Polska - Islandia 4:2. Islandzka lekcja futbolu

Bezradni w pierwszej połowie i rozjuszeni w drugiej. Polacy pobili Islandię 4:2 (0:1) w meczu towarzyskim otwierającym przygotowania do Euro 2016. Ale swoją lekcję dostali i to surową.

Kiedy Stadion Narodowy rozbrzmiewał śpiewem 56 tys gardeł o niezwyciężonych barwach biało-czerwonych, polscy piłkarze przeżywali swój najlepszy moment. Kanonada, którą zaczął Kamil Grosicki, podtrzymał Bartosz Kapustka i spuentował Robert Lewandowski, rzuciła Isladczyków na deski. W 28 minut. Drużyna Adama Nawałki dostała nagrodę za ambicję i hart ducha, wcześniej musiała jednak przeżyć poważne kłopoty, które zamaskowało okazałe zwycięstwo. Przez 50 minut drużyną lepszą byli goście.

Nawałka eksperymentuje przed Euro. Wczoraj dał szansę gry Piotrowi Zielińskiemu z ligi włoskiej, który miewa zadatki na dobrego rozgrywającego. Na wejściu 21-letniego pomocnika miał zyskać polski atak pozycyjny, bo selekcjoner ma ambicje, by na francuskich mistrzostwach jego zespół nie czaił się, nie czekał na okazję do kontry, ale wykazywał jak najwięcej inicjatywy. Do tego sparing z Islandią okazał się idealnym egzaminem. Jeśli gracze Nawałki chcieli poznać własne słabości i ograniczenia, rywal z wyspy liczącej 325 tys mieszkańców dawał im przez długi czas lekcję poglądową.

My uznajemy Nawałkę za trenera, który zastał kadrę drewnianą, a stworzył murowaną, ale co Islandczycy mają powiedzieć o Szwedzie Larsie Lagerbacku? Że jest piłkarskim magiem. Po nieudanym epizodzie w Nigerii zaczął w 2011 roku pracę z Islandczykami, by wydźwignąć ich o 100 miejsc w rankingu FIFA. Z drużyny ambitnej, ale amatorskiej stali się rywalem niewygodnym dla najlepszych. O wysokiej organizacja i kulturze gry, której mogą im zazdrościć wszystkie średniaki. Takie jak Polska.

Ten sparing był na początku jak strumień zimnej wody na rozpalone entuzjazmem głowy po wywalczeniu awansu. Rywal punktował słabości drużyny Nawałki konsekwentnie, bezlitośnie i od pierwszego gwizdka arbitra.

Już w 3. min Łukasz Szukała z Kubą Wawrzyniakiem tak głupio i beztrosko wymieniali piłkę, że skończyło się stratą tuż przed polem karnym, a potem jedenastką (faul Wawrzyniaka) wykorzystaną przez największą gwiazdę rywali Gylfi Sigurdssona. W 9. min kolejny przykry moment dla Polaków - Kuba Błaszczykowski zderzył się z rywalem, złapał za mięsień w okolicy kolana i poprosił o zmianę. Zastąpił go Maciej Rybus. W 39. min 57-tysiącom kibiców na Stadionie Narodowym wyrwał się jęk trwogi, gdy lider defensywy Kamil Glik skręcił kolano przy wybiciu piłki. Przez chwilę wydawało się, że to poważny uraz, na szczęście to facet z żelaza, więc wrócił do gry.

W 15. min Polacy przeprowadzili pierwszą dobrą akcję, taką o jakich marzy Nawałka. Rozpoczął ją podaniem cofający się Piotr Zieliński. Ale młodzian za mało brał udziału w grze, za często się chował, polscy stoperzy wymieniali piłkę pod bramką Szczęsnego patrząc bezradnie jak ich koledzy z pomocy i ataku zakleszczali się w potrójny rygiel islandzki. Trzy linie defensywne rywala zniechęcały ich do rozegrania akcji, trzeba było zagrać długą piłkę, licząc, że Robert Lewandowski poradzi sobie w walce wręcz z dwoma, lub trzema Islandczykami. Zwykle było to ponad siły gwiazdy Bayernu.

Ale lekcja dla Polaków na tym się nie kończyła. Kontry graczy Lagerbacka były bardzo groźne. W 29. min bezrobotny Wojciech Szczęsny omal nie skapitulował drugi raz. Sześć minut później goście mieli rzut wolny z prawej strony pola karnego i drużyna Nawałki mogła przećwiczyć stały fragment gry w defensywie. I znów był kłopot, bo Islandczyk doszedł do główki z pozycji bezpośrednio zagrażającej Szczęsnemu. Strzał był jednak niecelny.

W drugiej połowie marazm i bezradność przełamał Kamil Grosicki w 51. min zdobywając bramkę strzałem z lewej nogi w krótki róg bramki Kristinssona. Po rozegraniu z Lewandowskim, asystował Zieliński.

Grosicki to w kadrze Nawałki swoisty ewenement. Gra własny mecz, biega jak rączy jeleń by potem często fatalnym podaniem doprowadzać do szału kolegów i kibiców. Ale raz na jakiś czas odpala i staje się graczem absolutnie kluczowym. Po jego golu Polacy wydobyli się z marazmu i niemocy, wyglądali jak zapaśnik, który poczuł, że bezradnym szamotaniem zmęczył rywala luzując jego stalowy uścisk. Tylko na trochę, bo po świetnych akcjach Polaków i szansach na gola, Szczęsny dwa razy musiał ratować gospodarzy.

W 65. min Bartosz Kapustka i Krzysztof Mączyński weszli za Zielińskiego i Wawrzyniaka. Ten pierwszy, wciąż 18-latek

staje się talizmanem drużyny. Drugi gol w drugim meczu w kadrze, tuż po wejściu na boisko. Milik z Lewandowskim walczyli w polu karnym, a gracz Cracovii dopadł do odbitej piłki i zdobył bramkę. Euforia trwała trzy minuty, do kolejnego kiksu Szukały, który kosztował Polaków gola Finnbogasona, który biegł z piłką sam na sam i strzelił obok Szczęsnego.

Ale to nie był koniec wielkiego strzelania na Stadionie Narodowym. Wymiana ciosów trwała, mocniejh uderzali Polacy. W 75. min po rzucie rożnym Glik wygrał główkę, Kapustka strzelił na bramkę, a w tłoku na linii bramkowej najprzytomniejszy był Lewandowski. Niczym John Wayne w szczytowym okresie rozwoju westernów, strzela, gdy inni zaledwie sięgają po kolty. A że strzelać raz to dla niego za mało, w 79. min dostał piłkę jeszcze raz i pogrążył Kristinssona. 4:2, rywal nie miał już szansy się podnieść. Feta na Narodowym zakończyła mecz trudniejszy niż wskazuje wynik. Jeśli piłkarze Nawałki chcą zwyciężać i uczyć się, wczoraj była okazja do jednego i drugiego.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.