Wieloletni kontrakt Kowalczuka, który Rosjanin podpisał w połowie lipca, to najgorętsza informacja okresu transferowego w NHL . Devils wykorzystali lukę w przepisach ligi i podpisali z 27-letnim Rosjaninem sztucznie wydłużony kontrakt, aby obniżyć jego średnie zarobki. Kluby NHL muszą przestrzegać tzw. salary cap, czyli pułapu płac na cały zespół - w najbliższym będzie to 59,4 mln dolarów. Dłuższa umowa Kowalczuka oznacza pozwoli Devils wydać więcej pieniędzy na pozostałych zawodników.
- Umowa jest zgodna z obowiązującymi przepisami - mówi szef Devils Lou Lamoriello. Amerykańscy eksperci twierdzą, że w sądzie NHL nie będzie miała szans z klubem z New Jersey. Władze ligi zakwestionowały umowę, jako powód podając niezgodność z duchem sportu.
Spór o kontrakt Kowalczuka rozstrzygnie arbitraż. Jeśli uzna, że kontrakt jest ważny, to da innym klubom zielone światło na podpisywanie takich umów w tym i przyszłym roku. Po sezonie 2011/12 bubel zostanie zapewne usunięty, bo liga musi podpisać nowe porozumienie z zawodnikami, które reguluje m.in. przepisy transferowe.
Jeśli arbitraż uzna, że liga słusznie unieważniła kontrakt Rosjanina, Kowalczuk stanie się wolnym zawodnikiem i będzie mógł podpisać umowę z każdym klubem NHL - także Devils. Klubowi z New Jersey grozić będzie kara finansowa, odebranie punktów lub możliwości wyboru w drafcie.