Afera w Polskim Związku Hokeja. Zadłużenie urosło o 12 mln zł. "Powiedział, że jestem zakłamaną pi**ą", "Już pan nie żyje"

Kanapki, soki dla prawników czy nadzwyczajna liczba biletów lotniczych. Na takie rzeczy m.in. szły w ostatnich latach pieniądze w Polskim Związku Hokeja na Lodzie. W ciągu trzech lat zadłużenie związku urosło o 12 mln, a ministerstwo cofnęło dotacje. Polski hokej jest na skraju upadku.

- Przepraszam najmocniej, ale pan Jachymiak do mnie podszedł, powiedział, że jestem zakłamaną pi**ą i uderzył mnie w plecy.

- Już pan nie żyje. Kłamał pan dziś w żywe oczy, co właśnie panu udowodniłem. Kłamstwo to jest pana podstawowa technika.

Walny Zjazd Sprawozdawczy Polskiego Związku Hokeja na Lodzie. 26 czerwca, Stadion Śląski w Chorzowie. Cytowana wymiana zdań toczy się między prawnikiem związku a sekretarzem Komisji Rewizyjnej. Dialog osobliwy, ale przy wszystkich problemach, które ma związek - nic już nie dziwi. PZHL jest zadłużony na ponad 16 mln złotych, bez dotacji z ministerstwa (kara za to, że te poprzednicy wydawali m.in. na catering), z bałaganem w dokumentach. Jest też w sporze z zawodnikami kadry, a za rogiem czeka kurator.

- Szczerze, to chciałbym, żeby to wszystko zostało zaorane, żeby zacząć od nowa. Niech ci ludzie zapadną się pod ziemię. Niech pan to wszystko napisze mocno i wyraźnie. Niech oni to sobie przeczytają, może ich ruszy - prosi jeden z rozmówców. Zaczynamy zatem od Chorzowa.

"Już pan nie żyje"

Co takiego wydarzyło się na zjeździe, że Maciejowi Jachymiakowi, sekretarzowi Komisji Rewizyjnej, z zawodu lekarzowi i byłemu urzędnikowi puściły nerwy?

Zgrzyt zaczął się już przy zatwierdzaniu porządku obrad. Jachymiak oznajmił, że najpierw powinno się wybrać przewodniczącego. Tak było na poprzednim zjeździe. Nie podobało mu się, że zjazdy z założenia ma prowadzić prezes PZHL. Jego zdaniem narzucić próbowano to już rok wcześniej, ale sala ostatecznie przegłosowała inny zapis regulaminu. Głos zabrał prawnik PZHL Marek Pałus, który oznajmił, że to kłamstwo. Nagranie dźwiękowe z tej emocjonalnej wymiany prezentujemy poniżej:

Zobacz wideo

Jachymiak wyjaśnia: - Ten zjazd miał ocenić działalność zarządu. Wyznaczanie na szefa zjazdu prezesa tego zarządu jest czystym bolszewizmem. Tak jakby ktoś nie rozumiał, że funkcje kontrolne muszą być oddzielone od tego, kto jest kontrolowany - mówi Sport.pl.

Przypomina inne sprawy, w których jego zdaniem transparentności w działaniach zarządu PZHL ostatnio nie było.

- W zeszłym roku jako przewodniczący zjazdu wysłałem protokół do PZHL. Było w nim m.in. napisane, że zjazd przyjął uchwałę wzywającą członków zarządu do dymisji. Po miesiącu otrzymałem zwrot z adnotacją, że adresat nie podjął przesyłki. Wysłałem ją jeszcze raz do związku w Katowicach, bo tam się władze przeniosły. Po czasie dowiedziałem się, że zarząd PZHL sprawozdanie napisał sam i wysłał je do Ministerstwa Sportu i Turystyki. Jasności w tej kwestii nie mam do dziś - mówi nam Jachymiak. Według naszych informacji sprawozdanie za 2018 do ministerstwa nie dotarło, termin na wysłanie minął 30 lipca. Jak wyglądał protokół ze zjazdu w 2018 roku i kto się pod nim podpisał, nie udało nam się ustalić.

- Pan Jachymiak powołał wtedy protokolanta zdarzeń. Po jakimś czasie nie pasował mu jednak sposób jego protokołowania. Zwrócę tylko uwagę, że jak w 2018 był przewodniczącym zjazdu, to jedno z głosowań przeprowadził dwa razy. Chodziło o to, czy delegaci postulują, by zarząd podał się do dymisji. Jak pierwsze rozstrzygnięcie było nie po jego myśli, to zarządził drugie. Wtedy głosy się już zgadzały - opisuje tę sprawę prezes PZHL Mirosław Minkina.

Wracamy jednak do tegorocznych wydarzeń z Chorzowa. Co działo się na sali po opisywanej wymianie zdań?

- Jachymiak rzeczywiście wstał i podszedł do mecenasa. Klepnął go po plecach. Średnio mocno. Jakby byli kolegami można by pomyśleć, że to na przywitanie. Z tym, że wcześniej się kłócili, więc to raczej wyglądało arogancko. Szepnął mu coś do ucha. Pałus powiedział do mikrofonu, że Jachymiak go uderzył i wyzwał. Po tym usłyszałem rzucone w jego stronę "już nie żyjesz" - opowiada nam Sebastian Królicki, dziennikarz i właściciel portalu Hokej.net, który relacjonował zjazd.

- Podszedłem do Pałusa i pokazałem mu na smartfonie projekt regulaminu zjazdu z 2018 roku. Zarząd jak byk napisał tam, że przewodniczącym będzie prezes PZHL. Powiedziałem mu, że to on przed chwilą kłamał publicznie. Dodałem szeptem dwa słowa do ucha. W tym momencie on eksplodował i zaczął krzyczeć, że Jachymiak go uderzył i wyzwał. Odparłem, że jak został tak dotkliwie pobity, to może trzeba wezwać karetkę pogotowia, która stwierdzi, czy jeszcze żyje - tłumaczy Jachymiak. Na nagraniu ze zjazdu wyraźnie słychać rzucone "już pan nie żyje". Zapis audio poniżej:

Zobacz wideo

Alkoholowe przepychanki i 300 tys. z bankomatu

Po około minucie sporu, w który włączali się też inni, kłótnię przerwał prezes PZHL Mirosław Minkina. Dodał, że sytuacja zostanie opisana w protokole. W połowie lipca wysłał też list do szefa komisji rewizyjnej, w której opisał wydarzenie. List dotarł do mediów.

Afera w PZHLAfera w PZHL Kacper Sosnowski

- Sytuacja na zjeździe i ten list, to wszystko wygląda jak kłótnia chłopców w szkole - kręci głową jeden z naszych rozmówców i zastanawia się, dlaczego wszystko wyciągane jest na forum publiczne.

- Moim zamiarem nie było upublicznianie tego listu. Pismo zostało skierowane tylko do przewodniczącego Komisji Rewizyjnej, Jerzego Kajzera, który według mojej wiedzy nie był na zjeździe - tłumaczy nam teraz Minkina. W liście znalazła się też informacja dotycząca picia alkoholu przez Jachymiaka. Czytamy:

"M.in w trakcie Mistrzostw Świata Dywizji 1 B w Tallinie Maciej Jachymiak, w stanie po spożyciu dużej ilości alkoholu, proponował picie na trybunach zarówno członkom delegacji PZHL, jak i przygodnym kibicom. Następnie - w stanie upojenia alkoholowego - zasnął na trybunach. Opisane zdarzenia miały miejsce w obecności Ambasadora RP w Estonii".

- To są kompletne bzdury. W przerwie rzeczywiście położyłem sobie na trybunach kurtkę i się zdrzemnąłem. Żadnym obcym ludziom nie proponowałem alkoholu. Delegacji PZHL zaproponowałem wódeczkę, ktoś tam się napił, inni nie. Historia jest teraz wyciągnięta, bo półtora roku temu w PZHL wybuchła bomba. Okazało się, że poprzedni prezes był oszustem, a zarząd wygenerował olbrzymie długi, które spowodowały bankructwo związku. Ci co pozostali w zarządzie, zwalili winę na poprzedniego prezesa. Teraz przez półtora roku nie mogli ustalić, ile związek ma długów, choć za badanie tego zabierały się trzy ekipy rewidentów. Jak się okazało, że narobili kilkanaście milionów długu i nie mają z czego ich spłacić, to teraz zamiast o tym rozmawiać, rozmawiamy o tym, czy ja w Tallinie byłem pijany - przedstawia swoją wersję wydarzeń Jachymiak.

- Teraz nadają na pana Jachymiaka, a inni to niby ministranci i święci? Minkina pisze, że członek komisji rewizyjnej był pijany. Mogę tu komuś przypomnieć, co działo się na turnieju przedolimpijskim na Białorusi i na MŚ w Kijowie. Kto nie przyszedł na sesję zdjęciową z drużyną? Nie była to tylko jedna osoba - mówi nam wprost Jacek Chadziński niegdyś ceniony polski sędzia, kandydat na prezesa PZHL w wyborach w 2012 roku. Trzy lata temu Chadziński był wiceprezesem PZHL, ale ze związku odszedł. Jak zapewnia, nie chciał uczestniczyć w tym, co zaczęło się tam dziać.

- Odszedłem na początku 2016 roku. Skoro nie widziałem, co dzieje się z pieniędzmi, to jak miałem podpisywać sprawozdania finansowe? - pyta. Nie podpisywał ich zatem wcale. W 2015 roku napisał oświadczenie, że swą funkcję pełni za krótko. Rok później w styczniu nie pisał już nic. Mówi, że nie dostał informacji na stawiane pytania, nie widział faktur i rachunków, więc odszedł. Zresztą sprawozdanie za 2015 rok podpisało tylko 5 z 7 członków zarządu. Nie chciał parafować go też Damian Delekta. W uzasadnieniu zwrócił uwagę m.in. na "znaczący wzrost usług obcych w stosunku do 2014 roku" - do ponad dwóch mln złotych "wzrost kosztów rodzajowych, które m.in. wskazywałyby na wzrost delegacji służbowych, nad którymi nie ma merytorycznej kontroli" - do prawie 700 tys. złotych i "nierozliczone zaliczki (wypłaty kartą służbową z bankomatu)" na kwotę 300 tys. złotych.

Afera w PZHLAfera w PZHL Kacper Sosnowski

Dotacje z ministerstwa poszły na kanapki

W ostatnich latach w PZHL prezesi odchodzili przed końcem kadencji. Piotr Hałasik musiał podać się do dymisji w marcu 2014 r. Odejście wymusiły kluby ekstraklasy, które ogłosiły bojkot rozgrywek. Prezesowi zarzucano autorytarność, nieliczenie się z ich zdaniem oraz niedotrzymanie obietnic w sprawie pozyskania sponsora dla związku. Dodatkowo doprowadzenie do złej sytuacji finansowej (wówczas dwa miliony złotych długu) i zapaść organizacyjną, przez którą odwołano zgrupowanie i mecze międzynarodowe pierwszej reprezentacji.

Jego następca, czyli Dawid Chwałka, musiał z kolei ustąpić po kontroli Ministerstwa Sportu i Turystyki. Resort udowodnił niewłaściwe wykorzystanie dotacji na szkolenie. Te pieniądze przeznaczono m.in. na kanapki i soki oraz prawników, a także premie i bilety lotnicze. Ministerstwo zażądało zwrotu ponad sześciu milionów złotych.

To za czasów dziwnych wydatków Chwałki i luźnej księgowości jego pracownika dług związku urósł do 16 mln 300 tys złotych. Ministerstwo zawiadomiło prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa - przez prezesa i jeszcze dwie osoby.

Afera w PZHLAfera w PZHL Kacper Sosnowski

"Minkina był prawą ręką Chwałki"

Opozycja i byli działacze zwracają uwagę, że to nie sam Chwałka pogrążył wtedy hokej w długach.

- Prezes Minkina, choć nie był z zarządzie PZHL za czasów pana Chwałki, był wtedy team liderem. Jeździł na kongresy. We wszelkich sprawach był bardzo dobrze zorientowany. Popierał Chwałkę, wcześniej zachwalał pana Hałasika. Jeździł po polskich miastach i za nim lobbował. Według mnie miał wiedzę na temat sytuacji finansowej związku. Przed zjazdem wyborczym w maju 2016r. na pierwszy zarząd przyprowadził biegłego od finansów. Został przez Chwałkę wyśmiany. Dalej już z takich pomysłów zrezygnował. Został prawą ręką prezesa - opisuje Sport.pl Jacek Chadziński.

- Oni cały czas kłamią - mówi o obecnych działaczach Jachymiak. - Mówią, że ten dług to wina Chwałki, a oni są niewinni, bo o niczym nie wiedzieli. Skoro o niczym nie wiedzieli, a są członkami zarządu, to się kompromitują. Powinni odejść. W ciągu trzech lat zadłużenie związku urosło o 12 mln. Żeby to zrobić trzeba być artystą biznesu - dodaje.

Związkowe „bankomaty” czy „bypassy”?

Obecnemu prezesowi po niedawno zakończonym audycie udało się w końcu dowiedzieć jaka była skala finansowych kłopotów na koniec roku 2018. W porównaniu do 2017 jest tam kilka lepszych informacji. M.in. ta, że koszty działalności operacyjnej spadły z niemal 15 mln do 3,5 mln, na co złożyły się m.in. zmniejszone wynagrodzenia czy usługi obce. Jednak znacząco spadły też przychody związku. Przynajmniej w tabelkach. Bo pieniądze na hokej z różnych stron idą, ale innymi kanałami.

- W sprawozdaniu za 2017 rok kwota wpływów do PZHL wynosiła 10 mln złotych. W 2018 to było 2 mln 300 tys. Domyślam się, że znaczna kwota została w 2018 na hokej przekazana do Śląskiego Związku Hokeja na Lodzie, jak to mówił prezes Minkina na zasadzie bypassu. Wiemy, że np. ministerstwo daje dotacje na utrzymanie reprezentacji, ale my jako delegaci PZHL żadnych pieniędzy na tamtych kontach nie widzimy. To budzi nasze obiekcje – mówi nam Katarzyna Zygmunt, sędzia międzynarodowa, która brała udział w dwóch ostatnich zjazdach sprawozdawczych PZHL.

Mirosław Minkina jest jednocześnie prezesem Śląskiego Związku Hokeja na Lodzie i Polskiej Hokej Ligi. Jachymiak na sprawę wpływów środków do PHLu jest jeszcze bardziej wyczulony.

- To jest „bankomat” zarządu, jak to określił jeden z rewidentów. My jako komisja rewizyjna od lat chcemy skontrolować PHL, bo przeszło przez nią sporo pieniędzy, a była na minusie. Zarząd odmawia zgody na kontrolę spółki – zaznacza.

- Jeśli to tak uwiera pana Jachymiaka, że prezesem Śląskiego Związku Hokeja na Lodzie i PHL jestem ja, to odpowiem mu, że za rok są wybory. Niech spokojnie do tego czasu poczeka. Jeśli chodzi o finansowanie szkolenia prowadzonego przez PZHL, to odbywa się ono przez dwa podmioty - Śląski Związek Hokeja na Lodzie i Polski Komitet Olimpijski. To one podpisują umowy na środki finansowe zgodnie z programem szkoleniowym przygotowanym przez PZHL – tłumaczy Minkina. Zresztą dodaje, że sam Jachymiak o wszelkich kontrolach dużo mówi, ale na tym jego aktywność często się kończy.

- Z Komisją Rewizyjną współpracujemy nieustannie. Jest zapraszana na wszystkie posiedzenia zarządu. Proszę komisję by wyznaczyła osoby, które mogą sprawdzić dokumenty poprzedniego prezesa. To są tony papierów. Dziś od rana siedział w naszym biurze Zbigniew Wójcik, członek komisji i przeglądał teczki, więc o jakim braku kontroli my mówimy. Zapraszam tu wszystkich członków komisji. Pana Jachymiaka przy tych dokumentach nie widziałem. Jego wypowiedzi oceniam zatem jako prowokujące. Zapraszam do konstruktywnej pracy – dodaje. 

Nagłą medialną aktywnością Jachymiaka nieco zaskoczony jest też Chadziński.

- Tylko przypomnę, że pan Jachymiak, jest członkiem komisji rewizyjnej od kilku lat (od maja 2016 roku - przyp. red). W tej komisji zasiada wraz z Jerzym Kajzerem i Karolem Pawlikiem oraz Ryszardem Molewskim i Zbigniewem Wójcikiem. To ta ostatnia dwójka najczęściej składała petycje i miała co do sytuacji w związku ogromne zastrzeżenia. Była jednak torpedowana. Tamci mieli przewagę 3:2. Dużo z ich działań nie wyniknęło, nawet mimo pisania listów do ministra sportu. Dziwię się tylko, że Wójcik z Molewskim - skoro widzieli, że biją głową w mur - honorowo nie odeszli.

Konflikt z kadrowiczami

Do worka z problemami prezesa Minkiny dochodzi jeszcze jeden. Chodzi o konflikt z grupą reprezentantów. Prezes się od niego odcina, trochę stara załagodzić i wskazuje, że to spadek po poprzednim prezesie. Ale konflikt jest. Część kadrowiczów domaga się wypłat pieniędzy, obiecanych przez Chwałkę.

Dniówki za udział na zgrupowaniu reprezentacji były niegdyś poparte umową pisemną (za czasów Hałasika), a potem ustną (za czasów Chwałki). Obecne władze nie chciały i tłumaczyły, że nie mają podstaw, by sięgać do i tak pustej kieszeni. Część pieniędzy zdecydowały się ostatecznie graczom wypłacić (150 tys. złotych). Efekt konfliktu był jednak taki, że selekcjoner kadry korzystał ostatnio nie z tych zawodników, z których chciał, tylko z tych, którzy nie byli obrażeni. Reszta doświadczonych graczy dalej chce pozostałej należności.

Dodajmy, że problemy w związku i konflikty z kadrowiczami nie pozostały obojętne dla sportowych wyników. Biało-czerwoni w zeszłym sezonie spadli do światowej trzeciej ligi, po tym jak w dywizji 1A odnieśli tylko jedno zwycięstwo i zajęli w niej ostatnie miejsce. W tegorocznych zmaganiach w dywizji 1B nie udało im się uzyskać awansu. Związek w czerwcu podjął decyzję o przedłużeniu współpracy z trenerem Tomaszem Valtonenem, ale z powodów finansowych zmniejszył sztab reprezentacji. To wszystko na rok przed ważnymi wydarzeniami nad Wisłą. W przyszłym roku będziemy gospodarzem trzech turniejów MŚ (seniorów, seniorek i juniorek).

Restrukturyzacja i czyszczenie klamek

Naszych rozmówców pytamy, jak trudną sytuację w PZHL rozwiązać. Odpowiedzi sugerujące "zaoranie i budowę od zera" na razie pomijamy.

- Musimy znaleźć i wpłacić do ministerstwa 6,5 mln złotych - odpowiada prezes Minkina. - Pan minister czeka na pierwszy krok. Chodzi o wpłatę rzędu 300, 400 tys. złotych. Z tym mamy problem, bo takich pieniędzy na kontach nie mamy. Staramy się o pozyskanie środków finansowych, aby spełnić warunki rozłożenia zobowiązania wobec MSiT spłaty ratalnej - tłumaczy.

- Teraz każdy prezes powinien iść i czyści klamki tego, kto może wspomóc związek nawet kwotą stu złotych - mówi z kolei Chadziński. - Podupadliśmy mocno - dodaje.

- Najchętniej wzięłabym wszystkich na lodowisko i dała krążek. Niech zagrają między sobą mecz. W ramach czwartej tercji odbyłaby się integracyjna, bezalkoholowa impreza. Inne rozgrywki między nami są nam niepotrzebne - mówi Zygmunt, która zwraca uwagę na jeszcze jedną rzecz. Metodę małych kroków, ustępstw, i konieczności bycia świętszym od papieża. Wraca do tego, od czego zaczęła się ostatnia kłótnia.

- Jeśli walczymy o transparentność związku, który jest w trudnej sytuacji, to uważam, że dobrze było ten wybór przewodniczącego wpisać do porządku obrad. Nawet jeśli był to tylko zjazd sprawozdawczy. Tak z szacunku dla tych wszystkich 70 delegatów. To przecież dla nich było to spotkanie - dodaje.

Być może w odzyskaniu transparentności i zrobieniu porządku pomoże ktoś z zewnątrz. Jak się dowiedzieliśmy, ministerstwo sportu analizuje możliwości złożenia do Sądu Rejestrowego wniosku o ustanowienie w PZHL kuratora.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.