Hokejowy playoff: emocje w Janowie i Sosnowcu

Tyskim hokeistom brakuje już tylko jednej wygranej z Naprzodem, by awansować do półfinałów mistrzostw Polski. Podobnie blisko szczęścia jest Zagłębie, które w rzutach karnych poradziło sobie ze Stoczniowcem

Decydujące mecze w Janowie i Sosnowcu rozpoczną się dziś o godz. 18. Z rywalizacji odpadło Jastrzębie, które po raz trzeci uległo Cracovii.

Naprzód - GKS Tychy 1:2

Wypełnione po brzegi kibicami lodowisko na Nikiszowcu miało być największym atutem Naprzodu w meczach z GKS-em. Twierdza Jantor nie okazała się być jednak nie do zdobycia. - Może to przez tak wielką liczbę kibiców? Może przez obecność naszych rodzin na trybunach? Faktem jest jednak, że nas dzisiaj zupełnie sparaliżowało - kręcił z niedowierzaniem głową Waldemar Klisiak, napastnik Naprzodu.

Już na godzinę przed rozpoczęciem spotkania ciasne ulice wokół katowickiego lodowiska były gęsto zastawione samochodami. Dało się to we znaki nawet VIP-om. Jednego z parkingowych rozbawiło do łez żądanie znalezienia miejsca "dla zarządu GKS-u Tychy". - Chyba na dachu trzeba będzie stanąć - zgryźliwie komentował.

Rekord frekwencji i głośny doping nie sprawiły jednak, że janowianie wznieśli się na wyżyny swoich umiejętności. - Graliśmy nawet słabiej niż dwa ostatnie mecze w Tychach. Zabrakło nam przede wszystkim agresji. Daliśmy się zepchnąć do defensywy, mieliśmy kłopot z wyprowadzaniem akcji - komentował Klisiak.

Tyszanie wygrali dzięki konsekwentnie realizowanej taktyce oraz bezbłędnemu bramkarzowi Arkadiuszowi Sobeckiemu. Do triumfu wystarczyły im dwa gole, które na początku pierwszej i drugiej tercji zdobywali Frantiszek Bakrlik i Adrian Parzyszek.

Naprzód błysnął tylko w ostatnich minutach drugiej części. Miejscowych kibiców do furii doprowadziła decyzja sędziów, którzy nie uznali gola Wojciecha Wojtarowicza. - Ten gol padł tylko dlatego, że nasi zawodnicy już się rozluźnili, bo byli pewni spalonego - tłumaczył Parzyszek. Kilkanaście sekund później Jantor eksplodował z radości, bo gola kontaktowego zdobył Klisiak. To był jedyny moment satysfakcji janowskich kibiców. - Na własnym lodzie powinno się strzelać więcej niż jedną bramkę - wzdychał Jaroslav Lehocky, trener Naprzodu.

Kolejny mecz w tej rywalizacji już dzisiaj, także w Janowie. Ewentualne zwycięstwo da awans GKS-owi. - Plan jest prosty: przyjeżdżamy i znów wygrywamy - szeroko uśmiechał się Sebastian Gonera, tyski obrońca.

Zawodnicy z Janowa mają jednak inne poglądy w tej sprawie. - Jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji zapowiedziałem, że będzie pięć spotkań, i zdanie podtrzymuję - upierał się Klisiak.

Naprzód Janów 1 (0, 1, 0)

GKS Tychy 2 (1, 1, 0) Bramki: 0:1 Bakrlik - Bagiński (5.), 0:2 Parzyszek - Bacul (24.), 1:2 Klisiak - Wojtarowicz (37.). Naprzód: M. Elżbieciak; Zatko - Kulik, Cinalski - Gabryś, Gallo - Kowalówka, Działo; Jóźwik - Lauko - Klacansky, Słodczyk - Koszowski - Pohl, Klisiak - Tabaczek - Wojtarowicz, Ł. Elżbieciak - Gretka - Frączek.

GKS: Sobecki; Jakesz - Gonera, Majkowski - Mejka, Śmiełowski - Kotlorz; Bacul - Paciga - Parzyszek, Sarnik - Garbocz - Proszkiewicz, Bakrlik - Bagiński - Wołkowicz, Woźnica - Krzak - Jakubik. Kary: 28 - 20.

Widzów: 1,5 tys.

Stan rywalizacji: 1:2

Zagłębie Sosnowiec - Stoczniowiec 4:3

Mecz w Sosnowcu rozpoczął się dla drużyny z Gdańska niczym bajka. Gdy Roman Skutchan trafiał do siatki Zagłębia, zegar na Stadionie Zimowym pokazywał 24. sekundę spotkania! Tomasz Jaworski przepuścił łatwy strzał i to był pierwszy sygnał, że doświadczony bramkarz tego dnia nie pomoże drużynie.

- Szybko sprowadzili nas na ziemię. Ale może to i dobrze? Te trzy stracone gole ostudziły nasze gorące głowy, w końcu zaczęliśmy realizować taktykę - opowiadał Marcin Kozłowski.

Cała taktyka zdałaby się jednak na nic, gdyby nie Tomasz Dzwonek - drugi bramkarz zespołu. - Jestem w każdej chwili gotowy zastąpić Tomka, a że dziś miał słabszy dzień, to dostałem swoją szansę. Koledzy nie dają mi odczuć, że jestem drugi. Na lodzie czułem się pewnie - mówił Dzwonek.

Skład Zagłębia jest naszpikowany obcokrajowcami i hokeistami, którzy wychowali się w innych klubach, gdy jednak zespół był w potrzebie, sprawy wzięli w swoje ręce sosnowiczanie. O braciach Tomaszu i Marcinie Kozłowskich mówi się, że są szybsi niż krążek. Nie kalkulują, tylko rzucają się w bój po z pozoru straconą gumę. Tak właśnie zachował się Marcin, który wykorzystał gapiostwo Przemysława Odrobnego (niepotrzebnie wyjechał z bramki) i wygarnął mu krążek sprzed nosa. - Ta bramka dodała nam skrzydeł. Radość była podwójna, bo graliśmy przecież w osłabieniu - uśmiechał się Marcin Kozłowski.

Hokeiści z Gdańska poczuli na plecach oddech drużyny z Sosnowca, która goniła ich tak długo, aż wyrównała. Mogło obyć się bez karnych, ale Teddy Da Costa trafił w dogrywce w poprzeczkę. Fanki - Francuz z polskim paszportem ma ich zdecydowanie najwięcej w drużynie - zawyły wtedy z bólu tak głośno, że zagłuszyły przekleństwa mężczyzn.

- Fakt, strzeliłem wyrównującego gola, ale z meczu nie mogę być zadowolony - kręcił głową Da Costa, który skończył wczoraj 23 lata.

Tak jak w pierwszym spotkaniu w Gdańsku o wyniku rozstrzygnęły karne, a właściwie jeden karny - bo tylko Anton Lezo trafił do siatki. Odrobny już miał ten krążek pod pachą, ale ten jak śliska ryba wsunął mu się do siatki. - Szczęście, szczęście, szczęście - powtarzał Lezo i dziękował Dzwonkowi, który nie dał się zaskoczyć nikomu. - Nie popadajmy w huraoptymizm. Wciąż mamy zadanie do wykonania. Brakuje jeszcze jednego zwycięstwa - uspokajał Marcin Kozłowski. - Oddaliśmy więcej strzałów, byliśmy szybsi, gdyby nie ten fatalny początek, na pewno wygralibyśmy bez niepotrzebnych nerwów - podsumował trener Jan Vavrecka.

Zagłębie Sosnowiec 4 (1, 1, 1, 0)

Stoczniowiec Gdańsk 3 (3, 0, 0, 0)

Bramki: 0:1 Skutchan - Leśniak (1.), 1:1 Hruby - Vażan (7.), 1:2 Łopuski - Jankowski (16.), 1:3 Furo - Urbanowicz (19.), 2:3 T. Kozłowski - M. Kozłowski (23.), 3:3 T. Da Costa - Wilczek (48.). Decydujący karny: Lezo.

Zagłębie: Jaworski (21. Dzwonek); Piotrowski - Banaszczak, Duszak - Kuc, Wilczek - Pawlak; Antonović - T. Da Costa - Bernat, Hruby - Lezo - Vażan, Jaros - Biela - Ślusarczyk, Podlipni - T. Kozłowski - M. Kozłowski.

Stoczniowiec: Odrobny; Smeja - Leśniak, Bigos - Rompkowski, Benasiewicz - Wróbel, Skrzypkowski; Vitek - Hurtaj - Skutchan, Łopuski - Rzeszutko - Jankowski, Furo - Zachariasz - Urbanowicz, Sowiński - Poziomkowski - Strużyk.

Kary: 14 - 20.

Widzów: 2,8 tys.

Stan rywalizacji: 2:1

JKH Jastrzębie - Cracovia 1:4

Mimo przeciętnej gry mistrz Polski z Krakowa wygrał po raz trzeci z JKH Jastrzębie i awansował do półfinału.

- Przegraliśmy przez własną głupotę. Nie było widać różnicy w umiejętnościach, ale rywale pokonali nas doświadczeniem, mądrością i hokejowym cwaniactwem - uznał po meczu obrońca JKH Grzegorz Piekarski.

Cracovia objęła prowadzenie za przyczyną bramkarskiego "klopsa" obchodzącego akurat 22. urodziny Kamila Kosowskiego, a stan meczu wyrównała akcja słowacko-czeskiej trójki Andreja Szoeke, Petra Lipiny i Pavla Zdrahala. Przełomowym momentem meczu była akcja z 29. minuty, kiedy to bramkarz Cracovii Rafał Radziszewski, widząc zmierzający do siatki krążek, sprytnie przesunął bramkę. Widownia domagała się rzutu karnego, ale skończyło się - w myśl przepisów - zaledwie na dwuminutowej karze dla Radziszewskiego.

- Rafał często przesuwa te bramki. Nas zrobił na ten numer po raz kolejny. Nie jestem jednak od komentowania przepisów hokejowych - mówił Piekarski.

Po tej akcji w poczynania gospodarzy wkradła się nerwowość. Na ławkę kar wędrowali kolejni gracze, co ułatwiało Cracovii zadanie. Beniaminka dobił na pięć minut przed końcem meczu duet braci pochodzących z Jastrzębia - Daniel i Leszek Laszkiewiczowie. - We wszystkich meczach z Cracovią prezentowaliśmy się przyzwoicie w defensywie. W ataku jednak nie mamy siły, by przycisnąć tak mocny zespół jak Cracovia. Było dziś nerwowo, od bramkarzy po napastników. Jak na pierwszy sezon w ekstralidze jest super, choć aby stać się taką drużyną jak Cracovia, potrzeba jeszcze bardzo dużo pracy - komentował trener JKH Ales Tomasek.

Bramki: 0:1 Witowski (20.), 1:1 Szoeke (23.), 1:2 Mihalik (39.), 1:3 L. Laszkiewicz (51.), 1:4 D. Laszkiewicz (55.).

JKH: Kosowski - Wolf (2), Bryk, Lipina (10), Szoeke, Zdrahal (2); Pastryk, Piekarski, Danieluk (2), Pavlaczka, Radwan; Górny, Labryga (10), Jasik, Kiełbasa, Bernacki; Łyszczarczyk, Bibrzycki, Kulas.

Kary: 28 - 16.

Widzów: 1,5 tys.

Stan rywalizacji: 0:3

Copyright © Agora SA