NHL. Finał Pucharu Stanleya pełen twardzieli, Jagrów i dobrego hokeja

Rozpoczynający się w nocy ze środy na czwartek polskiego czasu w Chicago finał Pucharu Stanleya między Chicago Blackhawks i Boston Bruins to pierwsza od 1979 roku finałowa rywalizacja dwóch ekip z tzw. ?Pierwotnej Szóstki?. Ale nie tylko dlatego ten finał jest taki wyjątkowy. Wybraliśmy kilka powodów. Ale jest ich znacznie więcej. Wszystkie mecze finału pokaże stacja ESPN America.

Najlepsi z najlepszych

Boston Bruins to pierwsza drużyna ze Stanów Zjednoczonych, jaka została przyjęta do NHL - w 1924 r. Chicago Blackhawks (wówczas nazwa brzmiała Black Hawks) dołączyli do ligi dwa lata później. Obie ekipy, obok Montreal Canadiens, Toronto Maple Leafs, New York Rangers i Detroit Red Wings stanowią tzw. "Original Six", "Pierwotną Szóstkę" - żelazny i stały skład ligi przez 25 sezonów, od 1942 do 1967 r. Mimo to jeszcze nigdy Bruins i Blackhawks nie grały ze sobą w finale Pucharu Stanleya.

- To zawsze jest coś specjalnego, kiedy w finale grają ze sobą drużyny z "Pierwotnej Szóstki". To dodaje pikanterii rywalizacji - mówi Ed Olczyk, człowiek, który w ciągu 16-letniej kariery w NHL grał w trzech takich drużynach: Toronto, Nowym Jorku i Chicago. - Poza tym myślę, że to w tej chwili dwie najlepsze drużyny w lidze.

- Bez wątpienia w NHL nie ma teraz lepszych drużyn - wtóruje Pierre McGuire, dziennikarz NBC i "Sports Illustrated", dwukrotny zdobywca Pucharu Stanleya jako asystent menedżera Pittsburgh Penguins. W statystykach tegorocznych play-off obie ekipy są na dwóch pierwszych miejscach, jeśli chodzi o zwycięstwa (co zrozumiałe!), w czołówce najskuteczniejszych drużyn i tracących najmniej goli (Boston 1., Chicago 3.).

Ściany w bramce

Ani Corey Crawford z Blackhawks, ani Tuukka Raks z Bruins nie znaleźli się w trójce najlepszych bramkarzy sezonu zasadniczego, nominowanych do nagrody Vezina' Trophy. Ale to pewnie dlatego, że wszystko, co najlepsze, trzymali na play-offy. Crawford w tej fazie wpuszcza średnio 1.74 gola na mecz, co jest najlepszym wynikiem w lidze. Rask jest nieznacznie gorszy - 1.75. Za to fiński "Niedźwiadek" ma najwyższy procent obronionych strzałów - .943. Zgadnijcie, kto jest drugi? Golkiper z Chicago broni ze skutecznością .935.

Jarome Iginla z Penguins do dziś się pewnie zastanawia, jak Rask złapał krążek po jego strzale w meczu nr 4 finału Konferencji Wschodniej:

 

Twardziele na lodzie

W trzecim meczu finału Konferencji Wschodniej Bruins grali z Pittsburgh Penguins. "Niedźwiadki" broniły się w osłabieniu, a Jewgienij Małkin zapewne strzeliłby gola dla Pens, gdyby nie Gregory Campbell, który w ostatniej chwili zablokował ciałem strzał Rosjanina. Uderzenie było tak silne, że złamało Campbellowi nogę! Ale gracz Bruins dokończył swoją zmianę (grał jeszcze prawie minutę!) i dopiero potem zjechał z lodu. Penguins nie strzelili gola. I przegrali mecz.

Liga oniemiała.

"Zawsze go szanowałem. Teraz szanuję jeszcze bardziej" - twittował Aaron Asham z NY Rangers.

"To jakaś bestia. Z tą złamaną nogą chciał blokować kolejne strzały" - napisał Kevin Roy z Anaheim Ducks.

"Przypomnijcie sobie to, co zrobił Campbell, za każdym razem, gdy zobaczycie hokeistę snującego się na lodzie i błagającego trenera o ratunek" - Dallas Eakins, były gracz NHL, obecnie szkoleniowiec Toronto Marlins z AHL.

"Poświęcenie Campbella symbolizuje całą grę Bruins" - napisała o swoich hokeistach gazeta "The Boston Globe".

Campbella w finale oczywiście nie będzie. Ale to nie oznacza, że zabraknie twardzieli.

Gregory Campbell - szacunek!

 

Jagr vs Jagr

Kim jest Jaromir Jagr - wiadomo. 41-letni Czech dwukrotnie wygrywał Puchar Stanleya z Penguins, jest najskuteczniejszym Europejczykiem, jaki kiedykolwiek pojawił się w NHL (zdobył 1688 punktów) i ósmym najskuteczniejszym graczem na liście wszech czasów. Kibice Chicago pamiętają go jednak głównie z tego jednego gola:

 

To był pierwszy mecz finału 1992 r. Jagr pokonał legendarnego Eda Belfoura i wyrównał stan meczu na 4:4, choć Chicago prowadziło już 4:1. Ostatecznie Pittsburgh wygrał mecz 5:4, a potem całą serię 4-0.

Teraz Jagr wraca na główną scenę NHL po 21 latach jako gracz Bostonu. Przeciwko sobie znów będzie miał "Czarne Jastrzębie", w składzie których gra...

- Kiedy byłem młody, nazywali mnie "Baby Jagr" - mówi Michael Frolik, czeski skrzydłowy Chicago.

Są między nimi podobieństwa. Obaj pochodzą z Kladna, obaj byli wybrani w pierwszej rundzie draftu (Jagr z 5., Frolik z 10. przez Florida Panthers), obaj grają w podobnym stylu. Wreszcie obaj podobnie się uśmiechają.

- Spokojnie, wiem, że te porównania to nieprawda. Jagr był... jest jedyny w swoim rodzaju. To, co osiągnął, jest po prostu niewiarygodne! - mówi Frolik.

Ale i sam Jagr chwali młodego rodaka.

- Pamiętam sezon 2004-05, jego pierwszy profesjonalny - wspomina Jagr. - Miał 16 lat, w NHL był lokaut. Michael grał w pierwszym ataku. Był dobry. A poza tym jedynym zawodnikiem prócz niego, który grał w dorosłej drużynie Kladna w wieku 16 lat byłem... ja.

"Baby Jagr" w Chicago nie gra w pierwszej linii. Jest za to niezbędny, jeśli idzie o grę w osłabieniu, którą Blackhawks mają najlepszą w lidze w play-offach. Kiedy Blackhawks muszą bronić się w tzw. "penalty kill", to Frolik, wraz z Marcusem Krugerem, są najdłużej na lodzie.

- Bardzo potrzebujemy taki graczy jak Michael - mówi skrzydłowy Hawks Daniel Carcillo.

Ale Frolik nie ma wątpliwości, kto będzie w centrum uwagi: - Jagr zawsze był moim idolem, kiedy byłem młody, podpatrywałem, jak gra. To wielki honor móc zmierzyć się z nim w finale Pucharu Stanleya - mówi.

Witajcie w Domu Wariatów

Wprawdzie najgłośniejszą halą w całej NHL jest MTS Centre, gdzie grają Winnipeg Jets, ale obiekty Chicago i Bostonu też należą do czołówki "elektrycznych budynków".

"Dom Wariatów na Madison" - tak nazywana jest chicagowska United Center. Nazwa jest odziedziczona po poprzedniej hali, w której grali Hawks i koszykarze Bulls, Chicago Stadium, ale hałas, jaki tworzą kibice, pozostał ten sam. Głównie za sprawą fanów hokeja.

Charakterystyczna jest też piosenka "Chelsea Dagger" grupy The Fratellis, którą śpiewają kibice Chicago po każdej strzelonej przez ich zespół bramce i po wygranym meczu. Jeśli grasz w przeciwnej drużynie, naprawdę potrafi wkurzyć!

 

W TD Garden w Bostonie wcale nie jest ciszej. Ci fani potrafią zaleźć za skórę. Szczególnie dostaje się Philowi Kesselowi, skrzydłowemu, za którego Toronto Maple Leafs oddali Bostonowi m.in. jeden z wyborów w drafcie. Bruins wybrali wtedy Tylera Seguina. Za każdym razem, gdy Seguin strzeli gola, w TD Garden rozlega się gromkie "Thank you, Kessel!". A kiedy 23 grudnia 2011 r. Bruins rozbili Florida Panthers 8:0, kibice życzyli przeciwnikom Wesołych Świąt, głośno skandując "Merry Christmas!"

- To będzie starcie dwóch wybitnych trenerów, świetnych hokeistów, niesamowitych bramkarzy, dwóch gorących widowni i miast zakochanych w hokeju. Czy możemy już grać? - podsumował Pierre McGuire, dziennikarz NBC i "Sports Illustrated", dwukrotny zdobywca Pucharu Stanleya jako asystent menedżera Pittsburgh Penguins. Już naprawdę niedługo! Trofeum podniesie w górę ten, kto wygra cztery mecze.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.