Mateusz Kusznierewicz po IO w Londynie: to nie były nasze regaty

Mateusz Kusznierewicz i Dominik Życki zajęli 8. miejsce w klasyfikacji generalnej regat olimpijskich w klasie Star, które odbywały się między 29 lipca a 5 sierpnia na akwenie w Weymouth. - Żeglowaliśmy dobrze, ale nie na tyle żeby dorównać Szwedom, Anglikom i Brazylijczykom - podsumowuje Mateusz Kusznierewicz.

Start w regatach olimpijskich Londyn 2012 mamy już za sobą. Wracamy z Anglii bez medalu. Szkoda. Ale nikt nie zobaczy na mojej twarzy smutku. Może odrobinę zawiedzenia. Żeglowaliśmy dobrze, ale nie na tyle żeby dorównać Szwedom, Anglikom i Brazylijczykom, którzy mieli regaty swojego życia i stanęli na olimpijskim podium.

Walczyliśmy z całych sił. Do samego końca. Ja nigdy się nie poddaję. Nawet kiedy nie wszystko układa się po mojej myśli szukam sposobu na lepszy wynik, rozwiązanie problemu. Jeszcze przed rozpoczęciem regat czułem, że coś jest nie tak. Straciliśmy przewagę prędkości jaką mieliśmy nad rywalami wiosną tego roku. Czyżby to wina żagli albo łódki czy może rywale udoskonalili swoje ustawienia i sprzęt? Myślę, że raczej to drugie.

Pierwsze dwa dni regat olimpijskich pokazały, że w warunkach silnego wiatru najlepiej dają sobie radę wymienione wcześniej trzy załogi. My żeglowaliśmy dobrze. Ale nie na tyle żeby dorównać tej trójce. Trzeciego dnia regat przystąpiliśmy do ataku. Daliśmy z siebie wszystko. Ale wystarczyło to tylko na trzecie i czwarte miejsca w wyścigach tego dnia. Znów Szwedzi, Anglicy i Brazylijczycy wygrywali albo byli tuż za nami.

Byłem pod wrażeniem ich dyspozycji i poziomu jaki reprezentowali przez cały tydzień regat. Musielibyśmy stanąć na wyżynach naszych możliwości żeby im dorównać. Niestety nie było nas na to stać. To nie był nasz tydzień. To nie były nasze regaty. Mieliśmy kilka własnych problemów. Szczególnie z prędkością na kursach z wiatrem. Fordewindy zawsze były naszą mocną stroną. Jeszcze za czasów startów na Finnie byłem jednym z najszybszych z wiatrem. Jednak w trudnych i wymagających warunkach zafalowania na akwenie w Weymouth nie mogliśmy się odnaleźć. W niektórych wyścigach zyskiwaliśmy po dwa, trzy miejsca, ale to było za mało żeby walczyć o medal. Były też chwile gdy traciliśmy cenne pozycje. W trzecim wyścigu spaliśmy z trzeciego na jedenaste. Ze złości omal nie zrobiłem pięścią dziury w naszej łódce.

Ostatniego dnia rundy eliminacyjnej było już jasne, że pierwsza trójka w klasyfikacji generalnej zapewniła sobie medale. W dziesięciu wyścigach uzyskali nad całą resztą tak dużą przewagę punktową. My byliśmy wtedy na piątej pozycji.

W wyścigu medalowym przypłynęliśmy na dziewiątym miejscu. Główną przyczyną tak słabego wyniku była kara którą nałożyli na nas sędziowie w momencie startu. Ich zdaniem zbyt energicznie ruszałem sterem w celu utrzymania się na linii startu. Był to podobno pierwszy taki przypadek na łódce kilowej dlatego zostawiam ich decyzję bez komentarza.

Moim i Dominika marzeniem było zdobycie w Anglii medalu. Wiedzieliśmy, że będzie to ciężkie zadanie, ponieważ nasi rywale to prawdziwi gladiatorzy, najlepsi żeglarze na świecie. W stawce szesnastu najlepszych załóg, które zakwalifikowały się na te Igrzyska było sześcioro medalistów olimpijskich, ośmiu mistrzów świata, czterech mistrzów Europy. Medale trafiły zasłużenie do tych, którzy w ubiegłym tygodniu żeglowali najlepiej. Brawa i gratulacje dla Fryderyka Loofa i Maxa Salminea ze Szwecji, którzy zdobyli złoto, reprezentantów gospodarzy Iaina Percy'ego i Andrew Simpsona, którzy zajęli drugie miejsce i Roberta Scheidta i Bruno Prady z Brazylii, którzy stanęli na trzecim stopniu podium. Ciekawostka: ta sama trójka była na podium cztery lata temu w Pekinie. Wtedy to Anglicy zdobyli złoto, Brazylijczycy srebro, a Szwedzi brąz.

Dla mnie był to piąty start olimpijski i zaszczyt reprezentowania kraju w tej wyjątkowej imprezie. Przeżyłem wspaniałą przygodę, której nie zapomnę do końca życia. Była to droga wypełniona pasją i sukcesami, ale nie tylko przez olimpijskie podium. Doświadczyłem wiele wyjątkowych przeżyć i cennych doświadczeń, poznałem ciekawych ludzi, zasmakowałem słodyczy wygranej i goryczy porażki. To wszystko sprawiło, że stałem się mądrzejszym i mocniejszym człowiekiem.

Na koniec chciałbym w imieniu swoim i Dominika podziękować wszystkim, którzy nam pomogli w naszej kampanii olimpijskiej. Przede wszystkim dziękujemy naszym rodzinom za wsparcie i wyrozumiałość podczas tygodni i miesięcy rozłąki. Dziękujemy naszym trenerom, Markowi Reynoldsowi, Markowi Gałkiewiczowi, Zbigniewowi Kusznierewiczowi, Mariuszowi Golińskiemu, Joli i Sebastianowi Krzepota, którzy pomagali nam jak najlepiej przygotować się do każdych regat. O nasze zdrowie dbał Witek Dudziński, a o odnowę biologiczną Przemek Lutomski, którym także serdecznie dziękujemy. Jako członkowie kadry olimpijskiej byliśmy pod opieką PKOL, PZŻ, MSiT, których pomoc finansowa, merytoryczna i organizacyjna była bardzo duża. Dziękujemy naszym sponsorom oraz firmom, które nas wspierały przez ostatnie cztery lata. Bardzo doceniamy Wasze zaangażowanie i pomoc. To była przyjemność i zaszczyt móc z Wami współpracować.

Serdecznie pozdrawiam,

Mateusz Kusznierewicz

Kusznierewicz: Decyzji nie zmienię, to były ostatnie igrzyska TUTAJ ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.