Rosjanie rozbili Czechów. Mamy się czego bać

W drugim meczu grupy A Rosjanie rozbili w pył Czechów i wygrali z nimi aż 4:1. Polacy już wiedzą, że przed wtorkowym meczem w Warszawie mają się czego bać.

Nim jeszcze mecz się rozpoczął kibice i piłkarze zgromadzeni na stadionie we Wrocławiu, usłyszeli utwór "Neni nutno, aby było primo vesolo". To piosenka, która towarzyszyła reprezentacji Czech na niezwykle udanym dla niej Euro 96 w Anglii, kiedy podopieczni Dusana Uhrina sensacyjnie zajęli drugie miejsce. Teraz, zawodnicy Michala Bilka również chcieli usłyszeć ją na rozgrzewce, czyniąc tym samym z utworu talizman, który ma im pomóc w osiągnięciu dobrego wyniku na Euro 2012. Z Rosją ów talizman nie pomógł. Podopieczni Bilka zostali rozbici w pył, a w niczym nie przypominali zespołu sprzed 16 lat. Ich rywale byli za to podobni do tego, który cztery lata temu w Austrii i Szwajcarii dobrnął aż do półfinału.

Czesi mecz zaczęli wprawdzie nieźle i odważnie, ale pierwszą bramkę stracili już w 14 minucie. Wówczas środkiem boiska pognał zawodnik CSKA Mokswa Alan Dżagojew, a mający go zneutralizować defensywni pomocnicy: Jaroslaw Plasil i Tomas Jiracek wywrócili się na mokrej murawie. Dynamiczny Dżagojew zagrał na prawą stronę do Konstantina Żyrianowa, ten dośrodkował w pole karne, a główkujący Alexandr Kierżakow trafił jeszcze w słupek. Odbita piłka ostatecznie trafiła jednak znów do Dżagojewa, który mocnym uderzeniem nie dał żadnych szans Petrowi Cechowi. Rosjanie prowadzili więc 1:0 i mogli zacząć grać tak, jak potrafią, czyli z kontry. W takich akcjach szybkość Dżagojewa, Andrieja Arszawina, czy wchodzącego z drugiej linii Romana Szyrokowa okazywała się bezcenna.

Druga bramka dla podopiecznych Dicka Advocaata padła właśnie po akcji wspomnianego wcześniej duetu z Sankt Petersburga. Arszawin z lewej strony zagrał prostopadłą piłkę, która przeszła przez całe pole karne, a zamykający akcję Szyrokow delikatnie podrzucił ją nad interweniującym Cechem. Było 2:0 dla Rosji i było też wiadomo dlaczego zawodników trenera Advocaata można się na tym turnieju bać. W pierwszej połowie znakomite wrażenie robił bowiem ich ofensywny kwartet, w składzie: Dżagojew, Szyrokow, Arszawin i Kierżakow, który świetnie wymieniał się pozycjami i przede wszystkim zdominował rywali w środku pola. Czesi po stracie piłki, w defensywie byli bowiem zupełnie bezradni, a Rosjanie wprost robili z nimi co chcieli. W drugiej połowie zawodnicy rosyjscy przestój mieli tylko na początku, kiedy stracili bramkę. Potem gracze "Sbornej" znów niepodzielnie panowali na boisku, a rywalom strzelili jeszcze dwa gole. Najpierw, znów Dżagojew huknął po podaniu Arszawina, a potem indywidualną akcję przeprowadził wprowadzony wcześniej Roman Pawluczenko. On, choć przecież kariery po Euro 2008 nie zrobił, to teraz wraz z kolegami znów przypominał zawodnika, który cztery lata temu oczarował piłkarska Europę. Rosjanie pewnym zwycięstwem pokazali więc, że naprawdę trzeba się ich bać. By ich pokonać, Polacy musieliby się we wtorek w Warszawie wnieść na wyżyny swojej gry w defensywie. Inaczej, przy stratach w środku pola i słabej destrukcji, mogą wyglądać tak, jak w piątek Czesi. Czyli marnie i smutnie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA