Grzegorz Krychowiak: Przepowiednia Beenhakkera się sprawdziła? Myślę, że jeszcze nie. Pracuję nad tym

Barceloną nie będziemy. Stać nas na momenty efektownej gry, ale najlepiej czujemy się w kontrze - mówi Grzegorz Krychowiak przed niedzielnym meczem z Irlandią w eliminacjach Euro. Początek meczu z Irlandią o godz. 20.45. Relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE!

Rozmowa z Grzegorzem Krychowiakiem, pomocnikiem Sevilli i reprezentacji

MICHAŁ SZADKOWSKI : Piłkarze wiedzą, że w kadrze grają gorzej niż w klubach - mówił w czasie przegranych eliminacji mundialu w Brazylii Kamil Glik. Co się stało, że jesienią było inaczej?

GRZEGORZ KRYCHOWIAK : Byli reprezentanci, jak dyrektor kadry Tomek Iwan, zwracali mi uwagę, że każda kadra potrzebowała czasu, by odnieść sukces. Przed wygranymi kwalifikacjami mundialu w 2002 r. były przegrane eliminacje do Euro 2000. Zespół musi się scalić, piłkarze muszą się nauczyć ze sobą współpracować. A tego nie da się osiągnąć z dnia na dzień. Obecna drużyna jest z sobą od pewnego czasu. Personalnie kadry Waldemara Fornalika i Adama Nawałki niezbyt się różnią.

Jesienią więcej piłkarzy brało odpowiedzialność za wyniki. Pan, Szczęsny, Glik, Lewandowski...

- Jeszcze rok temu czołowi zawodnicy nie odgrywali takich ról w tak dobrych klubach. Postęp jest duży, gramy w silnych ligach, występujemy w pucharach, to musi przekładać się na reprezentację. Gdy zmieniasz klub na lepszy, musisz więcej dać kadrze. Gdy przechodziłem do Sevilli, dobrego klubu cenionej ligi hiszpańskiej, wiedziałem, że będzie się ode mnie więcej wymagało w kadrze. Efekty daje też praca, którą trener wykonał na pierwszych zgrupowaniach. Żebyśmy zaczęli grać tak, jak oczekuje, potrzeba czasu.

Czyli jak?

- Największym kłopotem było to, że traciliśmy dużo goli. I nie był to wyłącznie problem bramkarza czy obrońców, ale całego zespołu, zaczynając od napastnika. U Nawałki zrozumieliśmy, że jeżeli dobrze bronimy i nie tracimy bramek, jesteśmy w stanie stworzyć sobie szanse na gole.

Ważna jest też elastyczność taktyczna. Nie możesz grać tak samo z Gibraltarem i z Niemcami. Kolejny punkt to kontry. Dobrze się w nich czujemy, zdobywamy z nich sporo bramek, podobnie - to kolejny punkt - jak ze stałych fragmentów gry. Ważna jest też różnorodność, trafiają nie tylko napastnicy, ale też obrońcy i pomocnicy.

Byle nie przesadzić, nie można wierzyć wyłącznie w kontry. Tym bardziej że mamy zawodników potrafiących wymienić podania, skonstruować akcję. Musimy pamiętać, w czym jesteśmy najlepsi, ale nie można się tylko do tego ograniczać.

Pogodziliście się z własnymi ograniczeniami?

- Zespół funkcjonuje, gdy każdy daje z siebie to, co najlepsze. Gdy nikt nie zajmuje się tym, czego nie umie, nie stara się grać efekciarsko i odpalać fajerwerków. Barceloną nie będziemy. Stać nas na efektowną grę w pewnych fazach meczu, ale najlepiej czujemy się w kontrze.

Pokonaliście Niemcy, jesteście liderami grupy. A wiosnę zaczynacie od kolejnego meczu kluczowego.

- Każdy następny jest kluczowy. Z Gruzją w czerwcu też taki będzie. I nie mówcie, że to łatwiejszy rywal. Dwa lata temu - w podobnym terminie - graliśmy na wyjeździe z Mołdawią, byliśmy faworytami, mało brakowało, by ktoś zaproponował zabranie do Kiszyniowa rezerw. Remis 1:1 pokazał, że w czerwcu gra się nam bardzo trudno.

Dwa lata temu grał pan w przegranym meczu z Irlandią 0:2. Ale wtedy była to inna drużyna, grająca zdecydowanie bardziej wyspiarski futbol niż dziś.

- Irlandczycy mają wysokich obrońców czujących się dobrze w grze w powietrzu. Ale już piłkarze ofensywni świetnie grają po ziemi, potrafią dryblować, wygrywać pojedynki. Myślę zwłaszcza o skrzydłowych Jamesie McCleanie i Aidenie McGeadym. Nie spodziewam się po nich stereotypowego wyspiarskiego futbolu.

Wtedy daliście się wciągnąć w bijatykę. To rywal decydował, jak wygląda mecz.

- W niedzielę nie możemy grać długich podań na napastników. Nie tędy droga, trzeba to zrobić inaczej, wykorzystać skrzydła.

Debiutował pan w kadrze jako 17-latek, w meczu ligowców z Serbią u Leo Beenhakkera. Był pan cudownym dzieckiem polskiej piłki.

- Wcześniej na mistrzostwach świata do lat 20 wyszedł mi rzut wolny w meczu z Brazylią... Inna sprawa, że trzeba wiedzieć, kiedy taki strzał ma wyjść. Innym się udawało na treningach, mi wyszedł przeciwko Brazylii. Dostałem od Beenhakkera szansę, ale wiedziałem, że przede mną jeszcze mnóstwo pracy...

Beenhakker się w panu zakochał jeszcze przed meczem z Brazylią i głośno o tym mówił.

- Powiedział mi, że gdy będę miał 25 lat, zagram w wielkim europejskim klubie. Pamiętam to.

Czyli cudowne dziecko?

- Nie byłem jedyny. O wielu z tamtej drużyny mówiło się, że mają wielki talent, że trafią do pierwszej reprezentacji. Ale droga do niej jest długa i kręta, wymaga mnóstwo pracy i poświęcenia.

Ale wtedy już pan zdawał sobie z tego sprawę? Jako 17-latek?

- Przechodziłem do Bordeaux. Wiedziałem, że to gigantyczna szansa, której nie mogę zmarnować. Że takich jak ja jest w Bordeaux 60 i każdy chce skończyć jako profesjonalny piłkarz.

I było takich 60?

- Gdy przyjechałem z Polski, byłem jednym z gorszych. Zdecydowanie. Wiele zawdzięczam panu Andrzejowi Szarmachowi, który się mną opiekował i prowadził karierę we Francji. Był moment, gdy mi nie szło. Bordeaux grało wówczas w Lidze Mistrzów, to były jeszcze dla mnie za wysokie progi. Szarmach powiedział mi, żebym poszedł do trzecioligowego Reims.

Nie miał pan wątpliwości?

- Mnóstwo. Pamiętam pierwszy trening w Reims. Myślałem, że sobie na spokojnie poklepię piłeczką, na luzie. A tam od początku była ostra walka o miejsce w składzie. Zdałem sobie sprawę, że nawet w trzeciej lidze nikt mi niczego na tacy nie poda.

W Polsce ludzie łapali się za głowy, że chłopak, który powinien już grać w seniorskiej reprezentacji, wylądował w trzeciej lidze. Wtedy niesamowicie pomógł mi pan Szarmach, wytłumaczył, bym się nie przejmował i powoli szedł do celów, które sobie wyznaczyłem. Później byłem w II lidze i patrzyłem, jak koledzy z Bordeaux grają w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Przecież ja chciałem być tam, gdzie oni. Przez pracę i słuchanie się Szarmacha doszedłem tu, gdzie jestem.

Przepowiednia Beenhakkera się sprawdziła? Sevilla to już ten wielki klub, który miał na myśli Holender?

- Myślę, że jeszcze nie. Pracuję nad tym, by było lepiej.

Już latem?

- Czas pokaże.

Już w piątek w Sam na sam z Wilkowiczem Sebastian Mila!

Jak się skończą eliminacje Euro 2016 w polskiej grupie? [WYTYPUJ SAM!]

Więcej o:
Copyright © Agora SA