Polacy wygrali z Argentyną, wątpiących w kadrę nie ubyło

Po słabym meczu piłkarze Franciszka Smudy pokonali Argentynę 2:1. Od kiepskich marcowych sparingów z Litwą (0:2) i Grecją (0:0) niedzielne różniło tylko jedno: skończyło się wygraną.

Na rok przed mistrzostwami Europy, które ósmego czerwca 2012 roku Polacy rozpoczną na Stadionie Narodowym w Warszawie, budowana od 17 miesięcy reprezentacja mierzyła się z argentyńską zbieraniną piłkarzy.

Drużyna Sergio Batisty rozegrała w tym zestawieniu dwa mecze (w Nigerii oraz w Polsce) i w Warszawie skończyła swój żywot. Od ubiegłej niedzieli prawie obleciała kulę ziemską (Europa - Buenos Aires - Abudża - Warszawa), jej zawodnicy nie mieli wielkiej motywacji - w 25-osobowej kadrze na lipcową Copa Americę znalazło się ledwie dwóch z nich. Przeciwko Polsce zagrał tylko obrońca Zabaleta z Manchesteru City. Zawodnicy podstawowej jedenastki mieli w sumie 27 występów w kadrze.

Co innego reprezentacja trenera Smudy. Budowana z mozołem jeszcze nie jest produktem skończonym, ale im bliżej najważniejszej imprezy w naszym futbolu, tym większe oczekiwania. Ostatni rok pracy trener miał poświęcić na taktykę, zgranie i szlifowanie stałych fragmentów gry. Selekcja planował skończyć wcześniej. Nie skończył, bo choćby na tym zgrupowaniu selekcjonerowi brakuje siedmiu kontuzjowanych piłkarzy.

R. Lewandowski: Wygraliśmy pewnie i zasłużenie

Mierzejewski bezcenny

Nie skończyła się też budowa zespołu, bo wciąż nie wiadomo, w jakim stylu będzie grał za rok. Zapowiadany przez Smudę pressing i szybkie próby odebrania piłki nie miały w niedzielę sensu - w ogromnym upale szaleńcze bieganie skończyłoby się rozładowaniem baterii po kwadransie. Polacy długo holowali piłkę, ale nic z tego nie wynikało. Ustępowali umiejętnościami technicznymi rywalom, którym zdecydowanie łatwiej przychodziło wygrywanie indywidualnych pojedynków.

Argentyńczycy cofnęli się i zmusili Polaków do ataku pozycyjnego, ale gospodarzom brakowało zagrań na jeden kontakt, a także szybkich i prostopadłych podań. Pomogli im rywale - w 26. min kardynalny błąd popełnił środkowy obrońca Sevilli Federico Fazio, który minął się z piłką i zamiast w łatwej sytuacji ją wybić, pozwolił Adrianowi Mierzejewskiemu wykorzystać sytuację sam na sam. Na gola reprezentacji Polski kibice czekali ponad cztery i pół godziny - wcześniej w lutowym sparingu z Norwegią trafił Robert Lewandowski, który teraz asystował przy bramce Mierzejewskiego.

25-letni pomocnik i kapitan Polonii Warszawa był najlepszym z Polaków i jeśli argentyński sprawdzian cokolwiek wniósł, to na pewno przybliżył go do podstawowej jedenastki. Mierzejewski zastąpił Ludovika Obraniaka, któremu kilka dni temu urodziła się córka. Do kadry dołączył dopiero w piątek, ma zagrać we czwartek przeciwko Francji. Mierzejewski dobrze wykorzystał swoją szansę. Często był przy piłce, odbierał i podawał. Nie bał się odpowiedzialności ani ryzyka - w drugiej połowie po efektownym podaniu piętą mieliśmy świetną okazję, ale gol nie padł.

O ile Mierzejewski szansę wykorzystał i stał się dla Smudy zawodnikiem bezcennym, bo może grać w środku i na lewej stronie tercetu pomocników odpowiedzialnych za ofensywę, o tyle zawiódł Grosicki. Atutem skrzydłowego tureckiego Sivassporu była niezwykła szybkość. Potrafił biec z piłką jak wicher, mijając po drodze obrońców. W niedzielę grał słabo. Strzelał celnie, ale były to uderzenia marne, istotne tylko dla statystyk. Grosicki nie przyprawił Smudy o pozytywny, wywołany kłopotem bogactwa ból głowy i dziś wydaje się, że najbliżej gry na Euro są Błaszczykowski, Obraniak oraz Mierzejewski. Chyba, że miejsce tego ostatniego zajmie kontuzjowany dziś Sławomir Peszko.

Mierzejewski: Walecznością nadrabiamy braki techniczne

Brożek walczy

Nie skończyły się za to permanentne problemy w obronie. Błędy, jakie popełnili środkowi obrońcy Grzegorz Wojtkowiak i Tomasz Jodłowiec, są na tym poziomie niewybaczalne. W pierwszej połowie po ich gapiostwie jeszcze udało się wybić piłkę sprzed linii bramkowej. Na początku drugiej już nic się nie udało, Polacy przegapili w polu karnym wszystkie możliwości wykopania piłki. Jako ostatni zawiódł Grosicki - i wyrównującego gola strzelił z pola karnego Ruben.

Grosicki za błąd zapłacił, został zmieniony jako pierwszy. Wprowadzony na boisko Paweł Brożek potrzebował niespełna dziesięciu minut, by strzelić pięknego gola i dać nam pierwsze od 30 lat zwycięstwo nad Argentyną. Napastnik Trabzonsporu w dwóch ostatnich występach w kadrze zdobył trzy bramki (wcześniej dwie Bośni i Hercegowinie w grudniu) i skutecznością walczy o udział na Euro w roli zmiennika Lewandowskiego, który w niedzielę długimi momentami dostojnie przechadzał po boisku, ale drużynie jest niezbędny.

Przy decydującym golu Brożkowi podawał Błaszczykowski, który przed meczem zarzekał się, że "drużyna stoi murem za selekcjonerem". Pozycja Smudy była mocno niepewna, niedzielna wygrana powinna uciszyć plotki na temat jego dymisji. Ale o tym, czy jego wybór na selekcjonera był słuszny, wszyscy przekonamy się dopiero po Euro 2012. Liczba wątpiących po niedzielnym meczu nie zmalała.

35

 

tyle lat temu Argentyna grała w Polsce. W 1976 roku wygrała w Chorzowie 2:1

Dziękuję kibicom za okazanie szacunku podczas hymnu - mówił trener Argentyny po meczu z Polską ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA