Euro 2012. Super Mario, Super Italia

Uważani za faworytów Euro Niemcy dobrze grali w Warszawie tylko kilkanaście minut. Później dwa gole strzelił Mario Balotelli, Włosi wygrali 2:1 i w niedzielnym finale zmierzą się z Hiszpanią

Mam nadzieję na dobrą zabawę - mówił przed ćwierćfinałem z Anglią Mario Balotelli. W Kijowie się nie udało, zabawa zaczęła się i skończyła na dobrze wykonanej jedenastce. Wczoraj w Warszawie Mario szalał już na całego, dzięki jego golom Włosi - dopiero trzeci raz w historii - zagrają w finale Euro.

Ale ten wieczór 21-letni napastnik Manchesteru City powinien uznać za najdoskonalszy w karierze nie dlatego, że trafił dwa razy, ale dlatego, że spędził go pracowicie. Po stracie gonił Philippa Lahma nawet do własnego pola karnego, wciąż szukał miejsca obok niemieckich obrońców, by koledzy mogli do niego podać. Nie starał się błyszczeć, starał się, by na jego grze zyskał zespół. Powiecie, że to elementarz, ale pamiętające, że chodzi o piłkarza, o którym José Mourinho mówił, że "gdyby na treningach pracował na 50 procent możliwości byłby najlepszy na świecie, a problem polega na tym, że pracuje na 25". Chodzi o piłkarza, który lenistwem i nadzwyczajnym talentem do wpadania w najdziwniejsze kłopoty doprowadził portugalskiego trenera na skraj załamania nerwowego, przy którym wiosną skapitulował trener Manchesteru City Roberto Mancini.

Cesare Prandelli twierdzi, że "Super Mario" go fascynuje i bardzo chciałby wiedzieć, co siedzi w jego głowie. Być może jeszcze się do niej nie dostał, ale z pewnością jest bliżej niż trenerzy klubowi. Ale, wbrew pozorom, to nie największy sukces selekcjonera reprezentacji Włoch.

Były trener Fiorentiny od pierwszego dnia pracy z kadrą chciał, by jego piłkarze często podawali piłkę, atakowali i strzelali. W eliminacjach średnio zdobywali dwie bramki na mecz. W tym wieku skuteczniej Włosi grali tylko przed Euro 2004. W Polsce i na Ukrainie trafiają rzadziej, ale wciąż trudno nazwać ich zespołem defensywnym. Żadna drużyna nie oddała więcej strzałów (87), żadna częściej nie strzelała celnie (50). Włosi nie zrezygnowali ze swojego stylu nawet w meczu z trzecią drużyną świata, jednym z faworytów turnieju. Przeciwko zespołowi, który zapowiadał, że na Euro 2012 przeciwstawi się Hiszpanii, momentami grał jak Hiszpania. A wokół podających do siebie piłkarzy w niebieskich koszulkach biegali bezradni Niemcy.

Trener Joachim Löw mówił przed półfinałem, że chce, by jego drużyna była bezczelna i odważna. I bezczelności jego piłkarzom zabrakło. Zaczęli świetnie, nie minął kwadrans, a Gianluigi Buffon trzy razy zagradzał bramkę przed niemieckimi napastnikami. Drużyna Löwa nie dopuszczała rywali do pola karnego, ale w środku pola piłkarze Prandellego rozgrywali piłkę swobodnie. A potem zaczęły się dziać rzecz, których Niemcy się nie spodziewali. Pierwszy celny strzał - Riccardo Montolivo, groźny nie był. Po chwili próbował Antonio Cassano - bramkarz Manuel Neuer wielkich problemów nie miał. Za trzecim razem uderzał już - głową - Balotelli, i cieszył się z gola. Wtedy niemiecka maszyna, która wygrała 15 meczów o punkty z rzędu, nagle zaczęła charczeć. Piłkarze wydawali się zupełnie nieprzygotowani na wypadek, gdyby przegrywali. Nie mogli być, w każdym z tych 15 spotkań pierwsi strzelali gola.

Odwagi zabrakło też zresztą niemieckiemu selekcjonerowi, który władował do środka pola trzeciego pomocnika, zainteresowanego głównie przerywaniem akcji rywali. Toni Kroos miał pomóc Samiemu Khedirze i Bastianowi Schweinsteigerowi, bo trener obawiał się świetnego na Euro 2012 Andrei Pirlo. Wiele nie pomógł, trudniej się za to pozbawionym prawoskrzydłowego Niemcom budowało ataki. Wprowadzeni po przerwie Miroslav Klose i Marco Reus kilka razy byli blisko, ale Buffona nie pokonali. Trafił - kilkadziesiąt sekund przed końcem - Mesut Özil z rzutu karnego.

Dla młodego zespołu Löwa czwartkowa porażka to mała katastrofa. Niemieccy kibice obiecywali sobie, że ta drużyna skończy 16-letnie oczekiwanie na złoty medal wielkiego turnieju.

Włosi w niedzielę zagrają o pierwsze mistrzostwo Europy od 44 lat. Po inauguracyjnym meczu, w którym piłkarze Prandellego zremisowali z Hiszpanią 1:1, trener Vicente del Bosque orzekł, że Italia grała tak dobrze i tak odważnie jak obrońcy tytułu. By wygrać trzeci wielki turniej z rzędu, jego piłkarze będą musieli w niedzielę ten zespół pokonać. Na mistrzostwach świata i Europy w 90 minutach, jeszcze im się to nie udało.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.