Londyn 2012. Zapaśnik znów na podium. Po 16 latach

Damian Janikowski brązowym medalistą w zapasach w kategorii 84 kg. - Ten medal dedykuję samemu sobie, bo wiem ile wyrzeczeń kosztował, pracy, wysiłku. To jest tylko moje - mówił ze łzami w oczach.

Polak w decydującej o trzecim miejscu walce pokonał wczoraj Fracuza Melonina Noumonviego 3:0. W ostatniej akcji brawurowo rzucił rywala na matę. - Po naszemu to się nazywa " tylny pas" - mówił potem uśmiechnięty Ryszard Wolny, trener kadry zapaśników, mistrz olimpijski z 1996 r. w Atlancie. Obok niego stał Włodzimierz Zawadzki, też złoty w Atlancie, też ze szczęściem wymalowanym na twarzy, a gdzieś na trybunach siedział i dopingował Damiana także Andrzej Wroński, trzeci ze złotych medalistów tamtych igrzysk.

Poniedziałkowy medal 23-letniego Janikowskiego to pierwszy polski krążek w zapasach klasycznych od ich zwycięstw 16 lat temu. - Czekaliśmy tak długo z różnych powodów. Po naszym złotym pokoleniu nie było następców, trochę zaniedbano pracę z młodzieżą, a zamiast jednego zawodnika z ZSRR pojawiało się 11 innych, równie silnych. Damian to talent, nie było takiego od lat. I człowiek, który wie, czego chce, z charakterem, charyzmą - mówił Wolny, który po zakończeniu walki wskoczył na matę, żeby pogratulować Janikowskiemu, a ten chwycił go w pół, przerzucił nad głową i z hukiem powalił na ziemię. - Nie bolało, czysta przyjemność. Damian świetnie się bronił w parterze, potem mieliśmy ustaloną taktykę, żeby nie próbować robić wózka, ale wynosić Francuza go do góry i rzucać. Poskutkowało - stwierdził Wolny.

Janikowski to typ zawadiaki, mówią o nim " Gladiator" albo "Anakonda", bo jest gibki, zwinny i szybki, ale jak ściśnie mocno, to pęka beton. Mówi z prędkością karabinu maszynowego, patrzy spode łba. Żeby dorobić pracował kiedyś jako bramkarz w dyskotekach. Nawet taki twardziel nie wytrzymał jednak olimpijskiej chwili uniesienia. Z podium zszedł z mokrymi od łez oczami.

- Niedosyt mały jest, bo miał być finał. Przegrać z Egipcjaninem Gaberem to jednak nie wstyd. Od 16 lat nawet po brąz nikt u nas nie sięgnął - powiedział Janikowski, aktualny wicemistrz świata i Europy.

Szansę na srebo i złoto przepadły jednak w półfinale, gdy po zaciętej walce przegrał z mistrzem olimpijskim w kategorii 96 kg z Aten Karamem Mohamedem Gaberem Ebrahimem. Polak świetnie zaczął, pierwszą rundę po pięknej akcji wygrał 3:2. - W drugiej miał szansę wykonać wózek, zabrakło niewiele. Oczami wyobraźni już go widziałem w finale. Gaber zdążył jednak w ostatniej chwili wyciągnąć bark i się uratował - opowiadał Wolny. W trzeciej rundzie ze względu na pasywność obu zawodników, sędziowie zarządzili losowanie, które wygrał Polak. Janikowski niespodziewanie wybrał jednak obronę, czyli zejście do parteru, bo był zmęczony po poprzedniej trzyrundowej walce. Egipcjanin wykonał wózek, a potem jeszcze jedną punktowaną akcję i wygrał.

Czy złoci zapaśnicy z Atlanty byli dla niego wzorem? - Nie ma dla mnie wzorów, fajnie, że zdobywali medale, ale ja sam jestem sobie wzorcem. Ten medal dedykuję samemu sobie, bo wiem ile wyrzeczeń mnie kosztował, ile pracy, wysiłku. To jest tylko moje - powiedział wzruszony Polak.

Dziękował rodzinie, przyjaciołom, kolegom, którzy przyjechali do Londynu specjalnie z Wrocławia, żeby go wspierać oraz dziewczynie. Podkreślił, że najtrudniejsza była dla niego tak naprawdę pierwsza walka z Turkiem Nazmi Avlucanem. W przerwie między półfinałami a fazą medalową wyszedł z hali, zamienił kilka słów z kolegami, słuchał muzyki.

Co dalej? - Chyba ciągnę te zapasy, za cztery lata powalczę o coś więcej, srebro, może złoto. Nie męczcie mnie już pytaniami o MMA - dodał Janikowski, który fascynuje się różnymi rodzajami sztuk walki, także MMA. Spekulowano, że po medalu na igrzyskach zostanie zawodowcem. - Jeśli zacznę uprawiać inną dyscyplinę, to po prostu wyjdę na matę i będę walczył. Wszyscy to wtedy zobaczycie - rzucił twardo Damian.

Na hasło, że zapasy w Polsce są niszowe, giną gdzieś w coraz mniejszych sekcjach i klubikach, pokiwał głową. - Ciężko jest, nie ma pieniędzy. W pewnym wieku młody gość uprawiający zapasy musi zdecydować, co w życiu robić. I wybierają pracę, bo z czegoś trzeba żyć. Szkoda, bo zapasy to najlepszy ogólnorozwojowy sport jaki może być dla dzieciaków - powiedział.

Jak spędzi wieczór po medalu? - Znajomi przyjechali. Nie odpuszczą. Idziemy w miasto - odparł i zawadiacko się uśmiechnął.

Jesteśmy także na NK. Śledź igrzyska ze Sport.pl!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.