlepszy rzut w sezonie 68,03, dał mu drugie miejsce. Chwilę po nim piąty w tym momencie Polak zepsuł rzut. Po raz drugi w konkursie dysk poszybował zbyt płasko i spadł gdzieś za pięćdziesiątym metrem.
Działo się za to w ścisłej czołówce. Najpierw Harting rzucił 68,27 i w ten sposób wyprzedził Hadadiego, a po chwili Irańczyk rzucił w okolicach 70 metrów, ale minimalnie, o fragment pięty, spalił rzut. I tak się skończyło bo w finałowej próbie żaden z rywali się nie poprawił.
W ćwierćfinale siatkówki hit - Polska - Rosja ?