Lekkoatleta bydgoskiego Zawiszy razem z Adamem Kszczotem od soboty jest w Londynie. W poniedziałek w południe (początek serii eliminacyjnych 800 m o godz. 11.50, relacja na Sport.pl) zaczynają starty. Mistrza Europy, czwartego zawodnika ubiegłorocznych mistrzostw świata, czekają trzy biegi: eliminacje, we wtorek półfinał, a w czwartek finał. Faworytami są biegacze z Afryki z Keniczykiem Rudishą na czele.
Tomasz Lewandowski: Jest w dobrej, bardzo dobrej formie.
- Na to pytanie nie odpowiada żaden trener świata. Najważniejszym zadaniem jest wejść do finału, a w nim może się zdarzyć wszystko.
- Awans do walki o medale jest kluczowy - i to bez znaczenia, w jaki sposób się to zrobi. Najważniejsze imprezy światowe wygrywali już zawodnicy, którzy awansowali jako lucky loser. Musieli czekać do końca, czy czas da im miejsce w finale. Dostali się psim swędem, a zdarzały się często takie zawody, w których zdobywali złoto i srebro. Przykładów jest mnóstwo. Mulaudzi został mistrzem świata, tak wygrywał Nils Schumann, a medal zdobył Paweł Czapiewski. W finale olimpijskim zawsze jest tak, że aspiracje do medalu będzie miał człowiek z pierwszym i ósmym czasem. I każdy z nich może stanąć na podium, każdy może być także ósmy.
- Nie.
- W pojedynczym biegu jest poza zasięgiem, ale już na mistrzostwach świata rok temu nie wygrał z przewagą 20 metrów jak na mityngach. Musiał się mocno namęczyć i wygrał zaledwie o 20 setnych sekundy z Kakim i 30 setnych z Borzakowskim. Na igrzyskach nie wystarczy jeden bieg, w którym sprzedaje się wszystko. To są trzy dni i trzy starty.
- Bo nie trzeba biegać nie wiadomo jak szybko, żeby zdobywać medale. Potwierdza się to od wielu lat. Nils Schumann miał czasy o dwie sekundy gorsze od rywali, a 2 sekundy na naszym dystansie to około szesnastu metrów. I potrafił wygrywać olimpijskie złoto, bo na igrzyskach liczy się skuteczność i taktyka