Londyn 2012. Siatkówka. Nowy trener, nowe pokolenie, czas na sukces

Powinniśmy zająć miejsce Brazylijczyków i być jak dobry pies - jak raz chwycimy, nie możemy wypuścić - mówi przed zbliżającym się siatkarskim turniejem na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie były asystent Raula Lozano Alojzy Świderek

Przemysław Iwańczyk: Polacy chcą słyszeć i wiedzieć, że reprezentacja siatkarzy to główni kandydaci do złota na igrzyskach. Zgodzi się pan?

Alojzy Świderek: Jesteśmy kandydatem do medalu, o czym wiedzą także siatkarze. Sądzę jednak, że teraz chcieliby odseparować się od nacisku, że podium będzie na pewno. Chcą wygrywać mecze, sety, akcje, a na końcu policzą, jaki jest tego rezultat. To najlepsza droga, by iść naprzód, i w taki sposób postępuje trener Andrea Anastasi. Nie mówi o wygranych, ale o każdej kolejnej akcji.

Amerykanie, którzy przed czterema laty zdobyli mistrzostwo olimpijskie, działali inaczej - jesteśmy najlepsi, przyjechaliśmy wszystkich ograć.

- Amerykanie mogą pozwolić sobie na takie myślenie, u nich liczy się tylko zwycięzca. To zupełnie inna mentalność całych społeczeństw, dlatego strategia Anastasiego jest słuszna - następny szczyt, kolejny i tak ciągle.

Przez ostatnie lata, zwłaszcza kiedy kadrę siatkarzy prowadzili zagraniczni selekcjonerzy, co rusz wypływały rozmaite skandale. Dlaczego teraz jest inaczej?

- Anastasi nie popada w konflikty, myśli o trenowaniu i grze, a nie o tym, jak modelować otoczenie, o czym myślał jeden z poprzedników [Raul Lozano]. Następujący po nim Daniel Castellani był za miękki, chciał wszystko tak ułożyć, by zawsze było OK. Anastasi połączył cechy ich obu.

Mamy też inne pokolenie siatkarzy niż np. to, które sięgało po wicemistrzostwo świata w 2006 r. Wtedy Kurek, Bartman, Jarosz, Możdżonek i Nowakowski się uczyli. To ludzie bardzo nastawieni na sukces. Ich starsi koledzy na treningu zawsze szukali swojej drogi. Jeśli udawało im się robić mniej niż nakazywano, robili mniej, więc trzeba było ich pilnować, choć tyczy się to nie wszystkich.

Dziś jest inaczej - wygrywają, bo wiedzą, że są zespołem. Zmiennik jest świadom, że ma takie same możliwości jak pierwszoszóstkowi gracze lub może nawet dać więcej drużynie po wejściu na boisko. Pilnują się na meczach, treningach i poza nimi. To taka nowa wartość: osiągnę sukces dopiero przy ciężkiej pracy.

Drużyna wygląda na bardzo poukładaną, nawet zmiany przeprowadzane przez trenera są tak precyzyjne, że w ostatnim memoriale Wagnera każdy przebywał na boisku tyle samo czasu.

- Anastasi mógł więc sobie na to pozwolić. Postawił na zespołowość i to przynosi efekty. Wszystko jest fajnie, kiedy się wygrywa.

A jak przestanie się układać i mecz rozpocznie się od 0:2 w setach?

- Igrzyska to turniej inny niż wszystkie. Nawet słabsze zespoły będą grały na maksimum. Pomijając Wielką Brytanię, może Australię, mamy rywali, z którymi musimy grać dobrze. Oczywiście może zdarzyć się moment kryzysowy, ale właśnie po to w rezerwie na rozegraniu jest Paweł Zagumny, żeby wyciągnąć kasztany z ognia. Choć jest teraz nieco z boku, ma opanowanie, świetnie uzupełnia zespół. Na niego liczę w chwilach kryzysu.

Co stoi za śmiałymi prognozami na te igrzyska? Ktoś kiedyś powiedział: żeby wygrywać finały, trzeba wpierw w nich być. Polacy od 2006 r. bywają w nich regularnie. To wielka wartość, tylko zwycięstwa odniesione w trudnej grze budują pewność zawodnika. Kiedyś dochodziliśmy do finałów, ale raz na dziesięciolecie. Teraz czynimy to regularnie. Osiągnęli to kiedyś Brazylijczycy, ale teraz są w fazie schyłkowej. Powinniśmy zająć ich miejsce i być jak dobry pies - jak raz chwycimy, nie możemy wypuścić.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA