Polski piłkarz pije

W polskiej piłce były już kontrole spożycia alkoholu na lotnisku, badania alkomatem przed treningiem, surowe kary finansowe i zawieszenia, ale i przyzwolenia na wypicie kilku piw w konkretnych sytuacjach. Nic nie pomaga. Piłkarze - reprezentanci Polski - nadal piją, nadal się upijają.

Afera w kadrze Franciszka Smudy wpisała się w ciąg alkoholowych afer w reprezentacji i w polskim futbolu w ogóle. Wykluczeni z kadry za pijaństwo zostali Maciej Iwański i Sławomir Peszko, a w minionych latach dotyczyło m.in. doskonałych bramkarzy Józefa Młynarczyka czy Artura Boruca.

- Alkohol był, jest i będzie na zgrupowaniach kadry - mówi były selekcjoner reprezentacji Polski Janusz Wójcik, którego nazwisko w kontekście alkoholowych imprez pojawiało się wielokrotnie.

Wielokrotnie temat powracał także w medialnych publikacjach. - Zawodnicy pytają mnie: panie profesorze, wiadomo, że piłkarze na Wyspach piją gorzałę, to dlaczego nam nie wolno? - mówił dwa lata temu "Gazecie Wyborczej" fizjolog sportu prof. Jan Chmura. - Odpowiadam: a pijcie, tylko pamiętajcie o różnicy potencjału.

- Przyjmijmy, że potencjał piłkarza Premier League wynosi 100 jednostek, a zawodnika naszej ekstraklasy - 20. Jak tamten wypije setkę wódki, to mu potencjał spadnie do 90. U naszego po tej samej setce tąpnięcie będzie o wiele większe. Spadnie o połowę. Ale oni tego nie rozumieją - mówi o polskich piłkarzach Chmura.

Leo zgrzytał zębami, Wójcik oklejał bidon

Kolejnym aferom z udziałem reprezentantów nikt się specjalnie nie dziwi: - Wiem, że na kadrze piło się zawsze. Za Beenhakkera, Janasa czy Engela i wcześniej też - przyznaje Smuda. - Moim zdaniem nic wielkiego się nie stało - pisze w komentarzu dla "Przeglądu Sportowego" były reprezentant Polski Andrzej Iwan. - Trudno to pochwalać, ale wiadomo jak jest. I żeby było jasne - tak było zawsze.

- Często po meczach kadrowicze siadali w grupkach, żeby pogadać. I nie przy kawie, ale przy piwie lub jakimś drinku - dodaje Iwan. - Zapewne gdyby nasza kadra grała jak z nut, to nikt by się o to nie czepiał. Wyniki są jednak kiepskie, dlatego jest awantura - pisze były reprezentant Polski.

Jan de Zeeuw, menedżer reprezentacji za kadencji Beenhakkera, o łamaniu regulaminu w ówczesnej kadrze: - Wszyscy wiemy, co działo się we Lwowie, ale uzasadnione podejrzenia co do nieregulaminowej postawy niektórych piłkarzy były także przy okazji meczu Polska - USA (0:3) w Krakowie i Polska - Słowenia (0:3) w Mariborze. Wymieniam tylko najbardziej jaskrawe przypadki.

- Leo aż zgrzytał zębami ze złości, nie rozumiał, dlaczego reprezentanci kraju zachowują się tak nieodpowiedzialnie - dodaje de Zeeuw w komentarzu dla "PS".

Holender Beenhakker był zdziwiony, polscy trenerzy w żadnym wypadku. - Afer było sporo, a przecież nie wszystkie ujrzały światło dzienne - dodaje Wójcik, o którego przygodach z alkoholem krążą opowieści. Np. ta o piłkarzu, który w trakcie meczu podbiegł do linii bocznej, żeby napić się wody z bidonu. Miał pecha, trafił na bidon Wójcika i mało nie zemdlał. Trener oklejał potem bidon plastrem.

Historia pijackich wybryków reprezentantów Polski jest długa - w grudniu 1980 roku kadra prowadzona przez Ryszarda Kuleszę leciała na mecz eliminacji mistrzostw świata z Maltą. - Młynarczyk przyjechał na lotnisko w lekkim stanie nieważkości, ale mecz za 10 dni, więc nic się nie działo - wspominał po latach Zbigniew Boniek.

Lider ówczesnej kadry wstawił się za bramkarzem razem ze Stanisławem Terleckim i Władysławem Żmudą, "Afera na Okęciu" zakończyła się dyskwalifikacją całej czwórki. Boniek, Młynarczyk i Żmuda wrócili jednak do kadry na MŚ w Hiszpanii. - Wcześniej odebrali nam paszporty, zrobiono proces, przesłuchiwano 10 godzin. Cyrk, scenariusz do kabaretu - bagatelizował po latach Boniek.

"W ogóle się z tym nie kryliśmy"

W 1992 roku prowadzona przez Wójcika reprezentacja olimpijska zdobyła srebro na igrzyskach w Barcelonie. Do Warszawy piłkarze wrócili "wesołym samolotem", po którego opuszczeniu Wojciech Kowalczyk rzucił buńczuczne "Zmieniamy szyld i jedziemy dalej!". Po latach Kowalczyk w wywiadzie dla "Dziennika" wspominał życie w wiosce olimpijskiej:

- Po każdym meczu szliśmy wszyscy na piwo. Jedno, dwa, trzy, może cztery. Ile kto chciał. Graliśmy co trzy dni, ale dzień później po tych piwach nie było już śladu. A ile rzeczy sobie przy tych browarach szczerze wyjaśniliśmy, co nam później pomogło! Trener Wójcik z nami nie chodził, zostawał w wiosce. Chyba był lepiej wyposażony i nie musiał się ruszać. Miał swoje grono.

W 1995 roku Polska pokonała w Zabrzu Słowację 5:0. Zgrupowanie przed spotkaniem było długą, wielką libacją. Kowalczyk po latach wspominał: - Przed meczem siedzieliśmy do piątej nad ranem. Później ograliśmy Słowaków 5:0. I prezesowi PZPN powiedzieliśmy: "Siedzielibyśmy do szóstej, byłoby 6:0!".

- Ta moja kadra tym różni się od obecnej, że w ogóle się z tym wszystkim nie kryliśmy - dodał były reprezentacyjny napastnik.

W 2003 roku reprezentacja przygotowywała się do spotkania z Węgrami w eliminacjach mistrzostw Europy. Na zgrupowaniu w Świerklańcu piłkarze urządzili balangę, na którą sprowadzili także prostytutki. Władze PZPN ukarały wówczas kucharza i dwóch masażystów, którzy stracili pracę przy kadrze. Wobec piłkarzy nie wyciągnięto konsekwencji dyscyplinarnych.

W 2008 roku po towarzyskiej porażce w meczu towarzyskim we Lwowie, Artur Boruc, Dariusz Dudka i Radosław Majewski wbrew zakazowi trenera Leo Beenhakkera wyszli wieczorem do miasta i wrócili do hotelu pod wpływem alkoholu. Holender zawiesił całą trójkę.

- Myśli pan, że chodziło o dwa, trzy piwa? Uważa pan, że robiłbym taką burzę z powodu dwóch czy trzech piwa? Bądźmy rozsądni! - denerwował się Beenhakker. - Nie jestem głupi i zwykle po meczach pozwalam zawodnikom na wypicie jednego piwa czy dwóch. Nie ma problemu, jeśli przy kolacji po meczu ktoś chce wypić kieliszek wina. Ale to nie ten przypadek - mówił trener.

Następca Holendra Franciszek Smuda wyrzucił z kadry Iwańskiego i Peszkę, choć z medialnych doniesień wynika, że po meczu z Australią w krakowskim hotelu alkohol piło ok. 10 piłkarzy. Reprezentanci Polski imprezowali też w Łodzi przed spotkaniem z Australią.

Polski piłkarz jak mały fiat

W reprezentacji Polski picie to norma: - Jak zlatywaliśmy się z całego świata po trzech czy czterech miesiącach, to dziwne, byśmy nie chcieli ze sobą porozmawiać, pośmiać się na przykład przy whisky. Jak to w gronie przyjaciół. Mecz i tak był dopiero za cztery dni. Teraz jest tak samo, ale zawodnicy boją się przyznać - mówił po aferze we Lwowie Kowalczyk.

Były reprezentant Polski, który przez kilka lat grał w Betisie Sewilla, dodawał, że alkoholowe imprezy i chodzenie na poranny rozruch prosto z nich, zdarzało się także w lidze hiszpańskiej. - Im lepszy klub, tym piłkarze więcej piją. Są pewniejsi siebie, bardziej wyluzowani i mają więcej powodów do świętowania.

- Oburzać się na to mogą tylko ci, którzy nawet nie otarli się o futbol czy o sport zawodowy jako taki. Kto był najlepszym piłkarzem świata? Maradona, który ćpał i pił. Historia zna zdecydowanie więcej genialnych piłkarzy, którzy pili, niż tych, którzy nie pili - uważa Kowalczyk, o którym mówi się, że "przepił karierę". Możliwości miał wielkie, wykorzystać ich nie zdołał.

Fizjolog sportu, prof. Jan Chmura: - Dramat polega na tym, że nasi gracze w porównaniu z zawodnikami dobrych zachodnich lig nie są mercedesami. Porównałbym ich raczej do małych fiatów. Już na starcie mają niższą moc w porównaniu z rywalami. Stąd ich czas regeneracji po wypiciu alkoholu jest o wiele dłuższy.

- Zawodnicy pytają mnie: panie profesorze, wiadomo, że piłkarze na Wyspach piją gorzałę, to dlaczego nam nie wolno? Odpowiadam: a pijcie, tylko pamiętajcie o różnicy potencjału - mówi Chmura. Przyjmijmy, że potencjał piłkarza Premier League wynosi 100 jednostek, a zawodnika naszej ekstraklasy - 20. Jak tamten wypije setkę wódki, to mu potencjał spadnie do 90. U naszego po tej samej setce tąpnięcie będzie o wiele większe. Spadnie o połowę. Ale oni tego nie rozumieją.

- Piłkarze są znani z tego, że piją alkohol, chodzą na dyskoteki, uprawiają hazard - mówił po jednej z afer Jarosław Kołakowski, menedżer piłkarski. Litania alkoholowych ekscesów z udziałem ligowych piłkarzy jest długa, o klubowych imprezach Legii krążą legendy - np. taka, że przyniesiony alkohol wlewano do jednego naczynia tworząc wspólnego drinka.

Pili piłkarze, siatkarze, koszykarze...

Inne przykłady piłkarskiego pijaństwa? Napastnik z Nigru Moussa Yahaya w 2001 roku w środku tygodnia zataczał się w centrum Krakowa. Trafił do izby wytrzeźwień. Zakutego w kajdanki w relacjach telewizyjnych widziała cała Polska.

Brazylijczyk Giuliano strzelał ważne gole dla Legii, ale dwukrotnie został przyłapany na jeździe po pijanemu. Odebrano mu prawo jazdy, też spędził noc w izbie wytrzeźwień.

Obiecujący napastnik Igor Sypniewski już w wieku 16-17 lat przychodził na treningi pod wpływem alkoholu. W reprezentacji zagrał tylko dwa mecze, a karierę skończył w więzieniu, gdzie trafił za demolowanie stadionu... pod wpływem alkoholu.

Boruc, który nigdy nie krył się z papierosami i kuflem piwa, dwa lata temu zapłacił 50 tys. funtów kary za złamanie klubowego zakazu picia alkoholu w hotelu podczas zgrupowania Celtiku Glasgow.

Nowe władze ŁKS Łódź, które przejęły klub w połowie poprzedniego sezonu, na jednym z pierwszych treningów wprowadziły badanie alkomatem. Miały uzasadnione podejrzenia, że piłkarze mogą pojawić się na treningu z alkoholem we krwi. Wiceprezes klubu Tomasz Wieszczycki przebadał ponoć Piotra Świerczewskiego i Wahana Geworiana. Alkomat nie wykazał obecności alkoholu we krwi.

Piłkarze nie są jednak odosobnieni - pięć lat temu selekcjoner reprezentacji siatkarzy Raul Lozano wykluczył z reprezentacji Krzysztofa Ignaczaka, Łukasza Kadziewicza i Andrzeja Stelmacha tuż przed mistrzostwami Europy. Dwaj pierwsi pili w hotelu alkohol, trzeci był razem z nimi, kiedy wszyscy razem wrócili do hotelu o trzeciej nad ranem.

Lozano nie okazał pobłażliwości tak, jak robili to trenerzy reprezentacji koszykarzy - za kadencji Andrzeja Kowalczyka, Mulego Katruzina i Igora Griszczuka zdarzało się, że zawodnicy imprezowali na zgrupowaniach, pili w samolotach, spożywali alkohol przed ważnymi meczami. Nawet w trakcie mistrzostw Europy. Trenerzy konsekwencji dyscyplinarnych jednak nie wyciągali.

Afera w kadrze Smudy. Piłkarze pili wcześniej w Łodzi ?

 

Sławomir Peszko: Przeprosiłem trenera ?

 

"Kto narusza zasady, nie ma prawa grać w kadrze" ?

 

Jacek Zieliński: Ufać, nie pilnować ?

Copyright © Agora SA