Euro 2016. Boniek: Krew mnie zalewała w 88. minucie meczu z Niemcami, gdy kibice się cieszyli

- Postawiłem na Nawałkę, bo uznałem, że piłkarzom potrzebny jest ktoś solidny, pracowity, uporządkowany i zrównoważony. Jeśli przegra eliminacje Euro 2016, będzie można powiedzieć, że się pomyliłem - mówi Zbigniew Boniek w wywiadzie dla Sport.pl

Kilku ekspertów, nawet pana byli koledzy z boiska, doradzali Adamowi Nawałce, by odpuścił sobie mecz z Niemcami i skoncentrował się na Szkotach. Wydawała się to rada zdroworozsądkowa, ale gdyby Nawałka przyjął tę wskazówkę, Polska miałaby dziś w eliminacjach Euro 2016 cztery punkty zamiast siedmiu.

- Powiedzieć można wszystko, gdy nie bierze się odpowiedzialności za skutki tych słów. Co by czuło 60 tys. ludzi, gdyby przyszli na Stadion Narodowy z trąbkami, szalikami, z bezcennym entuzjazmem, a Nawałka posłałby do gry rezerwowych jak skazańców, by przegrali z mistrzami świata 1:6. Gniew ludzi byłby ogromny i uzasadniony w 100 proc. Kibice odebraliby to jako sportowe samobójstwo Nawałki i jego drużyny. My gramy o punkty, od nich zależy, czy Polska pojedzie na Euro do Francji, ale szacunek dla kibica jest ponad wszystko. Nawałka i ja jesteśmy ludźmi, którzy przyjmują uwagi bez urazy, ale nie wszystkie musimy zaraz wcielać w życie. Dopuszczamy, że ktoś może mieć inne poglądy.

Dlaczego Deynie, Bońkowi, Lacie, Tomaszewskiemu nie udało się pokonać Niemców, a dokonali tego Milik z Milą?

- Wyczuwam w pańskim pytaniu deficyt wiary w umiejętności Mili i Milika. To zresztą nic nowego. Kiedy Nawałka zabierał Milika z młodzieżówki, by zagrał z Gibraltarem, dziennikarze się pukali w czoło, mówiąc: "Po co? Przecież na Niemców i tak się nie nadaje". Jeszcze gorzej było z Milą. Szyderców po jego powołaniu było bardzo wielu. A ja zawsze powtarzam, że piłkarza można oceniać dopiero, jak zawiesi buty na kołku. Dopóki gra, nie należy traktować go jak zmarłego, bo zawsze może zdobyć hat tricka i pokazać krytykom figę z makiem. Nawałka powiedział mi kilka tygodni temu: "Wiesz, wezmę Sebastiana". Odpowiedziałem, że dobrze robi, bo nawet jak z niego nie skorzysta na boisku, to będzie miał chłopaka, który znakomicie wpływa na atmosferę w drużynie. Mila to człowiek skromny, znający swoje miejsce w szyku, a jednocześnie dobry piłkarz. Dziś cała Polska się domaga, żeby Nawałka dał mu grać w podstawowym składzie. A szyderców jakby wymiotła lawina. To samo dotyczy Mączyńskiego - wielu się łapało za głowy, gdy Nawałka sięgał po piłkarza z ligi chińskiej. A ten piłkarz zdobył gola ze Szkotami. Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Ale ja się nie śmieję, tylko cieszę z Milika, z Mili, z Mączyńskiego, bo zasługują na szacunek jako piłkarze i ludzie.

Ale wracając do pytania...

- Naukowo tego nie wyjaśnię. Futbol to gra, w której przypadek ma większy wpływ na wynik meczu. W koszykówce, siatkówce prawie zawsze wygrywają lepsi, piłka nożna jest zaskakująca, a jej rozstrzygnięcia czasami się ocierają o magię. Dlatego proszę nie żądać, żebym magię rozbierał na czynniki pierwsze. Wystarczy spojrzeć na statystyki. W wielu dyscyplinach mówią one wszystko o wyniku, w piłce nic. Można mieć mniejsze posiadanie piłki, mniej wolnych, rożnych, mniej strzałów i wygrać. Tak było w meczu z Niemcami. Nie do końca rozumiem, dlaczego wygraliśmy, ale strasznie się cieszę, że tak się stało.

Kiedy uwierzył pan w zwycięstwo? Po golu Milika na 1:0?

- A skąd. Jeszcze jak patrzyłem na uszczęśliwionych rodaków, którzy poczuli się zwycięzcami po bramce Mili na 2:0 w 88. minucie, to krew mnie zalewała. Stawał mi przed oczami finał Ligi Mistrzów z 1999 r. w Barcelonie, gdy Bayern miał Puchar Europy w kieszeni w 90. minucie, a po kolejnych 120 sekundach odbierali go piłkarze Manchesteru United. Ale kiedy w 93. min Niemcy przestrzelili rzut wolny, odetchnąłem, czując, że już nie przegramy tego meczu.

Nie miał pan przeczuć?

- Owszem, miałem. Może to zabrzmi dziwnie, ale przed tymi dwoma meczami czułem, że z Niemcami może być łatwiej niż ze Szkocją. Mistrzom świata wypadali kolejni kontuzjowani piłkarze i wydawało mi się, że to zwiększa nasze szanse. Oczywiście byłem pewien, że Niemcy zakręcą nami nieraz, że nas zepchną do obrony, że ostrzelają naszą bramkę, ale też widziałem po drużynie, że łatwo się nie podda. Kluczowe pytanie brzmiało: "Czy z tych trzech szans na gole, które sobie stworzymy, uda się coś wykorzystać". Udało się. Ale w żadnym razie nie nazwałbym tego zwycięstwa przypadkowym. By wygrać, nasi piłkarze musieli spełnić określone warunki, wykonać masę pracy, zostawić serce i płuca na murawie. Zostawili i dostali nagrodę. Myślę, że gdyby nie wygrana nad Niemcami, w meczu ze Szkocją przy stanie 1:2, już moglibyśmy się nie podnieść. Mecz z mistrzami świata nadał charakter tej drużynie, oby na całe eliminacje. Piłkarze Nawałki wpisali się do historii, ale jej jeszcze nie stworzyli. Stworzą, kiedy pojadą na Euro 2016. Jeśli nie, triumf nad Niemcami pozostanie prestiżowym epizodem o znaczeniu statystycznym. Kiedy Milik, Mila, Lewandowski, Szczęsny skończą kariery, będą mogli powiedzieć: "Ograliśmy Niemców jako pierwsi". Na razie liczy się awans i ten mecz z Niemcami znaczy tyle, co trzy punkty.

Entuzjazm wywołał jednak nadzwyczajny. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że Polska stała się innym krajem.

- Żadne pieniądze ani zaszczyty nie zastąpią piłkarzom radości podarowanej rodakom. Brzmi banalnie, ale to prawda, zawodnicy czują się bohaterami, o ile ich kibice tak ich traktują. Polscy piłkarze dostarczali ostatnio fanom mało satysfakcji. Dlatego żyliśmy przeszłością, uciekając do czasów Deyny, Lubańskiego, Tomaszewskiego. Przeszłość trzeba znać i szanować, ale żyć teraźniejszością i planami na przyszłość. Ta drużyna ma marzenia, sięgają Euro 2016.

Pana też porwał entuzjazm zwycięstwa nad Niemcami. Wyrwało się panu porównanie drużyny Nawałki do tej Antoniego Piechniczka, która przywiozła brąz z mundialu w Hiszpanii.

- Nie chodziło mi o to, żeby obiecywać medal Euro 2016. Drużyna Nawałki wciąż jest daleko od awansu. Ale jeśli na finały pojedziemy, trzeba będzie mieć kolejne marzenia. Najpierw o wyjściu z grupy, potem być może następne. Widzę potencjał w tej drużynie. Jest w niej kilku graczy wyjątkowych i kilkunastu dobrych. Tak też było u Piechniczka. Nawałka wciąż musi poprawiać grę i prowadzić selekcję, bo na kilku pozycjach reprezentacja Polski wygląda marnie.

Mecz ze Szkocją pokazał, że drużyna Nawałki ma zasadniczy kłopot z atakiem pozycyjnym.

- Ma, bo do gry w ataku pozycyjnym trzeba piłkarzy potrafiących utrzymać piłkę na połowie przeciwnika. Pomocników kreatywnych, którzy umieją wygrać indywidualny pojedynek i stworzyć przewagę. A Nawałka gra z dwoma defensywnymi pomocnikami w środku pola. Zawsze mieliśmy kłopot z atakiem pozycyjnym, zawsze graliśmy zrywami. Nad tym trzeba pracować, ale nie jesteśmy i nie będziemy Hiszpanami czy Niemcami. Nasi piłkarze potrzebują przestrzeni do gry, ale w ataku pozycyjnym też nie są całkiem bezradni. Ze Szkocją gol na 2:2 padł po ładnej akcji kombinacyjnej, a jeszcze w 86. minucie powinno być 3:2 po rajdzie Mili i strzale Grosickiego. Prawda, że nasz atak pozycyjny daleki jest od doskonałości, ale w meczu ze Szkotami stworzyliśmy więcej okazji na gole niż rywale.

Jesienią pozostał mecz w Gruzji.

- Szalenie ważny. Musimy wygrać, bo wygrali tam Irlandczycy. Tymczasem Gruzja leży na piłkarskiej mapie bardzo daleko od Gibraltaru. Gruzini są dobrzy technicznie, dumni, temperamentni. Pod pewnymi względami nam dorównują, choć nie mają takich indywidualności. Dziś do Euro 2016 jest wciąż bardzo daleko, ale jeśli po czterech meczach będzie 10 punktów, to wiosny będziemy oczekiwać z optymizmem.

Niemcy przebudzą się wiosną, a wtedy zapewne wygrają grupę.

- Pewnie się przebudzą, ale trzech punktów już nam nie odbiorą. Tak jak nie odbiorą punktu Irlandczykom. Ich gra, ich zmartwienia. My mamy swoje. W naszej grupie są mistrzowie w kłopotach i drużyny podobnej klasy: Szkocja, Irlandia i Polska. Do tego Gruzja, bardzo trudny rywal, zwłaszcza w Tbilisi.

Rozumiem, że ani razu nie zwątpił pan w Adama Nawałkę? Nawet po porażkach i słabej grze w sparingach?

- Sparingi są po to, by się uczyć, więc byłbym niepoważny, rozliczając trenera z wyników. Postawiłem na Nawałkę, uznając, że piłkarzom potrzebny jest ktoś solidny, pracowity, uporządkowany i zrównoważony. W życiu wybrałem czterech trenerów: Majewskiego i Probierza do Widzewa, Engela i Nawałkę do kadry. Jak dotąd rękę miałem dobrą. Nawałkę będę wspierał do ostatniego meczu eliminacji Euro 2016. Jeśli je przegramy, będzie można powiedzieć, że się pomyliłem.

Na razie pokonaliśmy mistrzów świata, ale nimi nie zostaliśmy. W drużynie powinna dominować świadomość, że droga jest długa. Trzeba się doskonalić, uczyć, pracować, a nie obnosić z pojedynczymi zwycięstwami. Cenię Nawałkę, bo tak właśnie podchodzi do pracy.

Zobacz wideo

Internauci o meczu Polska - Szkocja [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.