Alojzy Świderek: Jesteśmy kandydatem do medalu, o czym wiedzą także siatkarze. Sądzę jednak, że teraz chcieliby odseparować się od nacisku, że podium będzie na pewno. Chcą wygrywać mecze, sety, akcje, a na końcu policzą, jaki jest tego rezultat. To najlepsza droga, by iść naprzód, i w taki sposób postępuje trener Andrea Anastasi. Nie mówi o wygranych, ale o każdej kolejnej akcji.
- Amerykanie mogą pozwolić sobie na takie myślenie, u nich liczy się tylko zwycięzca. To zupełnie inna mentalność całych społeczeństw, dlatego strategia Anastasiego jest słuszna - następny szczyt, kolejny i tak ciągle.
- Anastasi nie popada w konflikty, myśli o trenowaniu i grze, a nie o tym, jak modelować otoczenie, o czym myślał jeden z poprzedników [Raul Lozano]. Następujący po nim Daniel Castellani był za miękki, chciał wszystko tak ułożyć, by zawsze było OK. Anastasi połączył cechy ich obu.
Mamy też inne pokolenie siatkarzy niż np. to, które sięgało po wicemistrzostwo świata w 2006 r. Wtedy Kurek, Bartman, Jarosz, Możdżonek i Nowakowski się uczyli. To ludzie bardzo nastawieni na sukces. Ich starsi koledzy na treningu zawsze szukali swojej drogi. Jeśli udawało im się robić mniej niż nakazywano, robili mniej, więc trzeba było ich pilnować, choć tyczy się to nie wszystkich.
Dziś jest inaczej - wygrywają, bo wiedzą, że są zespołem. Zmiennik jest świadom, że ma takie same możliwości jak pierwszoszóstkowi gracze lub może nawet dać więcej drużynie po wejściu na boisko. Pilnują się na meczach, treningach i poza nimi. To taka nowa wartość: osiągnę sukces dopiero przy ciężkiej pracy.
- Anastasi mógł więc sobie na to pozwolić. Postawił na zespołowość i to przynosi efekty. Wszystko jest fajnie, kiedy się wygrywa.
- Igrzyska to turniej inny niż wszystkie. Nawet słabsze zespoły będą grały na maksimum. Pomijając Wielką Brytanię, może Australię, mamy rywali, z którymi musimy grać dobrze. Oczywiście może zdarzyć się moment kryzysowy, ale właśnie po to w rezerwie na rozegraniu jest Paweł Zagumny, żeby wyciągnąć kasztany z ognia. Choć jest teraz nieco z boku, ma opanowanie, świetnie uzupełnia zespół. Na niego liczę w chwilach kryzysu.
Co stoi za śmiałymi prognozami na te igrzyska? Ktoś kiedyś powiedział: żeby wygrywać finały, trzeba wpierw w nich być. Polacy od 2006 r. bywają w nich regularnie. To wielka wartość, tylko zwycięstwa odniesione w trudnej grze budują pewność zawodnika. Kiedyś dochodziliśmy do finałów, ale raz na dziesięciolecie. Teraz czynimy to regularnie. Osiągnęli to kiedyś Brazylijczycy, ale teraz są w fazie schyłkowej. Powinniśmy zająć ich miejsce i być jak dobry pies - jak raz chwycimy, nie możemy wypuścić.