Euro 2016. Polska - Irlandia Północna. Janas: widzę, że Lewandowski i spółka są gotowi

- Michał Listkiewicz przyprowadził premiera, zaczęły się śmichy-chichy i przed meczem nic do chłopaków nie zdążyłem powiedzieć. Nie wyobrażam sobie, żeby teraz Zbyszek Boniek przyprowadził do szatni kogokolwiek - mówi Paweł Janas przed spotkaniem Polska - Irlandia Północna. Były trener reprezentacji podkreśla, że kluczem do zwycięstwa będzie podejście mentalne. Relacja na żywo w Sport.pl w niedzielę o godz. 18

Łukasz Jachimiak: dziesięć lat temu prowadzona przez Pana Polska w swoim pierwszym meczu mistrzostw świata w Niemczech mierzyła się z Ekwadorem i przegrała 0:2. Myśli Pan, że kadra Adama Nawałki będąc faworytem spotkania z Irlandią Północną poradzi sobie lepiej?

Paweł Janas: staram się czekać na ten mecz spokojnie, ale lekka nerwówka zaczęła się u mnie już w sobotę. Nadzieje mam duże, ale obawy też spore. Przecież taka Rumunia bardzo dobrze zaprezentowała się w meczu z Francją, a w eliminacjach była od Irlandii Północnej gorsza. Trzeba uważać, pamiętać, że w naszej grupie to my jesteśmy najsłabsi, jeśli weźmiemy pod uwagę ranking FIFA.

Na pewno mamy i większy potencjał i większe gwiazdy niż Irlandczycy.

- Zgoda, co nie znaczy, że mecz nie będzie trudny. Oczywiście, że mamy dużo lepszy napad, całą ofensywę. I wierzę, że to będzie klucz do wygranej. Niech tylko obrona kierowana przez Kamila Glika przytrzyma zero z tyłu. Bramkarz na pewno pomoże, który by nie grał.

Ewentualny brak Kamila Grosickiego nie zakłóci pracy naszej ofensywy?

- Myślę, że on zagra. Już praktycznie normalnie trenował, to jest bardzo ambitny chłopak, będzie chciał się pokazać. On na ten turniej czekał szczególnie, bo na co dzień gra we Francji. Spodziewam się, że lekarz i fizjoterapeuci go powiążą i wyjdzie, żeby pomóc Robertowi Lewandowskiemu i innym kolegom z przodu.

Lewandowski zrobi różnicę?

- Bardzo bym chciał, żeby to był jego turniej, on zasługuje na to, by poprowadzić reprezentację chociaż do wyjścia z grupy. Ale nie tylko od niego zależy jak on zagra. Na niego rywale są już uczuleni, będą go mocno kryć, będzie więc się robić miejsce dla Arka Milika. I na niego też trzeba liczyć. A Robert swoje zrobi, niech tylko dostaje piłki ze środka. Jeśli będzie sam musiał po nie schodzić, to nie będzie go tam, gdzie jest najbardziej potrzebny i będziemy mieli kłopot. Jak koledzy go znajdą, to Europa znów zobaczy, że bramki to "Lewy" umie strzelać.

Mówi Pan o naszej przewadze w ofensywie, ale chyba i tak najważniejsze będzie podejście mentalne? Rywal nie przegrał od 12 spotkań, nie ma nic do stracenia - nasi piłkarze wyjdą z przekonaniem, że nie ma się kogo i czego bać?

- Mamy ludzi, z których większość gra na bardzo wysokim poziomie, presja ich nie zje. Zwłaszcza, że mają wielki sztab do pomocy ze specjalistami od przygotowania mentalnego włącznie. Patrzę na konferencje, na które przychodzą różni zawodnicy i widzę, że są gotowi. Mówią i wyglądają jak jeden zespół odpowiednio skoncentrowany na zadaniu. Pod tym względem nasza reprezentacja od moich czasów poszła mocno do przodu. Dogoniła tych, którzy zawsze organizacyjnie byli najlepsi.

Panu na mundialu 2006 zabrakło człowieka, który odpowiednio ustawiłby zawodników mentalnie?

- Zdecydowanie. Adam Nawałka ma sztab tak duży jak drużynę. On naprawdę wie wszystko o wszystkich i u siebie, i u rywali. U mnie było tak, że wszystko robiłem tylko z moimi asystentami. Problem mieliśmy nawet z lekarzem, nie mieliśmy takiego na etacie, tylko przyszedł człowiek dopiero na turniej. Identycznie było z masażystami. Szkoda, ale takie były czasy, a trenerzy przede mną pewnie mieli jeszcze gorzej.

Dzisiaj też pozwoliłby Pan wyjść piłkarzom na rozgrzewkę z aparatami i kamerami, żeby mogli zrobić zdjęcia trybun w większości zajętych przez polskich kibiców?

- Byłem o to na chłopaków zły, nie podobało mi się też, że idą ze słuchawkami na uszach i każdy słucha swojej muzyki. Ale z tego jeszcze nie robiłem problemu. Naprawdę zdenerwował mnie bałagan w naszej szatni. Był tak duży, że przed meczem nic nie mogłem do zawodników powiedzieć. W takim momencie zorganizowano nam wizytę premiera. Przyprowadził go chodzący wtedy o kulach prezes PZPN, Michał Liskiewicz. Kazimierz Marcinkiewicz wszedł z dziesięcioma ochroniarzami, zaczęły się jakieś dziwne śmichy-chichy i już nas wołali do wyjścia, a tu się wszystko przedłużało. Bez wyczucia to wszystko było, nie wyobrażam sobie, żeby Zbyszek Boniek przyprowadził teraz chłopakom do szatni kogokolwiek przed pierwszym meczem. W ogóle przed jakimkolwiek meczem. To naprawdę ważne, żeby po swojemu móc zespół pobudzić. A my nawet piątki nie przybiliśmy, ręki nie zdążyliśmy złapać i razem krzyknąć. Każdy wyszedł sobie. Oczywiście nie twierdzę, że przegraliśmy przez premiera czy przez prezesa. Ale trzeba czuć chwilę i drużynie pomóc.

Wygramy wreszcie swój pierwszy mecz na Euro?

- Mówiłem o rankingu, ale prawda jest taka, że bardzo musieliśmy w nim gonić po poprzednich trenerach. Mamy drużynę, która powinna wygrać. A po zwycięstwie będzie można spokojnie myśleć o awansie. W takiej sytuacji to już będzie na pewno zupełnie inny turniej niż ten z 2006 roku i wszystkie, jakie Polska miała w XXI wieku.

Obserwuj @LukaszJachimiak

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA