Wiktor Pysz: Został niedosyt

Po siedmiu latach pracy w Polsce muszę pomyśleć o zarabianiu pieniędzy. Może wyjadę na Zachód? - mówi trener Wiktor Pysz, który został właśnie zwolniony za stanowiska selekcjonera polskiej reprezentacji.

Michał Białoński: Zarząd PZHL-u ocenił Pana negatywnie.

Wiktor Pysz: Ten nie robi błędów, kto nic nie robi. Hokejowa centrala nie liczyła się z moim zdaniem. Gdy chciałem wywalczyć zawodnikom dobre warunki, zarząd szedł po linii najmniejszego oporu. Trenerzy przychodzą i odchodzą, to jest wkalkulowane w ten zawód. Nie jestem rozczarowany. Odniosłem sukces, pracowałem z kadrą ponad pięć lat, poprowadziłem ją w ponad 100 meczach. To nie byle co. Pracę stracili Engel i Tajner. Teraz przyszła pora i na mnie.

Nie było powodu?

- Nie przeczę, kadra pod moją batutą miała obok wzlotów także upadki. Odczuwam niedosyt. Miałem nadzieję, że zarząd wytrzyma nerwowo i pozwoli mi popracować do eliminacji olimpijskich. Miałem szeroką kadrę, 45 zawodników, czterech bramkarzy. Ostatnie mistrzostwa świata dały mi odpowiedź na to, w jakim kierunku mamy iść. Igrzyska w Turynie nie były dla nas marzeniem ściętej głowy.

Co było głównym powodem niepowodzenia na turnieju w Gdańsku?

- Brak liderów. Jestem niemal pewien, że gdybyśmy mieli na mistrzostwach Płachtę, Zarębę, mojego syna Patryka, nie mówiąc już o Czerkawskim, wywalczylibyśmy awans. Trzech mocnych napastników zastąpiłoby w zespole trzech najsłabszych. Oni by przeważyli. Proszę sobie przypomnieć pierwszy mecz na mistrzostwach z Włochami. Wiedziałem, że będzie najważniejszy. Przy stanie 0:1 w ostatniej minucie pierwszej tercji Voznik przegrywał sam na sam z bramkarzem, w drugiej tercji straciliśmy przypadkową drugą bramkę i zamiast 1:1 było po meczu. Krajowym zawodnikom najzwyczajniej brakuje umiejętności, żeby wziąć na siebie odpowiedzialność za losy meczu.

Słoweńcy z mniejszym potencjałem (130 hokeistów) wywalczyli awans, prezentowali się dużo lepiej od nas. Dlaczego?

- Mają świetną organizację kadry. Nie brakuje im niczego. Ponadto całą grę robiło im dziesięciu zawodników występujących w silnych ligach czeskiej i austriackiej. We wrześniu wygraliśmy z nimi 4:1, gdy grali bez Razingara, Jana i innych z ligi austriackiej. U nas się kurczy liczba zawodników z klubów zagranicznych. Odchodzi pokolenie Płachtów, Klisiaków. Gdy ich zabraknie, może nas powitać grupa C. Od dawna sygnalizowałem ten problem hokejowym władzom, ale nikt mnie nie słuchał.

Co teraz?

- Nie myślałem o planach. Mam kontakty zagraniczne. Po siedmiu latach pracy w Polsce muszę pomyśleć o zarabianiu pieniędzy. Syn Patryk wyjechał z Niemiec do Stanów. W Dallas będzie studiował biznes i zarządzanie. Może i ja wyjadę na Zachód? Zawodowo wiele zyskałem dzięki pracy z reprezentacją. Nabrałem doświadczenia, mam sporo kontaktów.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.