Euro 2016. Ćwierćfinał Polska - Portugalia. Jak Polak przestał być turystą

Nie zawsze może być La Baule. Te trzy tygodnie sielanki we Francji staną się naprawdę cenne, gdy wróci codzienność, a nie skończą się zwycięstwa. To jest jak zobowiązanie. Jak mówił po ćwierćfinale Grzegorz Krychowiak: - Nie wolno nam odpłynąć.

Był kwadrans po pierwszej w nocy. W podziemiach Stade Velodrome autobusy na lotnisko miały już włączone silniki. Polscy piłkarze właśnie kończyli swój długi marsz przez strefę wywiadów. Tylko Kuba Błaszczykowski przeszedł szybko, jak po wcześniejszych meczach. Dziękuję, ale nie. Przepraszam, ale nie. Dziękuję, pozdrawiam. Wzruszony, ale pod tym względem niewzruszony. Odmawiał wywiadów w te wieczory, kiedy strzelał bramki, odmówił też w tę noc, kiedy nie trafił karnego. Przez cały turniej rozmawiał po meczach tylko tam, gdzie musiał, z telewizjami, które płacą za prawa.

Uścisk Cristiano i Lewandowskiego

Portugalscy piłkarze przeszli szybko jak Kuba, tylko bez "dziękuję". Większość nawet nie patrząc na portugalskich dziennikarzy. Pepe, najlepszy piłkarz meczu, nawet jeśli oficjalnie wybrano na niego Renato Sanchesa - z przepraszającym uśmiechem. Cristiano Ronaldo - rzucając po drodze: panowie, jeszcze niczego nie wygraliśmy. Był już właściwie jedną nogą poza strefą wywiadów, gdy zauważył, że mija właśnie kończącego wywiady Roberta Lewandowskiego. Przerwał mu, złapał go wpół i wyściskał. Było w tym tyle serdeczności, że właściwie już nic nie musiał dodawać. Klepnął go jeszcze na pożegnanie w ramię, a Lewandowskiemu kolejny raz tej nocy zaszkliły się oczy. Zaczynał się powrót na ziemię. Ostatni nocny lot do domu. Czyli do La Baule.

La Baule, tu się rozmawia

To były piękne trzy tygodnie. Może nawet tygodnie nie do powtórzenia. Przed tą drużyną przyszłość, wiadomo. Jest pełna piłkarzy jeszcze młodych, niespełnionych, ambitnych. Nikt dziś nie wie, gdzie jest granica ich możliwości. Ale Francja pozostanie ich pierwszym razem. Po latach odpadania z mistrzostw ze wstydem, wśród rozliczeń, to tutaj udał im się turniej do wspominania. Tutaj, jak powiedział Zbigniew Boniek w wywiadzie dla "L'Equipe" w przeddzień ćwierćfinału, polski piłkarz przestał być turniejowym turystą. Po 30 latach czekania przyjechał przygotowany do biegania za dwóch, pewny siebie, odważny. I dlatego Francja 2016 pozostanie pewnie na długo punktem odniesienia. Turniejem, w którym wszystko piłkarzy cieszyło. Spędzanie razem czasu, wspólne poświęcanie się w obronie, rzucanie się do gardła faworytom. Nawet wywiady. Nie zamykali się w hotelu przed światem. Nie budowali żadnego muru. Ani między sobą, ani na zewnątrz. Dziennikarze z innych krajów przyjeżdżali do La Baule zadziwieni: to tu się tyle rozmawia? Ta reprezentacja nie tylko miała piłkarzy w jedenastkach kolejek i rund. Ona też budziła sympatię. Teraz przed tymi wszystkimi, którzy byli we Francji, wielka próba: wrócić na ziemię, zmobilizować się na eliminacje mundialu 2018, przetrwać kryzysy w grupie, bo przecież nie zawsze może być La Baule.

Fusy, gwiazdy - każdemu po równo

Mają się do czego odwoływać, gdy będzie trudno. To był turniej, który obdzielił wszystkich po równo: gwiazdy, fusy, młodych, dojrzałych. Turniej, w którym piłkarz Legii mógł tak samo zostać gwiazdą jak piłkarz Borussii czy Bayernu. Przywykliśmy, że wielkie turnieje roznosiły w pył polskie reprezentacje: odchodził trener, rany się długo zabliźniały, grupa się dzieliła. A jedynym, który nie przegrywał turnieju, był bramkarz. Artur Boruc, Przemysław Tytoń.

We Francji nikt nie wyrósł wyraźnie ponad innych, nikt wyraźnie nie odstawał. Niektórzy przeskoczyli siebie. Ile tu było scen do zapamiętania. Nawet z samego ostatniego meczu. Ten moment uwolnienia Roberta Lewandowskiego od cierpień nieskutecznego napastnika. Kuba Błaszczykowski na plecach Lewandowskiego, z doskakującym Łukaszem Piszczkiem, którego przecież też łączy z Robertem bardzo szorstka przyjaźń. Jakieś symboliczne odkreślenie tego wszystkiego, co ich przez te cztery lata od Euro 2012 podzieliło. Czerwone od płaczu oczy Piszczka w strefie wywiadów. Pochlipujący w niej Łukasz Fabiański, nieprzyjmujący żadnych pocieszeń, ciągle rozliczający siebie z tego ostatniego karnego, gdy już myślał, że ma piłkę na rękawicy. Oni nie mówili w wywiadach: spróbowaliśmy, ale się nie udało, taki jest futbol. Tak by mówił ten, kto przyjechał tylko z marzeniami. A oni mieli też plan. I wiedzą, że były takie sytuacje w meczu, gdy mogli docisnąć gaz mocniej. Mówili o tym pod szatnią i Robert Lewandowski, i Grzegorz Krychowiak. Zawiedzeni, że nie udało się uniknąć karnych. Po najlepszym od dziesięcioleci polskim turnieju, po ćwierćfinale, w którym różnicę między nimi a Portugalią wyznaczył ledwie jeden niepewnie wykonany karny, rozjadą się w piątek do domów z niedosytem. Może tak po prostu miało być, żeby ta drużyna zachowała na dłużej to, co w niej najważniejsze: równowagę i głód osiągnięcia czegoś razem.

ZOBACZ TEŻ: książki o gwiazdach futbolu, wybitnych trenerach i porywającym świecie piłki nożnej >>

Dramat reprezentacji Polski, ale jesteśmy z nich dumni! Łzy na boisku [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA