IO 2012. Żeglarz z Biskupca wskazówek szuka u psychologa

Razem z pochodzącym z Biskupca żeglarzem klasy Finn Piotrem Kulą do Londynu pojechał psycholog sportowy Dariusz Nowicki. Jego zdaniem polski żeglarz może być sprawcą jakiejś niespodzianki i zająć wysokie miejsce w IO 2012.

Dariusz Nowicki jest z wykształcenia psychologiem klinicznym i sportowym. Co więcej, był mistrzem Polski i uczestnikiem mistrzostw świata w taekwondo. W latach 1997-2000 pracował jako prezes w Polskim Związku Taekwondo. Ponadto był trenerem reprezentacji Polski w tej dyscyplinie (2009-2010). Na całym świecie znany jest także z innej roli - na igrzyskach występował bowiem jako międzynarodowy sędzia I klasy w taekwondo.

Rozmowa z Dariuszem Nowickim

Patryk Skrzat: Jak to się stało, że pojechał pan z Piotrem Kulą do Londynu?

Dariusz Nowicki: Z Piotrkiem współpracowałem kilka lat temu, kiedy jeszcze był juniorem. Wspólnie z ojcem zdecydował, że istotne będzie wsparcie psychologiczne, takie jak trening koncentracji uwagi. Po jakimś czasie Piotr poczuł się na tyle samodzielny, że zrezygnował z dalszej współpracy. W końcówce okresu przygotowawczego do IO 2012 pojawiła się możliwość ponownej wspólnej pracy w ramach programu SiOKO [Silna i Odporna Kadra Olimpijska - red.], który został uruchomiony przez AWFiS w Gdańsku. W momencie kiedy trenerem kadry finnistów został pan Andrzej Piasecki, wspólnie skontaktowaliśmy się z zawodnikami i nawiązaliśmy dosyć intensywną współpracę.

To nie była dla pana jedyna szansa, by wyjechać na igrzyska olimpijskie...

- Tak, cały czas jestem związany z taekwondo jako trener i sędzia międzynarodowy. W Pekinie byłem jako sędzia, w Atenach natomiast w roli psychologa. Teraz znowu pojawiły się te dwie opcje. Przebiłem się do trójki sędziów, z której wybrano tylko jednego przedstawiciela z Europy. Niestety, tym razem się nie udało.

Ma pan już doświadczenie w tej najbardziej prestiżowej imprezie. Skąd się bierze magia igrzysk?

- Jest to dosyć ciekawe zjawisko. Faktycznie istnieje coś takiego, co można by było nazwać magią. Są to w pewien sposób zawody wyjątkowe, przede wszystkim ze względu na mnogość dyscyplin. To odróżnia je od np. mistrzostw świata, które dotyczą tylko jednego sportu. Do igrzysk olimpijskich w pewien sposób nawiązuje uniwersjada, jednak towarzyszy jej dużo mniejsze zainteresowanie mediów oraz kibiców. Całą otoczkę igrzysk trochę mniej odczują żeglarze, gdyż będą mieli oddzielną wioskę olimpijską. Moim zdaniem to dobrze, bo często ta tzw. magia igrzysk jest przyczyną trochę gorszych występów zawodników.

Paraliżująco wpływa na nich presja?

- Jest kilka elementów, które budują tę atmosferę, z którą nie każdy sportowiec potrafi sobie radzić. Po pierwsze, wracamy ponownie do tego zainteresowania mediów. Kamery i mikrofony towarzyszą olimpijczykom na co dzień, a nie zawsze mają oni z tym obycie. Proste pytania o to, na co stać danego zawodnika, potęgują presję. Druga sprawa to duża grupa działaczy, którzy chętnie pojawiają się na takich zawodach. Bardzo często zawodnicy wówczas po raz pierwszy mają okazję do kontaktu z tuzami danych dyscyplin. Tacy widzowie również potrafią deprymować startujących.

Zobacz także: IO 2012. Piotr Kula: "Za murem czekają wielkie fale"

W Europie psychologowie sportowi to norma. Jak to wygląda w Polsce?

- Myślę, że nie jest źle. Praca wykonywana przez psychologów nie jest po prostu nagłaśniana. W sporcie są dwie gwiazdy - zawodnik bądź drużyna i trener. Pozostali członkowie ekip są pomijani i dobrze, że tak jest. Inaczej mogłoby dojść do wielu sporów kompetencyjnych. Ja zaczynałem pracę psychologa sportowego w Instytucie Sportu w 1986 roku i już wówczas było nas 14 w jednym ośrodku, więc tyle lat temu zdawano sobie sprawę z tego, że taka osoba jest potrzebna. Dziś jest z tym jeszcze lepiej.

Jak wygląda trening psychologiczny?

- Po pierwsze, koncentracja uwagi. Każdy z nas umie się koncentrować w codziennych sytuacjach. W trakcie igrzysk olimpijskich mamy jednak do czynienia z warunkami ekstremalnymi. Taki żeglarz np. musi umieć być skoncentrowanym przez okres prawie półtorej godziny. Następnie musi nauczyć się szybko regenerować zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Może się okazać, że przerwa między poszczególnymi startami jest bardzo krótka i trzeba umieć ją odpowiednio wykorzystać. Każdy jest inny i podchodzi inaczej do występu, jednak nadmierne pobudzenie przed startem nigdy nie sprzyja osiąganiu najlepszych rezultatów. Ważną nauką jest również patrzenie w przyszłość i zapominanie o popełnionych błędach.

Czyli braki techniczne można nadrobić mocną psychiką?

- Wydaje mi się, że wszystko musi współgrać i oba elementy muszą być na równie wysokim poziomie, by osiągnąć sukces. Bez odpowiedniego nastawienia psychicznego nie można wyzwolić pamięci mięśniowej zakodowanej dzięki treningom i powiela się złe nawyki. Dobrym przykładem jest falstart w biegach sprinterskich. Bez odpowiednich umiejętności psychicznych i fizycznych nie ma mowy o wysokich celach.

Na co stać Piotra Kulę, któremu pan pomaga?

- Nie chcę robić żadnych kalkulacji. Uważam natomiast, że jeżeli popłynie na swoim normalnym poziomie, jaki pokazywał podczas treningów i startów przedolimpijskich, to ma szanse wypaść dobrze. Może być sprawcą jakiejś niespodzianki i zająć wysokie miejsce. Należy jednak pamiętać, że żeglarstwo to nie tylko człowiek, lecz także warunki pogodowe.

Jest pan zadowolony ze współpracy z żeglarzem z Biskupca?

- Myślę, że trzeba się zgodzić zarówno z moimi własnymi obserwacjami, jak i opinią trenera Andrzeja Piaseckiego, że w ciągu kilku ostatnich miesięcy Piotr zaczął bardzo mocno iść do przodu i rozwijać się zarówno mentalnie, jak i fizycznie. To wszystko powinno zaprocentować w Londynie. Kula ma olbrzymi potencjał i myślę, że nawiąże do tradycji, jakie mamy w klasie Finn [zmagania w angielskim Weymouth rozpoczęły się w niedzielę - red.].

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.