NHL. Pingwiny zostaną na lodzie?

Gdy okazało się, że w pierwszej rundzie play-off zmierzą się Pittsburgh Penguins i Philadelphia Flyers Dmitrij Czesnokow, znany bloger i współpracownik serwisu TSN napisał na twitterze, że ta ?seria, nie obrażając innych ekip, powinna być finałem Konferencji?. Trudno się z nim nie zgodzić.

Tak się kibicuje! Trybuna Kibica otwarta dla wszystkich

Są w NHL wojny starsze: jak bitwa o Kanadę między Montreal Canadiens i Toronto Maple Leafs, sięgająca początków ligi, czy bardziej krwawe, jak Detroit Red Wings z Colorado Avalanche, której symbolem jest tzw. "krwawa środa" - mecz z 1997 roku, z dziewięcioma bójkami, 144 minutami kar i krwawymi smugami na tafli hali w Detroit.

Ale "bitwa o Pensylwanię", która właśnie toczy się w pierwszej rundzie play-off, to też nie przelewki. Oba największe miasta stanu Pensylwania dzieli niespełna 500 km, oba rywalizują o miano najbardziej usportowionego miejsca w stanie (oprócz zespołów hokejowych Pittsburgh mają futbolowych Steelers, baseballowych Pirates, a Filadelfia - Eagles w NFL, Phillies w MLB i 76ers w NBA), oba mają też fanatycznych, gotowych na wiele kibiców. Ilja Bryzgałow, bramkarz Flyers, zapytany przed rozpoczęciem serii, czy obawia się "Pingwinów", odpowiedział, że dużo straszniejsze są niedźwiedzie. Podczas meczu w pierwszym rzędzie hali Console Energy siedziało dwóch fanów Penguins przebranych oczywiście za niedźwiedzie.

Kibice z obu miast szczerze się nie znoszą. M ieszkańcy Filadelfii nazywają przeciwników "beksami" ("Ostatnią rzeczą, jakiej boi się filadelfijczyk, to wejście w bluzie Flyers do hali "pingwinów" - to cytat z jednego z forów). W Pittsburghu z lubością nucą "Flyers Suck Song" (na melodię "Blitzkrieg Pop" grupy Ramones), i nie oszczędzają nawet Jaromira Jagra - legendy Penguins, który pomógł klubowi wywalczyć dwa Puchary Stanleya, ale przed tym, sezonem, wracają do NHL po trzech latach nieobecności, podpisał kontrakt z Flyers...

Niechęć przenosi się też na hokeistów. - My się po prostu nie lubimy. Zanalizujcie to sobie, jak chcecie, ale tak już jest - przyznał Claude Giroux, center Filadelfii w audycji "Fly like a Flyer".

Przed rozpoczęciem obecnej serii bilans bezpośrednich starć był zdecydowanie korzystniejszy dla Flyers: 141 zwycięstw, 82 porażki, 30 remisów, ale to Penguins byli faworytami. Bukmacherzy upatrywali w nich także głównych kandydatów do zdobycia Pucharu Stanleya. Mieli podstawy. Atak Jewgienij Małkin (109 pkt) - James Neal (81) - Chris Kunitz (61) był najskuteczniejszą formacją w lidze, rosyjski skrzydłowy niemal pewniakiem do nagrody MVP sezonu, a na lód wrócił kapitan i największa gwiazda Pens, Sidney Crosby. I to wrócił w wielkiej formie, w 22 meczach notując aż 37 punktów. Poza tym w ostatnim meczu fazy zasadniczej Penguins pokonali u siebie Flyers 4:2 przełamując klątwę Consol Energy Center - do tej pory w oddanej do użytku w ubiegłym sezonie hali zawsze wygrywali Flyers. Wydawało się, że "Pingwiny" wytrąciły rywalom z ręki każdy atut.

- To spotkanie nie ma nic wspólnego z play-off. Zobaczycie - przekonywał trener Philadelphii Peter Laviolette. Miał rację. W pierwszym meczu serii Penguins nie pomógł huraganowy atak od samego początku i szybko strzelone trzy gole - hokeiści z Filadelfii wygrali 4:3. W drugim gospodarze zaczęli jeszcze szybciej - Crosby strzelił gola już w 15 sekundzie meczu (to najszybciej stracony przez Flyers gol w play-offach)! I to nie wystarczyło. Gracze z Filadelfii wygrali 8:5.

Flyers jeszcze nigdy nie przegrali serii play-off, prowadząc 2-0. Ale czy ktoś odważy się powiedzieć, że "bitwa o Pensylwanię" na pewno jest rozstrzygnięta?

Euro tuż tuż! Bądź w najwyższej formie - Facebook Polska biało-czerwoni  ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.