Londyn 2012. Trener Zagrodnika: Gdyby Paweł był Holendrem, Francuzem, Japończykiem miałby ten medal

- Nie wiem co siedziało w głowach sędziów - mówi po przegranej walce o brąz polski judoka Paweł Zagrodnik, któremu sędziowie najpierw przyznali kończący walkę ippon, ale zmienili decyzję. - Gdyby Paweł był Holendrem, Francuzem czy Japończykiem to sędziowie na na pewno nie zweryfikowali tej akcji na jego niekorzyść. Miałby ten medal - mówi trener Polaka, Marian Tałaj

Kiedy w trzeciej minucie walki o brązowy medal kategorii 66 kg polski judoka Paweł Zagrodnik rzucił na łopatki Japończyka Masashi Ebinumę, sędziowie przy macie pokazali ippon, czyli koniec walki. - Koniec, koniec! Jest! Mamy brąz! - podskoczyła do góry narzeczona Pawła, Marcelina i rzuciła się w ramiona jego brata Mirka. Ale sędziowie po chwili zmienili werdykt i akcję Polaka nagrodzili tylko wazari. Walka miała toczyć się dalej. Wściekły trener Polaka, Marian Tałaj, brązowy medalista z igrzysk w Montrealu w złości cisnął o matę notatkami.

- Znów nam zabrali zwycięstwo. Wielka szkoda, marzenia by się spełniły! Często nam się to zdarza niestety. Przeanalizuję jeszcze wszystko po dokładnym obejrzeniu wideo w wiosce olimpijskiej, żeby nie reagować przesadnie w emocjach, ale wygląda mi to na błąd sędziów. Zapewniam, że gdyby Paweł był Holendrem, Francuzem czy Japończykiem to by tej akcji na pewno nie zweryfikowali na jego niekorzyść. Miałby ten medal. Niestety Polska wiele w judo nie znaczy, ciśnieni jesteśmy z jednej strony przez Zachód, z drugiej przez Wschód i zawsze dostajemy w tyłek - mówił po walce Tałaj.

Sam Zagrodnik przyznał po wszystkim, że czuje jednocześnie radość i niedosyt. - Z jednej strony uważam to piąte miejsce za ogromny sukces, zważywszy, że mogło mnie wcale nie być w Londynie. Z drugiej czuję niedosyt, bo mogłem wygrać tę walkę o brąz, gdyby tylko sędziowie inaczej ocenili ten mój atak. W judo sędziowie są wszechmocni, mogą nie uznać nawet najlepiej przeprowadzonej akcji. To się zresztą często dzieje, bo nie mamy poparcia federacji - stwierdził. - Nie siedzę w głowach sędziów, nie mam pojęcia co sobie myśleli. Czy przesądził fakt, że rywal był Japończykiem, a może to, że był utytułowany? W zeszłym roku zdobył mistrzostwo świata. Ale nie chcę się skarżyć. Obejrzę sobie jeszcze wszystko na kamerze, ale na dziś nie czuję się skrzywdzony. Taki jest sport. Mogli dać ippon, nie dali. Trudno, za cztery lata też są igrzyska - dodał.

- Sędziowie skrzywdzili Pawała. To była ewidentnie kończąca akcja, piękny ippon. Widziałem, że Paweł docisnął Ebinumę łopatkami do maty, jak to my mówimy - dokręcił. Byłem tak ucieszony, że wygrał, że mało kamera nie wypadła mi z ręki - dodaje fizjoterapeuta Zagrodnika, Rafał Binda, który filmował walkę. - Gdyby decydowali sędziowie na macie, Paweł miałby medal. Ale przepisy się zmieniły i ostateczny werdykt należy do sędziego przy monitorze. Niestety decyzje przestały być spontaniczne. A Ebinuma to Japończyk, który przegrał walkę o finał - dodał.

Zagrodnik pojechał na igrzyska do Londynu w zastępstwie Tomasza Kowalskiego, który był wyżej w rankingu, ale w maju miał wypadek na motocyklu podczas zgrupowania w Cetniewie. Motorem kierował inny olimpijczyk, Tomasz Adamiec, który odniósł niewielkie obrażenia, stracił tylko dwa tygodnie treningów i w poniedziałek wystartuje w kategorii 73 kg.

- Pozdrawiam serdecznie Tomka i życzę mu jak najszybszego powrotu na tatami. Myślałem o nim przed pierwszą walką z Leandro Cunho, bo Tomek ma patent na Brazylijczyka, dwa razy z nim wygrał, pomyślałem, że w Londynie też by go pokonał, więc nie wypada mi przegrać. Kto wie, może Tomek w Londynie zrobiłby medal. Zaraz się do niego odezwę - mówi Zagrodnik.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.