NHL. Niewiarygodne momenty sezonu, czyli siedem cudów hokejowego świata [WIDEO]

Ktoś kiedyś powiedział, że hokeiści to ludzie, którzy chodzą po wodzie. Rozgrywki zakończonego sezonu ligi NHL utwierdziły nas w przekonaniu, że niepozorni łyżwiarze z kijami posiadają cudowne moce.

Wszystko już jest jasne. Puchar Stanleya wznieśli do góry hokeiści Chicago Blackhawks i przynajmniej do zakończenia przyszłego sezonu będą najlepszą hokejową drużyną świata. Rozstrzygający mecz z Boston Bruins, który zakończył finałową serię wynikiem 4-2, był taki jak cały, skrócony lokautem sezon. Pełen niespodziewanych zwrotów akcji i niewiarygodnych momentów.

Hokejowy Rene Higuita

Naszą subiektywną listę siedmiu hokejowych cudów sezonu otwieramy zagraniem w stylu piłkarskiego bramkarza Rene Higuity. Kolumbijczyk zasłynął tzw. kopnięciami skorpiona, czyli bronił strzały nogami, które znajdowały się nad jego głową. Bramkarz Phoenix Coyotes Mike Smith zrobił to samo. Tyle że hokejowy krążek odbił łyżwą.

 

Gol, którego nie było

Fot. Hfboards.com

A raczej być nie powinno. Nie wiadomo, jakim cudem sędzia nie zauważył, że Matt Duchene był na spalonym. Nie było na hali człowieka, włącznie z samym strzelcem gola, którego nie zdziwiłaby decyzja arbitra. W momencie podania gracz Colarado Avalanche był na przynajmniej metrowym spalonym, przekroczył niebieską linię dużo wcześniej niż krążek i to, że przeciwnik po drodze dotknął krążka, niczego nie zmienia. Cała sytuacja pokazuje, że w hokeju jednak też zdarzają się gigantyczne pomyłki arbitrów. Sędzia Sebastian Jarzębak, który w meczu Legii z Wisłą, stojąc metr od linii, nie zauważył, że piłka o pół metra ją przekroczyła, ma swojego godnego odpowiednika za oceanem.

 

Czarodziej z krainy Detroit

Pavel DatsyukPavel Datsyuk AP/Paul Sancya

Fot. AP Photo/Paul Sancya

Paweł Daciuk jeszcze raz pokazał, dlaczego uważany jest za największego magika współczesnego hokeja. Zawodnik Detroit Red Wings sprawia wrażenie, jakby żył w innym czasie i innej przestrzeni. Inni gracze, kiedy widzą przed sobą czterech hokeistów, zazwyczaj uciekają, żeby twardziele na łyżwach nie zrobili z nich marmolady. Ale nie Rosjanin! Daciuk jeśli tylko ma ochotę, robi między rywalami slalom i pakuje krążek do siatki. Tak się stało w meczu przeciwko Nashville Predators. To zdaniem większości ekspertów najlepszy gol minionego sezonu.

 

Bramkostrzelny bramkarz

Fot. REUTERS/Ray Stubblebine

Taka sytuacja zdarza się niezwykle rzadko. W historii NHL miała miejsce raptem 13 razy. Martin Brodeur, bramkarz New Jersey Devils, zdobył gola. Zdobył to może za dużo powiedziane, rywale sami go sobie strzelili. W hokeju nie ma jednak samobójczych trafień i autorstwo bramki przyznaje się przeciwnikowi, który ostatni dotknął krążka. W końcówce meczu z Caroliną Hurricanes był nim właśnie Brodeur. Co ciekawe, to trzecia bramka w karierze tego doświadczonego zawodnika i dlatego trzeba zadać sobie pytanie, czy to na pewno jest przypadek? Diabli wiedzą! Jedna ze słownikowej definicji przypadku mówi, że jest to "pojedyncze zdarzenie lub pojedyncza sytuacja". A jeśli coś zdarza się kilka razy... Czekamy na moment, kiedy Brodur przyzna, że ma lasery w oczach i posyła krążek do bramki wzrokiem.

 

Obrotny Superman

Pavel Datsyuk

Fot. AP Photo

Skoro jesteśmy przy laserach w oczach to nie można nie wspomnieć o wyczynie Patricka Kane'a. Hokeista Chicago Blackhawks, który w ubiegłorocznym meczu gwiazd przebrał się za Supermana, pokazał w tym sezonie trochę swoich nieprawdopodobnych umiejętności. Nie bez przyczyny został wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem fazy play-off. Ale w pamięci kibiców na długo zostanie przede wszystkim jego zagranie jeszcze z sezonu zasadniczego. Kane zrobił tzw. spin-o-ramę, minął przeciwnika, obracając się wokół własnej osi i uderzył z bekhendu w samo okienko.

 

Człowiek z oczami z tyłu głowy

Pavel Datsyuk

Były lasery w oczach, to teraz słów kilka o człowieku, który ma oczy z tyłu głowy. Bo jak wytłumaczyć to, że Keri Lahtonen złapał krążek, którego nie widział. Sytuacja zdarzyła się w meczu Dallas Stars z Columbus Blue Jackets. Zawodnik "Niebieskich Kurtek" Jack Johnson i jego kolega Vinny Prospal unieśli już w górę ręce, publiczność w Columbus już wiwatowała, na oficjalnej stronie rozgrywek ktoś już zmieniał wynik, a tu taki psikus. W minionym sezonie byliśmy świadkami wielu niesamowitych bramkarskich parad. Ale ta naszym zdaniem była najlepsza. To po prostu trzeba zobaczyć. Szczególnie od 29. sekundy.

 

Wystrzałowe mecze

Fot. AP Photo/Charles Krupa

Na koniec kilka słów o niezwykłych meczach, w których decydujące gole padały w obrębie kilkunastu sekund. Spotkanie Phoenix Coyotes z Nashville Predators zakończyło się wynikiem 7:4 dla "Kojotów". Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że drużyna z Phoenix strzeliła sześć bramek już w pierwszej tercji, a pięć z nich padło przed dziewiątą minutą meczu! Niezwykła rzecz zdarzyła się też w decydującym, siódmym spotkaniu pierwszej rundy play-off między Boston Bruins a Toronto Maple Leafs. "Klonowe Liście" na niespełna 10 minut przed końcem wygrywały 4:1, ale "Niedźwiadki" zdołały doprowadzić do wyrównania, strzelając dwie z trzech bramek w ostatnich dwóch minutach czasu podstawowego. W dogrywce zespół z Bostonu strzelił jeszcze jednego gola i wygrał mecz, a potem wystąpił w wielkim finale, w którym... los się odwrócił. W szóstym, jak się okazało, rozstrzygającym spotkaniu, prowadził na 76 sekund przed końcową syreną 2:1. Chicago Blackhawks nie dali jednak za wygraną i w 17 sekund zdobyli dwa gole oraz rozstrzygnęli kwestię mistrzostwa. To był po prostu cudowny koniec niezwykłego sezonu.

 

piotr.kalisz@agora.pl

Więcej o:
Copyright © Agora SA