El. Euro 2016. Polska - Szkocja. Wilkowicz: Krajowe Dni Dobroci

Przez trzy dni ?piłkarz? znowu brzmiało tutaj dumnie. Dlatego stawki dzisiejszego meczu ze Szkocją wyłącznie na punkty przeliczyć się nie da. Relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl od 20.45.

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

No to się wylało. Piłkarze u Moniki Olejnik, transmisje z przebieżek po lesie, helikopter z kamerą nad stadionem podczas treningu. Chętnych do robienia wywiadów tylu, że PZPN musiał z holu hotelowego pogonić każdego z kamerą. I z daleka od kamer: pani, która w poniedziałek w tym holu czekała, by wręczyć bukiety Adamowi Nawałce i Wojciechowi Szczęsnemu. Albo sąsiedzi z bloku, którzy dwa dni po meczu nie zdejmują biało-czerwonej koszulki. Każdy nagle chce o piłkarzach i ich trenerze powiedzieć coś miłego. Bo się wcześniej wstydził. Wstydził się nawet powiedzieć, że wierzy.

To się zwykle wylewa tak nieoczekiwanie. Osiem lat temu było podobnie. Typowanie zwycięstwa nad Portugalią przyjmowano jako nieszkodliwe dziwactwo, w kuluarach Stadionu Śląskiego krążyły pogłoski, że jeśli będzie porażka, to Leo Beenhakker zostanie zwolniony. Wcześniej jeden z największych dzienników próbował go poszczuć urzędem pracy, bo ponoć PZPN nie dopełnił jakichś formalności, zatrudniając cudzoziemca. Po 2:1 z Portugalią urząd pracy jakoś już nie był w nastroju. Zaczęło się szaleństwo.

Moda na narzekanie

Pewnie, było potem nieudane Euro 2008, Beenhakker odszedł w niesławie po przegranych eliminacjach mundialu. Ale jaki to był miły rok, od zwycięstwa z Portugalią w Chorzowie do zwycięstwa z Belgią w Chorzowie (Belgią już z Kompanym, Vertonghenem, Defourem, Fellainim, Mirallasem), tego, które dało awans. Była moda na kadrę, na ligę, Matusiaków, Gargułów, Błaszczykowskich, Golańskich, Bronowickich, Fabiańskich. Do klubów płynęły miliony z zagranicznych transferów. Mimo że to była liga, w porównaniu z dzisiejszą, bardzo przaśnie opakowana. Dziś ma ładne stadiony, coraz więcej przekonania do szkolenia młodzieży, nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że strach na mecz zabrać dziecko. Ale mody nie ma. Poza modą na narzekanie.

Przez ostatnie lata polski piłkarz był figurą retoryczną w nieciekawych porównaniach. Gdyby tak polski piłkarz potrafił po sukcesie tak chodzić po ziemi jak Kamil Stoch, gdyby tak polski piłkarz potrafił tak oponę ciągać jak Justyna Kowalczyk, gdyby polski piłkarz miał tyle charakteru co chłopaki Bogdana Wenty, gdyby piłkarz tak wychodził z opresji jak siatkarze na mundialu. I tak dalej. Dużo tu uproszczeń, ale tak to, niestety, funkcjonuje. I również dlatego dzisiejszy mecz jest o coś więcej niż o punkty. O to, żeby te ogłoszone w sobotę wieczorem Krajowe Dni Dobroci dla Piłkarzy przedłużyć. Tak jak dni dobroci po Portugalii przedłużyło listopadowe zwycięstwo piłkarzy Beenhakkera w Brukseli.

Cud czy nie cud

To żadną miarą nie będzie dla piłkarzy łatwiejszy wieczór niż sobotni. Szkoci są dużo gorszą drużyną niż Niemcy, ale nie są łatwiejszym rywalem. Bo dziś to oni będą czekali na skontrowanie naszych błędów, jak my czekaliśmy, by skontrować źle wyprowadzone ciosy Niemców. Oczekiwania są rozbudzone, remis to dziś dla samych piłkarzy za mało, choć obiektywnie - też nie byłby złym wynikiem. Ale Kamil Grosicki mówił w poniedziałek, że szkoda byłoby zmarnować ten moment, rozpęd, którego nabrali. - Wreszcie będzie też trochę więcej przyjemności w ataku, bo przeciw Niemcom mieliśmy być z Maćkiem Rybusem na zmianę piątym obrońcą, a do ataku ruszać tylko, gdy było zupełnie bezpiecznie - tłumaczył.

Jest wiele do zyskania, ale i stracenia. Przegrana oznaczałaby zmarnowanie punktów zdobytych z Niemcami, ale też zmarnowanie tej euforii. Wtedy sobota na Narodowym rzeczywiście pozostałaby tylko cudem, a nie zwycięstwem ludzi, którzy mieli jakiś plan i się go trzymali. Czasem rozpaczliwie, ale się trzymali. Wreszcie razem. Oni naprawdę wierzyli, że się może udać. Asystent Adama Nawałki Bogdan Zając wyliczał w kuluarach przed meczem z Niemcami te sytuacje z poprzedniego spotkania towarzyskiego z nimi, gdy udawało się w kontratakach budować liczebną przewagę, i mówił, że chcą to jeszcze dopieszczać. Cała ta kuluarowa dyskusja dotyczyła szczęścia. Zając przekonywał, że szczęście to tylko inna nazwa dobrego przygotowania. Ta teza też czeka na potwierdzenie dzisiaj.

Żeby Polanski był anegdotą

Nawałka w przeciwieństwie do Beenhakkera jeszcze zwalniany w kuluarowych plotkach nie był, ale nie ma co ukrywać, że jego pozycja w ostatnich miesiącach słabła. Miał przeciw Niemcom spóźniony debiut: wreszcie jakiś znaczący mecz o punkty po niespełna roku od nominacji. I jego już to czekanie na prawdziwe wyzwania zaczęło męczyć i on zaczął męczyć niektórych ludzi w związku. Bo lubi załatwiać sprawy po swojemu, a wyniki i poziom meczów towarzyskich nie przyznawały mu racji.

Teraz racja jest po jego stronie, ale trener ma, niestety, zawsze tyle racji, ile jej miał w ostatnim meczu. Dopiero dobry wynik ze Szkocją da mu komfort pracy na długo, dopiero po nim będzie mógł wspominać jako anegdotę historię z Eugenem Polanskim, któremu coś przeszkadzało w przyjeździe na kadrę. A pojawiały się pogłoski, że jeden z czołowych obrońców ligi też poprosił - jeszcze w poprzednim sezonie - żeby go do kadry nie powoływać, bo chce się skupić na grze w klubie. W ten sposób zostali w reprezentacji tylko ci, którym się chciało wierzyć. Kto wie, może ona tego właśnie potrzebowała najbardziej. Odpowiedź - dziś od 20.45.

Zobacz wideo

Szkoci trenowali na Narodowym, a ich selekcjoner trenował miny [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.