El. Euro 2016. Polska - Niemcy. Zbigniew Boniek: Awansujemy na te mistrzostwa

- Muszę wszystkich zmartwić: awansujemy na te mistrzostwa. I mam prośbę: zanim się zaczniemy czepiać trenera, odmawiać mu autorytetu, poczekajmy jednak, aż coś ważnego przegra, dobrze? - mówi Sport.pl Zbigniew Boniek. Prezes PZPN przed meczem z Niemcami zdradza m.in. szczegóły swojej mocnej rozmowy z Eugenem Polanskim. - Powiedziałem mu: Skrytykowałeś trenera Nawałkę, choć byłeś półtora dnia na zgrupowaniu i nie masz pojęcia, jak on pracuje. Relacja z sobotniego meczu Polska - Niemcy na żywo od godz. 20.45 w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE na telefony

Zagłosuj na aplikację Sport.pl LIVE!

Paweł Wilkowicz: Jak pan wspomina swoje mecze z Niemcami?

Zbigniew Boniek: Nie mam tych wspomnień za wiele, w mojej karierze Niemcy się bardzo nie zaznaczyli. Grałem z nimi jeden ważny mecz, rozpoczęcie mistrzostw świata 1978. Wszedłem jako rezerwowy, zremisowaliśmy 0:0 i to Niemcy powinni być z tego remisu bardziej zadowoleni.

Adam Nawałka, który wtedy grał od początku, mówił mi, że byliście remisem bardzo rozczarowani. I to był pewnie ostatni ważny mecz z Niemcami, po którym Polacy mogli tak powiedzieć.

- I wcześniej ten na wodzie we Frankfurcie, na mundialu 1974. Tam zrobiliśmy dobre wrażenie, tyle że za wrażenie zwycięstw nie dają. Lata siedemdziesiąte to był ten czas, gdy różnica między Polską a Niemcami w futbolu była właściwie żadna. W 1978 na otwarcie mundialu grały dwie drużyny z podium mistrzostw świata. Oni przebudowani po zwycięstwie w 1974, my też już przebudowywani. Mieliśmy wtedy teoretycznie bardzo mocną drużynę. Trener Jacek Gmoch miał wtedy swoje koncepcje na pierwsze dwa mecze, ja byłem rezerwowym. Adam Nawałka bardzo Jackowi pasował do jego planów. Był młody, wybiegany, wszystkich pilnował. Potrafił piłkę odebrać, był wydolny. Ja potem grałem z Niemcami już tylko towarzysko. Kiedyś w jakimś towarzyskim strzeliłem im gola. We Frankfurcie, przegraliśmy 1:3, Bernd Schuster wtedy debiutował. Ale powiedzmy sobie jedną rzecz. Czy tylko Zachodnie Niemcy wtedy istniały? Bo moim zdaniem istniała też NRD, miała całkiem mocną drużynę. FIFA uznawała NRD, z tego co pamiętam. Prawda? Więc mówienie, że nigdy nie wygraliśmy żadnego meczu z Niemcami, jest trochę bałamutne. Bo my tych Niemców ze Wschodu parę razy skarciliśmy. Z zachodnimi się nie udało. Ale jak to mówią, w kasynie też nie może cały czas wychodzić nieparzysta. Więc może pora wreszcie na parzystą, w sobotę.

Ten pański gol, z wolnego, w przegranym 1:3 meczu w 1980 roku, to była jedna z ledwie czterech bramek strzelonych przez nas Niemcom przez ostatnie pół wieku. Strzelali Robert Gadocha, pan i Kuba Błaszczykowski z Robertem Lewandowskim w meczu towarzyskim w Gdańsku przed Euro 2012. Mało.

- Z Niemcami się zawsze nieprzyjemnie grało. Fakt, że jakoś nam ta seria bez zwycięstwa z nimi wyjątkowo mocno w głowie siedzi. Teraz słyszę, że chłopcy są bardzo zmobilizowani na sobotę, odpuszczania nie będzie. Natomiast pamiętajmy, że my jednak nie tylko Niemców mamy w grupie. I naszym najważniejszym celem nie jest pokonanie Niemców, tylko pojechanie do Francji na finały mistrzostw Europy. Mam nadzieję, że się ten mecz chłopakom uda, ale jednak za trzy dni mamy następny ze Szkocją, też za trzy punkty.

Gdy ostatni raz graliśmy z Niemcami o punkty, na Euro 2008, to cała para poszła w mecz z nimi...

- ...i na Austrię już pary nie wystarczyło. Dlatego uciekam od pompowania atmosfery. Mecz z Niemcami jest ważny, ale jest jednym z dziesięciu w eliminacjach. Gdyby mi ktoś zaproponował: przegramy obydwa z Niemcami, wygramy pozostałe, podpisuję to. Bo będziemy mieli 24 punkty i jedziemy na mistrzostwa. Dlatego nie zapomnijmy o Szkocji, bo takie mecze są papierkiem lakmusowym w tej grupie. Mamy bardzo szczęśliwie ułożony terminarz. Gramy z Niemcami, a potem zaraz ze Szkocją u siebie, nie musimy nigdzie jechać. W listopadzie gramy w Gruzji i to jedyny mecz, odpoczywamy. Następnie z Irlandią na wyjeździe i trzy dni później z Gibraltarem u siebie. Nieźle to wygląda, tylko trzeba zacząć grać. Piłkarzy też mamy dobrych, tylko trzeba zacząć grać.

Powiedział pan, gdy rozmawialiśmy wiosną: na mundial my możemy awansować albo nie, bo droga na mistrzostwa jest trudna. Ale awans do Euro powiększonego do 24 drużyn to jest nasz obowiązek.

- I chyba wszyscy tak uważają: ja, trener, kibice, piłkarze. Jesteśmy przygotowani na to, by pojechać. Mamy drużynę, która może awansować. Jestem szefem PZPN od dwóch lat, myślę, że trochę dobrej roboty wykonaliśmy. Ale my do tego wszystkiego, co robimy tu, w biurach PZPN, musimy mieć trochę poweru, ktoś nas musi pozytywnie nakręcić. Potrzebny jest nam sukces pierwszej drużyny i na to liczymy. Tych piłkarzy stać na dobrą grę. Jasne, mogłoby być lepiej. Na przykład gdyby trener miał komfort powołania Mateusza Klicha grającego w klubie w każdym meczu, Piotra Zielińskiego, grającego w każdym meczu. Ale oni nie grają. Nie gra Dominik Furman. Tutaj mam swoją teorię, dlaczego nie gra. Uważam, że na Zachód polski piłkarz powinien wyjeżdżać albo jak ma lat 15, albo jak jest już gwiazdą w Polsce. Trzeba przejść jak Grzegorz Krychowiak, cała drogę za granicą od dołu, albo wyjechać jak Robert Lewandowski, jako wielka postać ligi. A jeśli jesteś po prostu solidnym piłkarzem z polskiej ligi i menedżer cię po dwóch dobrych rajdach sprzeda na Zachód, żebyś od razu walczył o miejsce w pierwszej drużynie, to masz tylko jedną pewność: że zarobisz. I żadnej innej.

Czyli: do pociągu między stacjami wsiada się tylko na własne ryzyko?

- Kupią cię, dadzą ci dwa tygodnie, żebyś się nauczył języka, potem nie będzie taryfy ulgowej, bo wydali na ciebie śmieszne dla nich pieniądze i dlaczego mieliby się nad tobą pochylać. Można wymieniać takie przykłady dalej: Paweł Wszołek, Bartłomiej Pawłowski. Mamy też problem związany z menedżerami. Jest kilku takich, którzy prowadzą piłkarzy bardzo dobrze. Ale i takich, którzy prowadzą piłkarzy tam, gdzie się da skasować coś przy podpisie. Taki Paweł Dawidowicz to nie powinien jeszcze pograć w ekstraklasie, a nie iść do Benfiki? Ekstraklasa to jest dziś dla młodego piłkarza miejsce znakomite. Dobrze opakowana, dobrze pokazywana w telewizji. Każdy dyrektor sportowy szanującego się klubu z Zachodu ma dekoder nc+. Nic tylko grać i się pokazywać. Płacą też w Polsce dobrze, jak na początek kariery. Naprawdę można poczekać tu trzy lata, zostać gwiazdą. I za sam podpis na kontrakcie na Zachodzie wziąć tyle, ile by się zarobiło przez te trzy lata w zagranicznym klubie, gdyby się pospieszyć z wyjazdem. Tu była mądrość Roberta Lewandowskiego: poczekaj, podbij swoją ligę, zostań gwiazdą. Nie rzucaj się na pierwsze pieniądze. Jak jesteś dobry, przyjdą do ciebie większe, masz czas. Panowie piłkarze, karierą trzeba umieć zarządzać. Bo jest zbyt krótka, by się mylić.

Spora grupa by się uzbierała z tych młodych piłkarzy, którzy mogli być dziś na zgrupowaniu z kadrą, ale utknęli na ławkach w klubach. Ale i tak mecze z Niemcami i Szkocją wypadają w nie najgorszym momencie. Bo jednak ci, których Adam Nawałka powołał, w swoich klubach grają i są tam ważni.

- Mecz wypada w dobrym momencie. Oczywiście, brakuje nam pewnego typu piłkarzy, nasz futbol przestał produkować rozgrywających, trener musi sztukować. Ale okoliczności starcia z Niemcami są sprzyjające. Nie ma paraliżującej presji, a jest ogromna motywacja: możemy przejść do historii jako ci pierwsi, którzy z nimi wygrali itd. Nie zapomnijmy, że Polacy z mistrzami świata umieją wygrywać. Pokonaliśmy Argentynę w pierwszym meczu po mistrzostwie świata, pokonaliśmy mistrzów Włochów.

Po trenerze Nawałce widać, że jest zdenerwowany.

- Poważnie? To dobrze. Zdenerwowany trener to dobry znak. Zdenerwowany trener trzyma szatnię w ryzach. My wszystko będziemy wiedzieć po meczu. On musi wiedzieć przed. My sobie potem dorobimy teorię do wszystkiego. On wszystko w głowie układa właśnie teraz.

Pan się zgadza z tym, co trener teraz układa?

- Ja mam taką zasadę, że trenera o koncepcje na najbliższy mecz nie wypytuję. Jeśli ma ochotę, może przyjść sam, wypijemy kawę i podyskutujemy. On się piłkarzom przygląda, on podejmuje decyzje. Ja się zastanawiam, czy w ogóle odwiedzać piłkarzy na zgrupowaniu. On jest tam szefem. Zobaczę, może na jakąś kolację przyjadę.

A w takiej sprawie jak namawiania do powrotu Eugena Polanskiego, trener się konsultował z panem?

- Wszyscy na ten temat rozmawialiśmy, bo uważam, że nie ma ani jednej przeszkody na drodze Polańskiego do kadry. Ani jednej, najmniejszego powodu. Jako ludzie starsi i bardziej doświadczeni od Polańskiego chcieliśmy mu stworzyć warunki do tego, by mógł być znowu powoływany. "Mógł być powoływany", powtarzam. Tylko tyle, bez żadnej gwarancji, że powołanie dostanie. Trener Nawałka nie pojechał do Polanskiego, żeby go przepraszać, prosić itd. On pojechał zapytać, czy Eugen jest gotowy. A Eugen odpowiedział, jak odpowiedział. Respektujemy to. Ale swoje zdanie mam. Rozmawiałem potem z Eugenem prawie pół godziny. Zadzwoniłem, powiedziałem mu szczerze: Eugen, tak to jest, jak cię dziennikarze wpuszczą w maliny. Bo nie ma powodu, żebyś w kadrze nie grał. I ty też chcesz w kadrze grać, tylko sam nie wiesz, jak wybrnąć ze swoich wcześniejszych wypowiedzi na temat trenera. Skrytykowałeś trenera Nawałkę, choć byłeś półtora dnia na zgrupowaniu i nie masz pojęcia, jak on pracuje. Widziałeś tylko rozruch przed meczem, mecz i nazwałeś to przedszkolem. Dałeś się wypuścić dziennikarzowi, bo byłeś rozczarowany, że trener nie dał ci pograć. I nie wiesz, jak się wycofać. Wybrałeś jak wybrałeś, jest nam przykro. Ale to też pokazuje pewną sprawę: albo masz orła w sercu, albo nie masz. Gdybym nie miał orła w sercu, to bym się po aferze na Okęciu i mojej rocznej dyskwalifikacji też na reprezentację pogniewał. Gdyby Robert Lewandowski nie miał orła w sercu, to też by się za gwizdy mógł pogniewać. Albo to czujesz, albo tego nie czujesz. Dostajesz powołanie, jedziesz. A takie rozważania jak Eugena: a, bo już coś powiedziałem itd. Wiem, polska reprezentacja więcej w ostatnim czasie przegrała niż wygrała i może powołanie do niej tak nie kusi. Ale Eugen też w tych porażkach miał udział, więc... Co nie zmienia faktu, że dobrze nam się rozmawiało, a Eugen wcale nie chciał ciągnąć polemik.

Wiele osób tak to jednak odebrało, że trener pojechał prosić. Gdy już spory o Ludovica Obraniaka ucichły, bo Ludo nie gra w klubie, to wybuchła sprawa Polanskiego.

- Obie sprawy sztuczne. I w przypadku Obraniaka, i Polanskiego nie było żadnego powodu, by w kadrze nie grali. Z Obraniakiem był tylko ten problem, że słabo ostatnio grał w piłkę. I to dziś widać, jest na ławce w klubie. Z Eugenem jest inaczej, on by się reprezentacji przydał. Uważam, że on zespołowi daje dużo. Ale Eugen zmotywowany i uśmiechnięty. A nie Eugen, do którego przyjeżdża trener, a on dalej jest na nie. Gdyby do mnie przyjechał trener kadry, to by mi zależało, żeby sprawę wyprostować. Mógł chociaż trenerowi wcześniej powiedzieć, żeby nie przyjeżdżał i nie tracił czasu. Ale zupełnie się nie zgadzam, że na tym ucierpiał autorytet trenera. W jaki sposób ucierpiał? Dlatego, że człowiek inteligentny nie chował urazy i wyciągnął rękę, dając piłkarzowi możliwość naprawienia błędu? No, to dziękuję. Mam prośbę: zanim się zaczniemy czepiać trenera, odmawiać mu autorytetu, poczekajmy jednak, aż coś ważnego przegra, dobrze? To nie jest trener zatrudniony po znajomości. My się kiedyś z Adamem znaliśmy, ale potem przez 30 lat nie mieliśmy kontaktu. Nie chodziliśmy na kolacje. Wybrałem go, bo jest solidny, pracowity, bo jest dobrym trenerem, i wierzę, że sobie poradzi.

Dla pana to też będzie najważniejszy tydzień w kadencji prezesa. Nawet jeśli pan powtarza, że prezes za wyniki meczów odpowiadać nie może.

- Ja to biorę na klatę. Bo wiem, że ludzie tak to odbierają. Już mówiłem o tym, że potrzebujemy do działania tej dobrej energii, którą dają zwycięstwa piłkarzy. Możemy zmieniać wiele rzeczy, ale bez zwycięstwa reprezentacji nie będzie odzewu. Możesz zrobić wszystko, a bez zwycięstw kadry budzisz się rano z podciętymi skrzydłami. Bo o tych zmianach dowiadują się ci, którzy się tym interesują, a wiadomość o zwycięstwie albo porażce kadry jest na żółty pasek, dla wszystkich. Więc nie będę mydlił oczu. Tak, to ważny tydzień. Nie mam wpływu na to, jak reprezentacja gra podczas meczu. Ale biorę za nią pełną odpowiedzialność.

Zwycięska reprezentacja jest też inaczej traktowana przez biznes, sponsorów. A PZPN na razie nie ma sponsora głównego.

- Tak, zaczynamy eliminacje z "Łączy nas piłka" na piersi. Nie mamy sponsora głównego, choć chętni byli. Ale proponowali za mało, a my się chcemy szanować. Mamy budżet wypracowany i możemy sobie pozwolić na to, by poczekać na sponsora, który zaproponuje godną stawkę. Na meczach reprezentacji zarobiliśmy 100 procent więcej, niż założyliśmy w budżecie. Piłkarze mają zapewnione wszystko, czego chcą. O moim pokoleniu i wcześniejszych się mówiło, że byliśmy skurczybykami, że się wykłócaliśmy o pieniądze. Nawet podczas mundiali. Nawet przed tym meczem z Niemcami w 1978 się koledzy kłócili. Ale tak wtedy związek funkcjonował, że się trzeba było wykłócać. Ja pamiętam, jak jechałem na ten mundial w Argentynie i się wszyscy o wszystko bili. Dziś nie ma takiej potrzeby, wszystko jest. I nawet po rozmowach z piłkarzami na temat różnych przyziemnych spraw reprezentacji widzę, że dla chłopaków liczy się tylko wyjazd do Francji. Żadnych półśrodków nie chcieli.

Mówi pan o premiach?

- Mówię o wszystkim. Oni mają dość półśrodków. Robert Lewandowski jest jednym z najlepszych piłkarzy na świecie, świetnie zarabiającym. Czego on mógłby jeszcze chcieć?

Legendy.

- Właśnie. Borussia, Bayern, pieniądze. To wszystko już ma. Teraz chce być z kadrą na wielkim turnieju. To samo Szczęsny, Krychowiak, Piszczek, Boruc. Oni mają wspólny cel.

Pojawiały się po losowaniu głosy, że szczęście nam sprzyjało. Ale ta grupa eliminacyjna wcale taka łatwa nie jest.

- Ja nic nie poradzę na to, że się dziennikarze często na piłce nie znają. Bo z jednej strony piszą, że już Gabon jest nad nami w rankingu, a z drugiej - że my z takiej grupy musimy wyjść. Choć według tego rankingu FIFA to jesteśmy czwartą siłą tej grupy, Szkocja i Irlandia są przed nami. Ale zostawmy to, my się na pewno nie będziemy usprawiedliwiać tym, że przecież w rankingu rywale byli wyżej.

Gdy pan oglądał mundial, ile pan widział drużyn, z którymi Polska mogłaby wygrać?

- Śmiać mi się chciało, gdy słyszałem, że z żadną. Bo gdybyśmy tam byli, to byśmy się do warunków dostosowali. To był taki specyficzny mundial: z bardzo otwartą grą w rundzie grupowej, z wieloma drużynami zmęczonymi sezonem. Wpasowalibyśmy się w to i powalczyli. W nas trudno rozbudzić wiarę w piłkarzy i ja to rozumiem. Nam po prostu bardzo brakuje zwycięstw, myśmy przez ostatnich 10 lat niewiele wielkich meczów wygrali.

Nadzieją na lepsze czasy miała być młodzieżówka Marcina Dorny. Ale przegrała mecz o awans z Grecją w kiepskim stylu.

- Ale przegrała też przez pomyłkę sędziego w 89. minucie. Przez rzut karny, którego nie było. Tak uciekły baraże. Zagraliśmy tam w Grecji słabo. Ale jak Legia zagrała w Trabzonie drugą połowę? A Polacy na Wembley to dobrze grali? Czy mieli bramkarza, któremu wszystko się udawało? Tak bywa, młodzieżówce zabrakło szczęścia. I kilku ważnych piłkarzy. Szkoda. Mnie to martwi, ale martwi mnie też wiele innych spraw. Na przykład: ile polskich klubów ma na swoje funkcjonowanie jakiś dalekosiężny plan?

Pewnie jeden albo dwa.

- To pan powiedział. A klubów od ekstraklasy do drugiej ligi mamy 52.

A do tego jeden z tych klubów, który patrzy daleko do przodu, eliminacje Ligi Mistrzów przegrał, bo nie sprawdził przyziemnej sprawy.

- To była lekcja pokory. A pokora jest potrzebna każdemu, Legii też. Z kim Legia przegrała w tym sezonie? Z Podbeskidziem, z Piastem. Bo się czuła lepsza. Legia gra świetnie w pucharach, bo ma pokorę. Gdy polski piłkarz gra z żołądkiem przyklejonym do pleców, gra dobrze. Dlatego miło było słyszeć prezesa Bogusława Leśnodorskiego, gdy mówił, że może to było po prostu przeznaczenie, że ten jeden rok więcej Legia ma na podniesienie poziomu jeszcze wyżej. Bo przecież mogło być tak, że Vrdoljak strzeliłby karnego, Legia by awansowała mimo walkowera, a my moglibyśmy się dziś martwić, że wszystko w Lidze Mistrzów wysoko przegrywa.

A z tym walkowerem jak było? Szanują nas w UEFA, czy nas nie szanują?

- Szanują nas i zawsze szanowali. Tu nie ma co odwracać kota ogonem. Trzy czy cztery lata temu Legia miała podobną historię z zawieszeniem Rogera i wtedy wszystko zrobiła dobrze. Rozumiem ich rozżalenie, że wysokie zwycięstwo poszło na marne. Ja też byłem rozdarty, bo ta kara jest bardzo surowa. Ale innej po prostu przepisy nie dopuszczały. Tak samo z tą szybką ścieżką w Trybunale Arbitrażowym do spraw Sportu. Że niby UEFA nie poszła Legii na rękę i się nie zgodziła. No, to są bzdury. Nie ma szybkiej ścieżki przy takich sprawach. Szybka ścieżka jest tylko przy wykluczeniu drużyny z rozgrywek przez odebranie licencji. UEFA żadnej możliwości Legii nie zabrała. Nie można zabrać czegoś, co nie istnieje.

Mecze z Niemcami i Szkocją wypadają na półmetku pana kadencji. Finały Euro w roku wyborów...

- Tak, jeśli reprezentacja na nie nie awansuje, będzie to też moja porażka. Tylko mnie proszę nie pytajcie, czy mi będzie trudno wygrać kolejne wybory, jeśli reprezentacja nie pojedzie na Euro. Bo ja mam ochotę odpowiedzieć: a czy mi się jeszcze będzie chciało być prezesem związku, którego reprezentacja tak długo nie wygrywa? Ale muszę wszystkich zmartwić: pojedziemy do Francji.

Zobacz wideo

Rozdajemy bilety na mecze Polska - Niemcy i Polska - Szkocja. Weź udział w prostym konkursie!

Polska z Niemcami:
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.