Psycholog: Tracimy wrażliwość na stadionowy rasizm

- Gdyby o problemie ksenofobii opowiedziała polska telewizja, nikt by nie zwrócił uwagi. Przygotowała to jednak BBC i ruszyło nas sumienie - mówi ?Gazecie? dr Michał Bilewicz*, psycholog społeczny, kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii UW.

Jak pan odbiera dokument o polskich i ukraińskich kibicach wyemitowany przez BBC?

- To świetny reportaż, który pokazuje poważny problem. Wszyscy o nim wiemy, choć wolelibyśmy tę wiedzę zachować dla siebie. Przed światem udajemy, że nie jest to istotny kłopot. Dobrze, że taki film powstał, bo przeczy naszemu przekonaniu, że rasizm i ksenofobia wśród kibiców to problemy marginalne.

Martwimy się, że o Polsce mówi się źle albo wcale - a przecież tak działają media w każdej innej sprawie! Media pokazywały Amerykanów raczej w kontekście tortur w więzieniu Abu Ghraib, a nie budowania przedszkoli przez USA w Bagdadzie. Media są wyczulone na negatywne zjawiska, i to czasem dobrze, bo nie można ich ignorować. Niedawno doszło do ataku neofaszystowskich kibiców na Ormianina w Białymstoku, kordony policji oddzielają kolejne marsze gejów i lesbijek od gotowych do agresji grup kibiców. Dopóki takie sytuacje nie przestaną się zdarzać, nie dam się przekonać, że można już się nie przejmować ksenofobią w Polsce. Nie przykryją tego żadne pozytywne akcje kibiców: charytatywne zbiórki, oddawanie krwi czy organizacja turniejów piłkarskich dla dzieci. Ksenofobia, rasizm i homofobia na stadionach istnieją i jest to problem.

Z drugiej strony film pokazał nas też w dobrym świetle, choćby na tle Ukrainy. Widzieliśmy w nim, że są w naszym kraju ludzie, którzy zajmują się zwalczaniem takich zachowań na stadionach, inni zaś przyznają, że problem istnieje, jednak nie jest już powszechny. Reporter BBC starał się też pokazać złożoność tego problemu w Polsce.

Chyba jednak te tłumaczenia nie trafią do ludzi z zagranicy?

- Na pewno ich uwaga będzie bardziej wyostrzona. Świadczy o tym podawany przez państwa przykład Marka Silbersteina, którego nie przekonuje, że napis "Jude gang" to wyraz dumy z historii klubu. On po prostu dostrzega to, czego my już nie widzimy. Tak często napotykamy takie napisy, tak często słyszymy o drobnych incydentach rasistowskich, które nie znajdują konsekwencji, że straciliśmy wrażliwość na przejawy ksenofobii. Dobrze więc, że pojawiają się głosy z zagranicy.

Można by jednak próbować wyjaśniać Brytyjczykom, o co chodzi w sporze między kibicami Cracovii i Wisły, podając im przykłady Tottenhamu czy Ajaxu Amsterdam, które z dumą przyjęły narzuconą im łatkę "Żydów". Kibice Cracovii używają miana "Żyd" jako autostygmatu. Uznają, że skoro nie mogą tego zwalczyć, obelgę uznają za komplement, przy okazji prowokując kibiców przeciwnej drużyny. Świadczy to też o tym, że bardzo długo używano wobec nich określenia "Żyd" jako obelgi.

BBC przypomniało nam o problemie, ale chyba nie jest tak źle?

- No tak, wobec sytuacji sprzed kilkunastu lat polskie stadiony wydają się dziś miejscami mniej skażonymi rasizmem. Weźmy pierwszy z brzegu przykład Warszawy. W latach 90. grupy neonazistowskich skinheadów były na stadionie Legii bardzo silne. Często wznoszono antysemickie hasła czy przyśpiewki drwiące z ofiar Holokaustu. W ostatniej dekadzie zrobiło się pod tym względem bardziej spokojnie. Owszem, byli chuligani, ale mniej było odwołań ksenofobicznych. I z jakiegoś powodu ta ksenofobia znowu powraca. Być może wiąże się to z pogorszeniem sytuacji gospodarczej. Zwykle ci nacjonalizujący kibice pochodzą ze środowisk wykluczonych społecznie, szukają więc kozłów ofiarnych, winnych swojej niedoli, i wraca motyw antysemicki. Badania pokazują, że w czasie kryzysu zwiększa się skłonność do obwiniania obcych za gospodarcze trudności.

Z drugiej strony przeciwdziałanie ksenofobii jest u nas coraz bardziej konsekwentne. W środowisku piłkarskim intensywnie działa stowarzyszenie Nigdy Więcej, policja i prokuratura coraz rzadziej ignorują rasistowskie występki. Inne stowarzyszenia, jak Forum Dialogu Między Narodami, prowadzą akcje edukacyjne w małych miastach, regionach zagrożonych bezrobociem - uświadamiając młodzież w zakresie żydowskiej przeszłości ich miejscowości. W Komendzie Głównej Policji pojawił się pełnomocnik zajmujący się kwestiami mniejszości, prawami człowieka i uprzedzeniami. Przełomem była tu chyba sprawa z meczu w Rzeszowie, w czasie którego ukazał się transparent z hasłem: "Śmierć garbatym nosom" i karykaturą Żyda, jakby żywcem wyciągniętą ze "Stuermera" [brukowy tygodnik wychodzący w Niemczech w latach 1923-45 - przyp. red.]. Sprawa była tak wyrazista i tak wiele środowisk z kraju i zagranicy na to zareagowało, że nie dało się jej zignorować. Wreszcie kogoś skazano, pokazano takie zachowania jako kryminalne, poszedł przekaz, że rasizm to ryzykowna tematyka. Dziennikarze zajmujący się sportem, tacy jak Rafał Stec w "Gazecie Wyborczej" czy Michał Okoński w "Tygodniku Powszechnym", też robią wspaniałą robotę w tej dziedzinie.

Jak będzie po Euro?

- Nie wiem. Polskie rozgrywki klubowe i Euro to dwa różne światy. Jestem zmartwiony reakcją polskich polityków na dokument BBC. Starając się odwołać do oczekiwań elektoratu, bagatelizują fakty z tego filmu. Nie wyobrażam sobie, by Angela Merkel zareagowała podobnie, gdyby powstał taki film o niemieckich kibicach. Nasz premier powinien przyznać, że mamy problem z ksenofobią na stadionach, a jednocześnie pokazać, że z nią walczymy. Zresztą film to nieźle pokazuje.

Przypuszczam zresztą, że gdyby taki film zrobiła polska telewizja, nikt by na niego specjalnie nie zwrócił uwagi. Ale przygotowała to zagraniczna stacja, na dodatek BBC, i ruszyło nas sumienie. W psychologii nazywamy to "efektem wrażliwości". Jak pokazują badania prof. Hornseya, tylko krytyka pochodząca z zewnątrz może nas naprawdę przejąć. Tak zresztą było, gdy polska badaczka Martyna Rusiniak-Karwat opisała historię Polaków kopiących wokół obozu koncentracyjnego w Treblince w poszukiwaniu złota u zamordowanych. Sprawa przeszła bez echa. Dopiero gdy opisał to profesor z Princeton, wybuchła afera.

Jak pogodzić grubiański dowcip kibiców z eliminacją ksenofobii?

- Trzeba sprawdzać, kiedy te hasła wykluczają kogoś z powodu koloru skóry, orientacji seksualnej czy pochodzenia. "Polska cała tylko biała" jest właśnie takim hasłem. Wysyłanie przeciwników "do Auschwitz" czy hasło " Żydzi, Żydzi, Żydzi ! Cała Polska was się wstydzi!" są wypowiadane z pewnej perspektywy - wykrzykujący te hasła stawiają się w jednym rzędzie z hitlerowcami. Trzeba też pamiętać, że werbalna nienawiść, nieprzeradzająca się w działanie, także może być groźna. Wywołuje poczucie zagrożenia, a to wystarczy. Badania pokazują, że osoby padające ofiarą rasistowskich odzywek gorzej funkcjonują psychicznie, a nawet częściej popełniają samobójstwa. (...)

Skąd się bierze ten nacjonalistyczny odchył wśród kibiców?

- Poparcie dla lewicowych czy liberalnych idei jest w Polsce mało popularne wśród osób biedniejszych, w środowiskach społecznie wykluczonych, a stamtąd głównie biorą się najbardziej radykalni kibice. To jest najprostsze wyjaśnienie. Ci najbardziej radykalni kibice odbijają na trybunach zachowania obecne w ich środowiskach pozastadionowych.

Spora zasługę ma też polska szkoła, która promuje patriotyzm konfrontacyjny. Mieliśmy powstania, mamy wroga Niemca, Rosjanina, komunistę.

To ostatnie jest zresztą ważne, bo tak naprawdę nuta antykomunistyczna jest chyba jeszcze częściej obecna na stadionach od wątków rasistowskich. Kiedy nadchodził mecz Legii Warszawa z Hapoelem Tel Awiw, spodziewałem się, że na forach internetowych będą się przewijać antysemickie hasła. Tymczasem kibice szybko odkryli, że Hapoel ma lewicowe korzenie, i ich atak kręcił się wokół retoryki antykomunistycznej. To wszystko widać też w badaniach sondażowych - na Zachodzie dominującą reakcją na kryzys jest skręt w lewo, szczególnie wśród osób najbardziej nim dotkniętych. Dowodem na to jest choćby sukces greckiej partii Syriza. W Polsce czy na Węgrzech sposobem radzenia sobie z trudnościami materialnymi jest obwinienie jakichś "obcych". Dlatego też prawica zgarnia poparcie tych środowisk - a lewica nie potrafi się z nimi komunikować.

Co się stanie, jeśli przestaniemy walczyć z rasizmem na stadionach?

- Ryzyko, że te zachowania rozleją się na społeczeństwo, jest niewielkie. Może natomiast pęcznieć grupa radykalnych kibiców, którzy mają zdecydowane radykalne poglądy. Mogą oni uzyskać znaczenie polityczne, gdyby w Polsce doszło do głębszego kryzysu gospodarczego. Dysponują oni "prostymi rozwiązaniami" dla osób, które poczują się źle traktowane przez państwo. Wtedy może się zrobić niebezpiecznie. Badania psychologiczne dowodzą, że dobrze zorganizowana mniejszość - a taką są dziś kibice stadionowi - w sprzyjających warunkach, gdy powieje korzystny dla niej wiatr historii, może zasadniczo wpłynąć na poglądy większości. Historia międzywojennych Niemiec jest tego doskonałym dowodem. Właśnie w tym upatruję wartości filmu BBC. On nam przypomniał, że mamy problem. Liczę, że zrozumieją to przesłanie władze Krakowa, Rzeszowa, wszystkich polskich miast. Choćby dlatego, że prędzej czy później ktoś znów popsuje nasz wizerunek prymusa Europy.

* Dr Michał Bilewicz - psycholog społeczny, kierownik Centrum Badań nad Uprzedzeniami na Wydziale Psychologii UW.

Copyright © Agora SA