El. Euro 2016. Polska - Niemcy. Czekamy na wielki mecz

- Często w eliminacjach mamy jeden wielki mecz, który buduje nam drużynę - mówi Jacek Krzynówek. Były reprezentant Polski wystąpił w takim spotkaniu 11 października 2006 roku. Czy dokładnie osiem lat po pamiętnym zwycięstwie nad Portugalią nasza kadra zagra z Niemcami w stylu, który też zapamiętamy na długie lata? Relacja na żywo z meczu Polska - Niemcy na Stadionie Narodowym w Warszawie w Sport.pl w sobotę od godz. 20.45.
Słowacja na Euro 2016 Słowacja na Euro 2016 DAVID W CERNY/REUTERS

Słowacja dała przykład

Teoretycznie nie mamy szans. Niemcy, mimo kontuzji w ich drużynie i odejścia z niej tak ważnych postaci jak Philipp Lahm czy Miroslav Klose, mają potencjał, który powinien pozwolić im odnieść spokojne zwycięstwo. Ale choć w Krzynówku głośniej od eksperta odzywa się kibic, to trudno nie zgodzić się z tym, co mówi.
Sport.pl przypomina pięć pamiętnych spotkań reprezentacji Polski w eliminacjach wielkich turniejów. I choć nie zawsze po nich kroczyliśmy już tylko od zwycięstwa do zwycięstwa, to stęsknieni dobrej gry kadry w sobotę po prostu chcielibyśmy taką zobaczyć. I to chyba nawet bez względu na wszystko, co wydarzy się w następnych meczach naszej walki o Euro 2016.
A że w piłce niespodzianki naprawdę się zdarzają w czwartek przypomnieli Słowacy. W Żylinie pokonali Hiszpanię 2:1, choć bukmacherzy dawali im dwa razy mniejsze szanse (oferowali dziewięciokrotność wniesionej stawki) na taki sukces niż dają Polakom na zwycięstwo nad Niemcami (Fortuna na naszą wygraną wystawia kurs 4,25).

Fałsz, a zaraz wielki koncert

Eliminacje Euro 2008 rozpoczęliśmy fatalnie, przegrywając w Bydgoszczy z Finlandią 1:3. - To był klęska, ale Leo Beenhakker wykorzystał ją, żeby do nas dotrzeć - wspomina Paweł Golański. - Pokazał, że jest osobą, która naprawdę wie, kiedy i co trzeba krzyknąć, a kiedy trzeba zachować spokój. Po porażce z Finlandią spadła na nas ogromna fala krytyki. Oczywiście to nam się należało. Ale kilka dni później graliśmy z Serbami, czas do tego meczu był dla nas bardzo trudny i nie wiem, jak byśmy sobie poradzili, gdyby Beenhakker nie wziął ciężaru na swoje barki. Dziennikarzom mówił, że fatalny mecz z Finlandią to jego wina, was i nas przekonywał, że potrafimy grać inaczej, że jesteśmy warci dużo więcej, niż pokazaliśmy. On nas przekonał, że nie ma powodu, żebyśmy nie myśleli pozytywnie. Rozmawiał z nami, zarażał swoją wiarą. Zapewniał, że znajdzie pomysł, by eliminacje wcale nie były przegrane ? opowiada obrońca. Wielką wiarę w pierwszy w historii awans do finałów mistrzostw Europy drużynie i kibicom dał mecz, który odbył się 11 października 2006 roku. Cztery dni przed starciem z Portugalią na Stadionie Śląskim ludzie Beenhakkera wygrali pierwszy raz pod jego wodzą, przywożąc z Kazachstanu skromne 1:0. W Chorzowie pokonali czwartą drużynę MŚ 2006 tylko 2:1, a mogli i powinni rywala rozbić. Warto przypomnieć sobie cały mecz i choć przez chwilę mieć nadzieję, że w jego ósmą rocznicę gracze Nawałki zbliżą się do poziomu, jaki zaprezentowali piłkarze Beenhakkera.

- Niewiara w nasz zespół była wtedy chyba jeszcze większa niż teraz w kadrę Nawałki. My umiemy sprawiać niespodzianki. Często w eliminacjach mamy jeden wielki mecz, który buduje nam drużynę. Czuję, że sobota wcale nie będzie dla Niemców taka łatwa, jak uważa większość - zapowiada Krzynówek.

Złość mocnych ludzi

Od stycznia do sierpnia 2000 roku reprezentacja Polski rozegrała sześć meczów towarzyskich. Kolejno przegrała z Hiszpanią 0:3, z Francją 0:1, zremisowała 0:0 z Węgrami i Finlandią, uległa Holandii 1:3 i zremisowała z Rumunią 1:1. Tymi spotkaniami zespół do eliminacji MŚ 2002 przygotował Jerzy Engel. Przed wrześniowym starciem z Ukrainą w Kijowie, które rozpoczynało batalię o koreańsko-japoński mundial, wszyscy baliśmy się kompromitacji.
- Byliśmy rozsmarowywani przez media, a kibice rzeczywiście bali się, że będziemy tylko wysoko przegrywać. Atmosfera wokół drużyny była fatalna, dużo gorsza niż teraz - przypomina Tomasz Iwan. - Ukraińcy mieli nas rozjechać. Szewczenko, Rebrow, gdzie nam do nich? Tak myśleli wszyscy. Tylko nie my. Nas ta atmosfera mocno wkurzała - dodaje jeden z liderów tamtej kadry.

Iwan twierdzi, że po świetnej grze w Kijowie pokonaliśmy 3:1 uchodzącą za faworyta grupy Ukrainę, bo drużynie posłużyła sportowa złość. - Co tu dużo gadać, w naszej drużynie nie brakowało piłkarzy z jajami. Piotr Świerczewski czy Tomasz Hajto to byli naprawdę mocni ludzie, dlatego zawzięliśmy się, pokazaliśmy charakter i dokonaliśmy pozornie niemożliwego. Mówię nie tylko o tym zwycięstwie nad Ukrainą. Przecież później jako pierwszy zespół z Europy zapewniliśmy sobie awans na mundial - mówi Iwan.

Miejmy nadzieję, że i w kadrze Nawałki objawią się wreszcie mocni ludzie, który dokonają 'pozornie niemożliwego'.

Nie klękali przed Van Bastenem

Jakie szanse dawano Polakom w wyjazdowym meczu z Holendrami, w składzie których grali tak genialni zawodnicy jak Ronald Koeman, Frank Rijkaard, Dennis Bergkamp czy Marco van Basten? Na pewno nie większe niż teraz w meczu z Niemcami. A jednak w Rotterdamie podopieczni Andrzeja Strejlaua prowadzili 2:0, a ostatecznie dowieźli do końca cenny remis 2:2. W październiku 1992 roku, po spotkaniu z półfinalistą Euro 92, mieliśmy prawo uwierzyć w szanse naszej drużyny na awans do finałów MŚ 1994 w USA.

HSV Polska minuty od pobicia Anglii

W maju 1993 roku było jeszcze lepiej. Po remisie 1:1 z Anglią na Stadionie Śląskim mieliśmy bilans trzech zwycięstw i dwóch remisów na półmetku eliminacji. Niestety, pięć ostatnich spotkań przegraliśmy. - Organizacyjnie nie byliśmy gotowi do gry na mistrzostwach. Dla naszej piłki to były zupełnie inne czasy niż obecnie - mówi w rozmowie ze Sport.pl Dariusz Adamczuk. Wicemistrz olimpijski z Barcelony, z 1992 roku, grał i z Holendrami, i Anglikami, tym drugim strzelił gola, który aż do 84. minuty i trafienia Iana Wrighta dawał nam duże nadzieje na zwycięstwo. Niestety, wygranej nie było i wszystko się posypało.
- Andrzej Rudy zrezygnował z kadry właśnie z powodów organizacyjnych. Grał na Zachodzie, był przyzwyczajony do pewnych standardów. Jak jechał z drużyną na mecz, z autokaru wszyscy wychodzili w takich samych polówkach, mieli takie same dresy. A w reprezentacji każdy biegał w tym, co miał - opowiada. - Mecz z Anglią graliśmy w sobotę, a jeszcze na czwartkowy trening w ogóle nie chcieliśmy wyjść. Starsi piłkarze powiedzieli, że mają dość, że nie godzą się na szopkę w takim meczu. Działacze obiecali, że załatwią nam markowe stroje, no i załatwili - koszulki Adidasa z Niemiec przywiózł Andrzej Grajewski. Były w porządku, gorzej, że na dresach obok orzełka mieliśmy napis HSV, bo sprzęt przyjechał z Hamburga - dodaje Adamczuk.
Lewandowskiemu, Piszczkowi i spółce PZPN zapewnia absolutnie wszystko, czego piłkarzom trzeba. A skoro reprezentanci nie muszą marnować energii na spory o podstawowe sprawy, mamy prawo liczyć, że ugrają chociaż taki wynik jak kadra z lat 1992-1993 w Rotterdamie albo Chorzowie.

Szczęsny zagra Księcia?

Zadowoleni bylibyśmy pewnie i z powtórki scenariusza z sierpnia 1995 roku. Wtedy reprezentacja grała na Parc des Princes z Francją w eliminacjach Euro 96. Po golu Andrzeja Juskowiaka długo utrzymywaliśmy sensacyjne prowadzenie, 'trójkolorowi' nie potrafili nas złamać, mimo że od 56. minuty grali w liczebnej przewadze, bo po dwóch żółtych kartkach boisko opuścił wtedy Tomasz Łapiński. - Bohaterem był Andrzej Woźniak [po tym spotkaniu zyskał przydomek 'Książę Paryża'], który bronił wspaniale. Na pewno uratował nam remis. Ale do dziś żałuję, że dał się zaskoczyć Youriemu Djorkaeffowi z rzutu wolnego. Przecież radził sobie z trudniejszymi piłkami, m.in. z rzutem karnym [strzelał Bixente Lizarazu]. Szkoda, choć ten remis i tak był cenny, Francja miała już wtedy znakomity zespół, wielkich piłkarzy - wspomina Juskowiak.

To prawda, 10 miesięcy po meczu z nami Francuzi dotarli do półfinału Euro 96, który przegrali z Czechami dopiero po rzutach karnych. A w 1998 roku zdobyli mistrzostwo świata.

W sobotę zespół Adama Nawałki również zmierzy się z rywalem najwyższej klasy. Ciekawe czy Robert Lewandowski wystąpi w roli Juskowiaka, a Woźniaka zagra Wojciech Szczęsny.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.