Euro 2016. Citko: Błaszczykowski stworzony do wielkiej piłki, Kapustka powinien zostać w Cracovii

- O ile wzrosła wartość Michała Pazdana, jak bardzo swoje notowania poprawił Jakub Błaszczykowski, ile Arkadiuszowi Milikowi brakuje, by powiedzieć o nim "świetny piłkarz", z jakiego transferu po Euro 2016 trudno byłoby nam się cieszyć? O tym mówi Marek Citko, były reprezentant Polski, a obecnie menedżer piłkarski. W czwartek w Marsylii Polska zagra z Portugalią o półfinał. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 21

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: nie prowadzi pan interesów żadnego z naszych piłkarzy obecnych na Euro 2016, więc proszę obiektywnie ocenić, który z nich wypromował się już najmocniej i ile który jest dziś wart.

Marek Citko: na pewno najbardziej swoją pozycję poprawił Kuba Błaszczykowski. W ostatnich miesiącach mało grał w Fiorentinie, a teraz na najwyższej półce wystawowej jaką jest Euro pokazuje, że cały czas jest świetnym piłkarzem, że ciągle jest w formie, że nadal ma duży potencjał. Kuba udowadnia, że jest zawodnikiem do wielkiej piłki. Swoją klasę potwierdza też Kamil Glik, a anonimowy bez wątpienia przestał być Michał Pazdan. Niektórzy szeroko otwierają ze zdziwienia oczy, że w polskiej lidze znalazł się taki dobry obrońca. Proporcjonalnie jego cena [przed Euro szacowana na 1,7 mln euro] pójdzie w górę mocniej niż prawie wszystkich innych Polaków. Bo Grzegorz Krychowiak czy Robert Lewandowski są już w Europie świetnie znani i cenieni.

Po pierwszej kolejce fazy grupowej i występie Bartosza Kapustki przeciw Irlandii Północnej wszyscy wróżyliśmy mu wielki transfer. Jest na taki skazany?

- Myślę, że to jeszcze za wcześnie, że jeszcze powinien się uczyć. Kamil Grosicki, który gra na tej samej pozycji, na pewno pokazał, że jest na innym etapie, że nie boi się żadnego przeciwnika.

Po Irlandii Północnej nie uważał pan, że Kapustka powinien jak najszybciej opuścić naszą ekstraklasę?

- Wiem, że wszyscy się wtedy podniecali, a ja mówiłem, że trzeba zachować spokój. Kapustka miał fajny mecz, utrzymywał się przy piłce, podawał, przyspieszał. Ale ja patrzę trochę innym okiem niż kibic. Jego gra nie była aż tak znakomita, jak wszyscy uznali. Lepiej nie przesadzać, żeby nie zrobić mu krzywdy. Z Niemcami dostał trochę minut, wszedł, a wcale go nie było widać. Dla niego doświadczenia z Euro 2016 zaprocentują, ale nie już, tylko dopiero za jakiś czas. Wolałbym, żeby najbliższy sezon rozegrał jeszcze w ekstraklasie, niech też się sprawdzi w europejskich pucharach, do których przecież Cracovia się zakwalifikowała. Niech strzeli 10 bramek, dorzuci 15 asyst, wtedy potwierdzi, że jest gotowy. Na razie jeszcze takich statystyk nie miał. Celem nie może być wyjazd, celem musi być gra. A przy wyjeździe już teraz Kapustka mógłby przepaść na jakiejś ławce rezerwowych. Niestety, na zachodzie nikt go nie będzie chronił, tam nie ma litości. Boję się, że miałby problem z wielką konkurencją, bo jeszcze ma wahania, jeszcze chyba nie potrafiłby udowodnić swojej klasy na każdym treningu.

Serwis Transfermarkt reprezentantów poszczególnych krajów ostatnio wyceniał 1 czerwca, czyli tuż przed startem mistrzostw. Przy Kapustce widnieje kwota 2,5 mln euro. Myśli pan, że właśnie tyle jest wart?

- Każdy jest wart tyle, ile ktoś za niego zapłaci. Cena to kwestia negocjacji, popytu, momentu. Na przykład jeżeli będzie się kończył zawodnikowi kontrakt, to nikt nie będzie przepłacał. Te kwoty z miesiąca na miesiąc się zmieniają, nie lubię o nich rozmawiać.

Nalegam, zwłaszcza w przypadku Błaszczykowskiego, o którym mówi pan, że urósł najbardziej. Transfermarkt wycenia go na siedem milionów euro.

- Wycena jest taka, bo Kuba nie grał zbyt dużo, nie było go ostatnio w Lidze Mistrzów. Ale teraz pokazuje, że ma wartość sięgającą 20 milionów euro. A gdyby był młodszy [w grudniu skończy 31 lat], to dochodziłaby nawet do 30. On zawsze dużo daje drużynie, jest silny psychicznie, kreatywny, sam potrafi sobie wypracować sytuację, potrafi wypracować ją kolegom, ma uderzenie, ma statystyki, które za nim przemawiają. Za to się płaci.

Rozumiem, że Błaszczykowski ma zaniżoną wartość, bo grał mało, ale dlaczego jego rówieśnik i przez lata przyjaciel z Borussii Dortmund, czyli Łukasz Piszczek, jest wyceniany tylko na sześć milionów euro?

- Za Polaków ceny od zawsze są niższe, bo reprezentacja nie odnosi sukcesów. Myślę, że po dobrych mistrzostwach Europy te ceny będą inne. One zawsze rosną przez reprezentację. Jeśli zawodnik pokaże się np. z Niemcami, to zostaje doceniony. My od lat z silniejszymi przegrywaliśmy, więc oceniano naszych zawodników tylko jako solidnych. Oczywiście poza wyjątkami. Inna sprawa, że Piszczka Borussia za sześć milionów euro nie sprzedałaby i przed Euro 2016. A teraz on pokazuje, że jego wartość jest gdzieś między 15 a 20 milionami euro.

O ile swoją wartość z siedmiu milionów euro podniósł już Łukasz Fabiański?

- Na pewno ktoś może go wykupić ze Swansea i zapłacić dużo więcej. Zwłaszcza jeśli znów będzie bronił tak dobrze jak w poprzednich meczach. Fabiański ma trochę wyciszone nazwisko odkąd odszedł z Arsenalu. Od tamtego momentu buduje się na nowo. Nie jest stary, 31 lat to dla bramkarza niedużo. Byłoby dobrze, gdyby pokazał się w europejskich pucharach, nowy impuls by mu się przydał. Może nie jest bramkarzem szczególnie widowiskowym, ale pokazuje, że jest bardzo skuteczny, pewny, że wiele można się po nim spodziewać.

Myśli pan, że ktoś się do Swansea po "Fabiana" zgłosi?

- Mam nadzieję, że któryś mocniejszy klub angielski przyjdzie i wyłoży ok. 15 mln euro. Dla Anglików to żadne pieniądze. Czołówka z Niemiec czy Hiszpanii też może przeznaczyć taką kwotę, ale tu już ktoś musiałby bardzo potrzebować dobrego bramkarza. Obawiam się że na dziś nikt spoza Anglii za Łukasza nie zapłaciłby 15 milionów euro, ale po następnym meczu, po Portugalii, sytuacja może się zmienić. Dla Fabiańskiego ostatnie i najbliższe spotkania mogą być naprawdę ważne jeśli chodzi o szansę na przyspieszenie kariery, na przeniesienie jej na wyższy poziom.

Coś takiego wróżono niedawno Piotrowi Zielińskiemu. To chyba nasz największy przegrany Euro 2016?

- To duże rozczarowanie. Oglądałem go kilka razy i nigdy mnie nie przekonywał, trochę się dziwiłem, słysząc, że jest wart 12 czy nawet 15 milionów euro. Na Euro się nie sprawdził. Ta włoska piłka jest chyba zupełnie inna. On musi grać na szybkości, a nie w miejscu. Tu miał egzamin i go nie zdał. To tu się decyduje - idę w górę albo w dół. Nie wiem czy to kwestia psychiki, że mu nie wyszło, ale nie wyszło.

Dziwi się pan, że zaraz po mistrzostwach Zieliński i tak ma trafić do Liverpoolu?

- Bardzo się dziwię. Szybsze operowanie piłką i walka to konieczne wymagania dla kogoś, kto chce grać w lidze angielskiej, gdzie tempo jest bardzo wysokie. Ale może to przypadek potwierdzający, że są zawodnicy, którzy w klubach radzą sobie świetnie, a w reprezentacji się nie odnajdują, jak kiedyś Krzysztof Warzycha? Może jednak Zieliński będzie w Liverpoolu grał świetnie? Może jest zawodnikiem, który dać wszystko potrafi tylko wtedy, kiedy pracuje z trenerem codziennie?

Wybierz z nami Miss Trybun Euro 2016! [GŁOSUJ]

Jak pan ocenia Arkadiusza Milika, który sam o sobie mówi, że na Euro 2016 jest królem zmarnowanych okazji?

- Od zawsze przy Miliku stawiam znak zapytania. Liga holenderska mnie nie przekonuje. Mateusz Klich w niej grał, zdobył z Zwolle puchar kraju, a później trafił do drugiej Bundesligi i nie mógł się przebić. Milik nie poradził sobie w lidze niemieckiej i to nie jest bez znaczenia. Chciałbym, żeby przeszedł z Holandii do mocniejszej ligi, wtedy byśmy się przekonali, jak z nim jest. Na razie widać, że w ważnych sytuacjach nie wytrzymuje psychicznie, że jeszcze brakuje mu doświadczenia. Na Euro jego cena w górę nie poszła, nie pokazał, że jest gotów do gry w wielkich klubach. Przy nim naprawdę cały czas stoi pytajnik, na razie nikt nie powie, że jest wielki. OK, czasem strzela ważne bramki dla reprezentacji, czasami asystuje, ale dopóki nie przejdzie do mocniejszej ligi i tam nie potwierdzi swoich strzeleckich możliwości, nie będziemy mogli powiedzieć, że jest naszym kolejnym świetnym piłkarzem.

Za ile mógłby przejść z Ajaksu do mocniejszego klubu? Transfermarkt wycenia go na 10 mln euro, a dopiero co Szwajcar Breel Embolo przeszedł z Bazylei do Schalke za 25 mln euro.

- Zależy, jak kto ogląda potencjał. Często płaci się za potencjał, który eksploduje za dwa-trzy lata. Arek niedawno skończył drugi sezon w Ajaksie, w lidze postrzelał, ale w pucharach nie błysnął, nie zrobił niczego, co byśmy szczególnie pamiętali. Na Euro też nie błyszczy. Myślę, że 10 mln euro to odpowiednia kwota. Milik ma 22 lata, Embolo dopiero 19. Płaci się za wiek. I na pewno duże znaczenie ma fakt, że Embolo jest z Bazylei, która w ostatnich latach ma jeszcze lepsze oko do młodzieży niż znany z tego Ajax.

Milikowi na razie nie wróży pan wielkiego transferu, wiemy, że do Paris Saint-Germain przeniesie się Krychowiak, że Glik pewnie trafi do Monaco, a co ze wspomnianym już przez pana Pazdanem? Do Legii zgłosi się ktoś, kto złoży ofertę nie do odrzucenia?

- Spodziewam się, że będą kluby, które zaproponują za niego 3-4 mln euro. Więcej za obrońcę z ekstraklasy nikt nie zapłaci. Taki zawodnik nie gra w Lidze Mistrzów, nie mierzy się co tydzień z Cristiano Ronaldo czy ze Zlatanem Ibrahimoviciem. Pazdan pokazuje się na Euro z bardzo dobrej strony, ale nie jest możliwe, żeby nagle stał się zawodnikiem, który zacznie świetnie rozgrywać, włączać się w ofensywę i wciąż rozbijać wszystkie ataki, wygrywać każdy pojedynek. Weźmy też pod uwagę, że na Euro wszystkie drużyny grają raczej ostrożnie. Nikt tu nie atakuje na hurra, obrońcy nie mają w tym turnieju niesamowicie trudnego życia. Oczywiście Pazdan pokazuje, że bardzo dojrzał, że jest odporny, że się rozwinął. Najfajniej by było, gdyby został w Legii, awansował z nią do Ligi Mistrzów i tam potwierdził to, co teraz pokazuje. Wtedy można by żądać za niego około 10 milionów euro, jak za Glika, który wyrobił już sobie markę w Torino.

Kilka dni temu pojawiła się informacja, że Pazdanem zainteresowała się Barcelona - oczywiście trudno wyobrazić sobie, że go kupi, ale może ma pan pomysł, co realnego, choć też zaskakującego może się wydarzyć po udanym dla Polski Euro?

- Moim zdaniem nadszedł czas, żeby się martwić o naszego trenera. O nim zapominamy, a tak naprawdę cały sukces to nie Lewandowski, Krychowiak, czy Pazdan, tylko Adam Nawałka. Pierwszy raz widzę naszą reprezentację tak dobrze przygotowaną do wielkiego turnieju. I fizycznie, i taktycznie. Gramy bardzo mądrze. Cena trenera Nawałki na pewno mocno poszła w górę.

Wyobraża pan sobie, że Polski Związek Piłki Nożnej go gdzieś puści?

- Umowa obowiązuje do końca mistrzostw i może to być spory problem, że tylko do końca Euro.

Myśli pan, że nie wystarczy dać Nawałce pensji, jaką miał Franciszek Smuda [150 tys. złotych miesięcznie, a Nawałka zarabia 70 tys.]?

- Nie wiem czy nie będzie trzeba szykować większych pieniędzy, jeśli pojawią się oferty z zagranicznych klubów i z innych reprezentacji. Turniej jeszcze trwa, my mamy naprawdę duże szanse na finał, czyli Nawałka może jeszcze sobie bardzo dużo wypracować. Skoro prowadzący Szwajcarię Vladimir Petković mógł niedawno być trenerem Lazio, to dlaczego Nawałka już w tym momencie nie miałby być przymierzany do klubów na takim poziomie? A każde kolejne zwycięstwo będzie jego zasługą, bo Polska nie ma jednego piłkarza, który ją wyraźnie ciągnie, wokół którego tworzy się zespół. Wszyscy widzą, że główną postacią, po prostu gwiazdą, jest trener.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.