NHL: Drugie zwycięstwo Red Wings

Dogrywka była potrzebna, by wyłonić zwycięzcę drugiego meczu finałów Konferencji Zachodniej między Detroit Red Wings a Chicago Blackhawks. Próbę nerwów lepiej wytrzymali obrońcy tytułu, którzy wygrali 3:2 i są już tylko dwa zwycięstwa od awansu do finału Pucharu Stanleya.

Początek spotkania w Joe Louis Arena w Detroit niespodziewanie należał do gości, którzy w pierwszej tercji oddali na bramkę Chrisa Osgooda aż 19 strzałów. Red Wings nie pozwolili rywalom na taką kanonadę w pierwszej tercji jakiegokolwiek meczu od dziewięciu lat. Ataki Jastrzębi przyniosły wreszcie efekt w postaci bramki w przewadze Jonathana Toewsa, który sprytnie zagrał sobie krążek o łyżwę obrońcy Skrzydeł Jonathana Ericssona. Gospodarze zdołali odpowiedzieć jeszcze przed pierwszą przerwą, także wykorzystując osłabienie rywali. Spod niebieskiej linii uderzał Brian Rafalski, a zasłonięty Nikołaj Chabibulin nie zdążył zareagować.

W drugiej tercji inicjatywę przejęli Red Wings, którzy wyszli na prowadzenie dzięki bramce Dana Cleary'ego. Były gracz Blackhawks podobnie jak w meczu numer 1 przechwycił krążek i w sytuacji sam na sam pokonał rosyjskiego bramkarza rywali. W teoretycznie ostatniej odsłonie spotkania wciąż nieznaczną przewagę miało Detroit, ale gola zdobyło Chicago, a konkretnie znów Toews. Na bramkę uderzał Kris Versteeg, a 21-letni kapitan zespołu z Wietrznego Miasta tuż przed Osgoodem zmienił lot krążka i wyrównał na 2:2. Mimo kilku dobrych sytuacji obu drużyn w regulaminowych 60 minutach wynik nie uległ zmianie. Było to głównie zasługą świetnej gry obu bramkarzy - do końca trzeciej tercji Osgood zaliczył 35 udanych interwencji, a jego vis-a-vis 34.

Goaltender Red Wings po raz kolejny, tak jak w zeszłym roku, udowodnił, że playoffs i mecze o stawkę są jego środowiskiem naturalnym. W sezonie zasadniczym Osgood, który wpuszczał ponad trzy bramki na spotkanie (3,09), broniąc mniej niż 90 procent strzałów (88,7%) - obie statystyki najniższe w jego karierze - cały czas zmagał się z formą. W tegorocznych playoffs jednak znów błyszczy. - Ozzie zawsze był na miejscu, był świetny. To bramkarz ważnych meczów, który kocha rywalizację - powiedział po spotkaniu Dan Cleary.

Przed doliczonym czasem teoretycznie większe szanse mieli goście, którzy w tych playoffs dwa razy grali dogrywki - obie wygrali (w pierwszej rundzie pokonali 3:2 Calgary Flames, w drugiej 2:1 Vancouver Canucks). Jedyna tegoroczna dogrywka Detroit zamieniła się w trwający aż trzy dodatkowe tercje thriller wygrany przez gości, którymi byli Anaheim Ducks. Tym razem kibice w MoTown nie byli skazani na długi horror bez happy endu, gdyż ich pupile gola na wagę zwycięstwa zdobyli w szóstej doliczonej minucie. Krążek we własnej tercji przechwycił Mikael Samuelsson i wraz z Valtterim Filppulą i Jirim Hudlerem znakomicie wyprowadził kontrę, którą następnie sam wykończył.

W prowadzonej do czterech zwycięstw rywalizacji Red Wings prowadzą 2:0. Nie będzie im jednak łatwo utrzymać tej przewagi, bo kolejne dwa spotkania odbędą się w Chicago. A publiczność Blackhawks należy do najgorętszych w lidze. Tym bardziej, że przyjadą do nich hokeiści z Detroit, których fani "Jastrzębi" nie cierpią. Dodatkowo młodzi gwiazdorzy drużyny prowadzonej przez Joela Quenneville`a - Patrick Kane i Jonathan Toews (obaj rocznik 1988, obaj w tegorocznych playoffs po 12 punktów jak do tej pory) - będą za wszelką cenę starać się przed własną publicznością udowodnić, że są już w stanie udźwignąć presję i przeciwstawić się starym wygom MoTown.

W decydującej serii Konferencji Wschodniej 1:0 prowadzą jak na razie Pittsburgh Penguins, którzy w pierwszym meczu pokonali Carolina Hurricanes 3:2. Całkiem możliwe jest zatem, że w tegorocznym finale rozgrywek o Puchar Stanleya zmierzą się te same drużyny co rok temu, gdy Detroit ostatecznie wygrało z "Pingwinami" 4:2.

Tylko trzech obcokrajowców w ekstralidze - czytaj tutaj ?

Copyright © Agora SA